Na przekór mojemu wczorajszemu wcześniejszemu "Blue Monday" (oficjalnie ma być za tydzień) już rano robiłam sobie w myślach listę rzeczy, za które mogę
i jestem dzisiaj wdzięczna. Oto one:
Wyjątkowo mało samochodów rano na drogach, dzięki czemu mogłam szybko przejechać całe miasto i nie spóźnić się do komory hiperbarycznej na moje zabiegi. Znalazłam również bez problemu miejsce do parkowania, co w okolicy szpitala nie jest łatwe!
Przepiękny wschód słońca – wielka pomarańczowa kula nad horyzontem – uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam takie widoki! J
Oswajając temperaturę -8 stopni pomyślałam o tych wszystkich moich znajomych z Indii i Emiratów i innych gorących krajów, którzy wielokrotnie wspominali, że mają dość upałów i bardzo im się podoba pogoda w Europie (no może nie aż -8, bo by się chyba od razu pochorowali;-). Dzięki naszej pogodzie Polska była również w wiadomościach w Portugalii, o czym doniosła mi koleżanka z Lizbony, która wspomniała, że gdyby u nich były takie temperatury, to połowa populacji wymarłaby z braku odpowiedniego ogrzewania – u niej w domu było tylko 12 stopni, u nas wtedy -12, no ale w domku miałam ponad 20 J.
Siedząc w komorze czytałam cudną książkę „The best exotic Marigold Hotel” – wcześniej oglądałam też film (jak również drugą część). Wszystkie te pozycje gorąco polecam, szczególnie w te zimowe dni! Tematyka bardzo mi bliska ze względu na to, że opisuje Anglików (a ja jestem anglofilem) i przedstawia Indie (które mnie fascynują odkąd je zobaczyłam na żywo). Z dzisiejszej lektury utkwiło mi w głowie jedno wspaniałe zdanie, w którym bohaterka bojąc się starości i wielkiej zmiany w życiu polegającej na przeprowadzce do Indii z powodu emerytury niewystarczającej do życia w Anglii, doszła do następującego wniosku jedząc ciastko z dzieciństwa: „Whatever happened, there was always comfort to be found in the small things of life” (w moim wolnym tłumaczeniu - cokolwiek by się zdarzyło, zawsze można się pocieszyć małymi rzeczami codziennego życia :-).
W pracy cieszyłam się pięknym nowym i ciepłym biurem, o którym nawet napisałam bloga na firmową stronę. Parę miesięcy temu napisałam tez o tym, jak radzić sobie ze stresem (po angielsku).
Wieczorem zadzwoniła do mnie po długiej przerwie Gosia - moja wspaniała koleżanka jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Pomyślałam – jakie to niesamowite, że znamy się już ponad trzydzieści lat! Jestem za to szczególnie wdzięczna, jak również za wszystkie inne przyjaźnie, gdyż każda z nich jest ogromnie cenna i wnosi bardzo dużo do mojego życia.
Nie pisałam o tym wcześniej, ale oczywiście dziękuję za całą moją rodzinkę. Córeczki - nastolatki czasami „dają popalić” i odrabianie zadań domowych wszystkich nas już wykańcza (za system edukacji polskiej nie jestem wdzięczna, choć jak to piszę to od razu mi się przypomina szkoła dla biednych dzieci w Indiach, którą odwiedziłam i to, że w wielu krajach uczęszczanie dzieci do szkoły jest nieosiągalnym dobrem – tu znowu polecam świetną książkę: „Trzy filiżanki herbaty” Grega Mortensona - opowieść o człowieku, który budując szkoły w niedostępnych górach Pakistanu, przyczynia się do budowania pokoju na świecie), ale bez nich na pewno byłoby bardzo nudno ;-). Przy okazji tego i poprzedniego punktu – przypomina mi się powiedzenie „Przyjaciele są rodziną, którą sami sobie wybieramy”, więc naprawdę mam za co być wdzięczna!!!
Wyjątkowo mało samochodów rano na drogach, dzięki czemu mogłam szybko przejechać całe miasto i nie spóźnić się do komory hiperbarycznej na moje zabiegi. Znalazłam również bez problemu miejsce do parkowania, co w okolicy szpitala nie jest łatwe!
Przepiękny wschód słońca – wielka pomarańczowa kula nad horyzontem – uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam takie widoki! J
Oswajając temperaturę -8 stopni pomyślałam o tych wszystkich moich znajomych z Indii i Emiratów i innych gorących krajów, którzy wielokrotnie wspominali, że mają dość upałów i bardzo im się podoba pogoda w Europie (no może nie aż -8, bo by się chyba od razu pochorowali;-). Dzięki naszej pogodzie Polska była również w wiadomościach w Portugalii, o czym doniosła mi koleżanka z Lizbony, która wspomniała, że gdyby u nich były takie temperatury, to połowa populacji wymarłaby z braku odpowiedniego ogrzewania – u niej w domu było tylko 12 stopni, u nas wtedy -12, no ale w domku miałam ponad 20 J.
Siedząc w komorze czytałam cudną książkę „The best exotic Marigold Hotel” – wcześniej oglądałam też film (jak również drugą część). Wszystkie te pozycje gorąco polecam, szczególnie w te zimowe dni! Tematyka bardzo mi bliska ze względu na to, że opisuje Anglików (a ja jestem anglofilem) i przedstawia Indie (które mnie fascynują odkąd je zobaczyłam na żywo). Z dzisiejszej lektury utkwiło mi w głowie jedno wspaniałe zdanie, w którym bohaterka bojąc się starości i wielkiej zmiany w życiu polegającej na przeprowadzce do Indii z powodu emerytury niewystarczającej do życia w Anglii, doszła do następującego wniosku jedząc ciastko z dzieciństwa: „Whatever happened, there was always comfort to be found in the small things of life” (w moim wolnym tłumaczeniu - cokolwiek by się zdarzyło, zawsze można się pocieszyć małymi rzeczami codziennego życia :-).
W pracy cieszyłam się pięknym nowym i ciepłym biurem, o którym nawet napisałam bloga na firmową stronę. Parę miesięcy temu napisałam tez o tym, jak radzić sobie ze stresem (po angielsku).
Wieczorem zadzwoniła do mnie po długiej przerwie Gosia - moja wspaniała koleżanka jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Pomyślałam – jakie to niesamowite, że znamy się już ponad trzydzieści lat! Jestem za to szczególnie wdzięczna, jak również za wszystkie inne przyjaźnie, gdyż każda z nich jest ogromnie cenna i wnosi bardzo dużo do mojego życia.
Nie pisałam o tym wcześniej, ale oczywiście dziękuję za całą moją rodzinkę. Córeczki - nastolatki czasami „dają popalić” i odrabianie zadań domowych wszystkich nas już wykańcza (za system edukacji polskiej nie jestem wdzięczna, choć jak to piszę to od razu mi się przypomina szkoła dla biednych dzieci w Indiach, którą odwiedziłam i to, że w wielu krajach uczęszczanie dzieci do szkoły jest nieosiągalnym dobrem – tu znowu polecam świetną książkę: „Trzy filiżanki herbaty” Grega Mortensona - opowieść o człowieku, który budując szkoły w niedostępnych górach Pakistanu, przyczynia się do budowania pokoju na świecie), ale bez nich na pewno byłoby bardzo nudno ;-). Przy okazji tego i poprzedniego punktu – przypomina mi się powiedzenie „Przyjaciele są rodziną, którą sami sobie wybieramy”, więc naprawdę mam za co być wdzięczna!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz