Tak, dystans do rzeczywistości i
tego, co się zdarza w życiu jest kluczowy… ja ciągle się go uczę i jeszcze długo będę to robić… Raz jest łatwiej, raz gorzej, ale na pewno jest łatwiej,
odkąd uświadomiłam sobie, że to może mi pomóc nie zwariować w tym świecie.
Choć na przykładzie ostatniej sytuacji szkolnej wydaje
mi się, że jednak nie umiem nabrać takiego dystansu, jakbym chciała. A co jeśli
mój temperament nie ułatwia mi zdystansowania się, tylko zachęca do walki z
niesprawiedliwością lub każe się głośno zachwycać pięknem życia i radosnymi momentami?
Cały czas próbuję cieszyć się na spokojnie i nie popadać w rozpacz,
kiedy coś idzie nie tak. Zachować równowagę. No tak, ale niektórym zajmuje to
wiele lat ;-).
Dzisiaj chciałam wziąć wolne i zostać w domu, bo
wiedziałam, że ciężko będzie mi się skupić na pracy, a mój umysł będzie
dalej kombinował, do kogo jeszcze się zwrócić w słusznej sprawie i co jeszcze można
zrobić. Po rozmowach telefonicznych
potwierdzających beznadziejność sytuacji szkolnej, musiałam wyjść do łazienki,
żeby się wypłakać. Może się to niektórym wydawać dziecinne i często utrudnia mi
życie, ale potem zawsze jest mi lepiej. Ale nim mi się zrobi lepiej, to w
takich sytuacjach bardzo często ulatuje ze mnie cała energia. No cóż, przynajmniej
jestem świadoma swoich emocji i tego, jaki mają na mnie wpływ. Ponoć
uświadomienie sobie swoich emocji jest pierwszym krokiem do uzdrowienia. Jak
człowiek jest tego świadomy, to może wybrać swoją reakcję na to, co go spotyka.
Dziś miałam pisać o
przyjemnościach! O mojej norweskiej „przyjaciółce”, której
muzyka towarzyszy mi już od wielu lat. Kari Bremnes pisze poetycko o zwykłym
życiu, odważnych kobietach, uczuciach, miłości, fiordach, życiu na zimnej północy i tęsknocie
za wielkim światem. Podczas koncertów przed każdą piosenką pięknie opowiada związaną
z nią historię, tworzy tło, opowiada o bohaterach, co bardzo wzbogaca odbiór jej muzyki.
Stworzyła niesamowitą muzykę do
tekstu Edvarda Muncha, który napisał przed namalowaniem słynnego „Krzyku” (Skriek). Munch zawsze najpierw pisał, a potem malował.
W jednej z swoich piosenek
opowiada o tragicznym losie przepięknej Dagny Juel - muzy artystów końca XIX
wieku i żony Stanisława Przybyszewskiego – pisarza Młodej Polski, który po
ślubie wielokrotnie ją zdradzał. Ona sama zginęła w Tbilisi w wieku 34
lat, zastrzelona przez swojego wielbiciela.
Mój kolejny ulubiony utwór to
historia o Wanny Woldstad – pierwszej kobiecie odkrywczyni i traperce, która
zamieszkała na Spitzbergenie (z dwójką dzieci, po śmierci męża).
Dzięki Kari zakochałam się w
brzmieniu języka norweskiego. Trzy lata temu miałam ogromne szczęście i przywilej być na jej cudownym
koncercie w Szczecinie, organizowanym przez Marka Niedźwieckiego. Każdy jej
koncert to dla mnie wielkie przeżycie. Niestety w Polsce nie koncertuje –
najbliżej od nas to Drezno.
Cudownie uspokajają jej piosenki
z płyty „Over en by”, ale tak naprawdę to ja zachwycam się wszystkimi jej
płytami!
Muzyka Kari Bremnes zawsze poprawia mi nastrój i przywraca dystans J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz