wtorek, 10 stycznia 2017

Na przekór mojemu wczorajszemu wcześniejszemu "Blue Monday" (oficjalnie ma być za tydzień) już rano robiłam sobie w myślach listę rzeczy, za które mogę i jestem dzisiaj wdzięczna. Oto one:

Wyjątkowo mało samochodów rano na drogach, dzięki czemu mogłam szybko przejechać całe miasto i nie spóźnić się do komory hiperbarycznej na moje zabiegi.  Znalazłam również bez problemu miejsce do parkowania, co w okolicy szpitala nie jest łatwe!

Przepiękny wschód słońca –  wielka pomarańczowa kula nad horyzontem – uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam takie widoki! J

Oswajając temperaturę -8 stopni pomyślałam o tych wszystkich moich znajomych z Indii i Emiratów i innych gorących krajów, którzy wielokrotnie wspominali, że mają dość upałów i bardzo im się podoba pogoda w Europie (no może nie aż -8, bo by się chyba od razu pochorowali;-). Dzięki naszej pogodzie Polska była również w wiadomościach w Portugalii, o czym doniosła mi koleżanka z Lizbony, która wspomniała, że gdyby u nich były takie temperatury, to połowa populacji wymarłaby z braku odpowiedniego ogrzewania – u niej w domu było tylko 12 stopni, u nas wtedy -12, no ale w domku miałam ponad 20 J.

Siedząc w komorze czytałam cudną książkę „The best exotic Marigold Hotel” – wcześniej oglądałam też film (jak również drugą część). Wszystkie te pozycje gorąco polecam, szczególnie w te zimowe dni! Tematyka bardzo mi bliska ze względu na to, że opisuje Anglików (a ja jestem anglofilem) i przedstawia Indie (które mnie fascynują odkąd je zobaczyłam na żywo). Z dzisiejszej lektury utkwiło mi w głowie jedno wspaniałe zdanie, w którym bohaterka bojąc się starości i wielkiej zmiany w życiu polegającej na przeprowadzce do Indii z powodu emerytury niewystarczającej do życia w Anglii, doszła do następującego wniosku jedząc ciastko z dzieciństwa: „Whatever happened, there was always comfort to be found in the small things of life” (w moim wolnym tłumaczeniu - cokolwiek by się zdarzyło, zawsze można się pocieszyć małymi rzeczami codziennego życia :-).  

W pracy cieszyłam się pięknym nowym i ciepłym biurem, o którym nawet napisałam bloga na firmową stronę. Parę miesięcy temu napisałam tez o tym, jak radzić sobie ze stresem (po angielsku).

Wieczorem zadzwoniła do mnie po długiej przerwie Gosia - moja wspaniała koleżanka jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Pomyślałam – jakie to niesamowite, że znamy się już ponad trzydzieści lat! Jestem za to szczególnie wdzięczna, jak również za wszystkie inne przyjaźnie, gdyż każda z nich jest ogromnie cenna i wnosi bardzo dużo do mojego życia.

Nie pisałam o tym wcześniej, ale oczywiście dziękuję za całą moją rodzinkę. Córeczki - nastolatki czasami „dają popalić” i odrabianie zadań domowych wszystkich nas już wykańcza (za system edukacji polskiej nie jestem wdzięczna, choć jak to piszę to od razu mi się przypomina szkoła dla biednych dzieci w Indiach, którą odwiedziłam i to, że w wielu krajach uczęszczanie dzieci do szkoły jest nieosiągalnym dobrem – tu znowu polecam świetną książkę: „Trzy filiżanki herbaty” Grega Mortensona - opowieść o człowieku, który budując szkoły w niedostępnych górach Pakistanu, przyczynia się do budowania pokoju na świecie), ale bez nich na pewno byłoby bardzo nudno ;-). Przy okazji tego i poprzedniego punktu – przypomina mi się powiedzenie „Przyjaciele są rodziną, którą sami sobie wybieramy”, więc naprawdę mam za co być wdzięczna!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz