środa, 28 listopada 2018

Czego pragnie moja dusza? Do czego się wyrywa? Jaka jestem, jaka chcę być?

Te pytania z ostatnich warsztatów ponownie zasiały we mnie zamęt. Kiedy już się w sumie pogodziłam ze swoją codzienną pracą, to teraz coraz bardziej ciągnie mnie do robienia czegoś bardziej wartościowego, twórczego, pięknego, wolnego... Szczególnie, że w pracy szykują się zmiany, i nie wiadomo jeszcze, czy będą dla mnie korzystne.

Wiem na pewno, że moja dusza chce się czuć radośnie i lekko. Kiedy coś przynosi radość, to jest właśnie to.  

Ale na razie idę spać. Może mi się przyśni odpowiedź ;) 

wtorek, 27 listopada 2018


Tak mi jakoś dziwnie od kilku dni. Miałam napisać już w poniedziałek, ale ciągle myślę i analizuję, co i jak. I już nic nie wiem. Wczoraj jakiś dziwny dół, czułam jak z minuty na minutę lecę niżej i niżej. Dziś podróżowałam do pracy transportem miejskim po 1,5 godziny w każdą stronę. Spałam w tramwaju wracając do domu, a potem to już się trzęsłam z zimna, bo było w nim zimno. W pracy zero ochoty na jakąkolwiek pracę. Problemy dziewczyn w szkole i w życiu – te chyba najciężej mi udźwignąć. Potem ponad dwugodzinna rozmowa online z koleżanką z pracy ze Stanów, która jest dzisiaj ostatni dzień i przekazywała mi różne rzeczy. Na szczęście Rafał wrócił szczęśliwie z dalekiej podróży służbowej.
A miałam czuć się tak cudnie i lekko po weekendowych warsztatach z Agnieszką Maciąg. W sobotę obudziłam się z przytkanym nosem i średnio się czułam, gdyż w nocy nie spałam dobrze. W niedzielę było już o wiele lepiej, może dzięki temu, że cały czas piłam tylko wodę z cytryną i imbirem, a wieczorem wygrzałam się w saunie. Ta grupa uczestniczek była trochę inna od poprzedniej – dziewczyny bardzo wyedukowane, pracujące nad sobą, miały dużo pytań i generalnie nie narzekały na swoje życie, choć wiele miało powody. Robiłyśmy mapę marzeń (akurat była pełnia!:) i malowałyśmy kamienie, z konkretną intencją i energią – to chyba podobało mi się najbardziej (w końcu mogłam się trochę wyżyć twórczo;-). Joga rano była piękna, wspólne śpiewy i medytacje również. Miejsce prześliczne – Uroczysko Siedmiu Stawów – cudnie byłoby tam przyjechać samemu, albo z ukochaną osobą. Jedzenie wegańsko-wegetariańskie i cała obsługa były wspaniałe. Słuchanie Agnieszki i patrzenie na nią to sama przyjemność. Ale jakoś dziwnie się czuję… Może to przesyt wiadomości? Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać. Może to tylko zmęczenie i osłabienie po tym przeziębieniu? Ćwiczę co rano, żeby mieć energię, ale w ciągu dnia przez to zasypiam. Fakt, powinnam chodzić spać wcześniej. Podczas tego weekendu zaczęłam obserwować siebie w interakcjach z innymi - ćwiczyć to, o co prosił nas jeden z wykładowców w szkole coachingowej. Najpierw odruchowo obarczałam swoimi uczuciami moich interlokutorów, ale potem zaczęłam analizować ich przyczynę bezpośrednio we mnie samej. Jakie moje rzeczy do przepracowania wskazują mi moje mało pozytywne odczucia, kiedy rozmawiam z innymi? Jakie moje kompleksy, dawno już zapomniane i głęboko schowane, budzą się wtedy we mnie? Doszłam do średnio pozytywnych wniosków.... Na szczęście włączam sobie dynamiczną piosenkę "Be the light" Aykanny i od razu jest lepiej ;-). Żeby utrzymać ten stan radości z warsztatów powinnam dbać o nią codziennie, utrzymywać pozytywne nastawienie, nie dać się sprowokować negatywnym osobom i wydarzeniom i zatopić się w marzeniach o szczęśliwym jutrze, zdrowiu i udanej przyszłości :-). Jedna godzina "czarnej rozpaczy" wystarczy, by to runęło jak przysłowiowy domek z kart. Chyba już się chwieje w posadach...


Życzę wszystkim spokojnej nocy!

piątek, 23 listopada 2018

Cudowny film wczoraj obejrzałam!!! Oficjalnie można go sklasyfikować jako dokumentalny film podróżniczy, ale dla mnie jest to najwspanialszy film o życiu, pozytywnej determinacji i wspaniałych relacjach międzyludzkich! Oglądałam go z wypiekami na twarzy, uśmiechem na ustach i łzami w oczach. Niemiecka para filmowców wyruszyła w drogę na wschód, lądem i wodą, bez podróżowania samolotem. Żyli w ten sposób trzy lata. Ludzie, których spotkali byli dobrzy i bardzo gościnni. Bo ludzie są dobrzy! A chyba najbardziej gościnni byli w Iranie i Pakistanie. Jechali stopem przez zapierające dech w piersiach góry byłych republik radzieckich i Himalajów. Ach, jak moje serce wyrywało się do tych wszystkich miejsc, do poznania miejscowych ludzi i do przeżycia takiego życia - bez nadmiernego bagażu, w prostocie i w bliskości z naturą! Chyba jednak najbardziej ciągnęło mnie do spotkań z ludźmi. Podczas tego filmu odezwała się moja prawdziwa natura, moja dusza, która wyrywała się na wolność, w te bezdroża, stepy, góry i oceany :D.

Film "Daleko. Historia drogi dookoła świata" jest świetnie zrobiony. Bardzo ciekawe zdjęcia, ujęcia, mało słów, świetna muzyka (często lokalna) i wiele zabawnych momentów. Jest też wiele wzruszeń wywołanych cudownymi spotkaniami. The road is calling me!

Polecam na ciemny i zimny czas - historia Patricka i Gwen jest niesamowicie kolorowa, optymistyczna i dodająca wiary w ludzi i w świat, który jest absolutnie przepiękny, zaskakujący i dobry :-).

 P.S. Nie jestem pewna, czy film jest już dostępny w polskiej wersji językowej.  Tytuł w oryginale to: "Weit. Die Geschichte von einem Weg um die Welt".

środa, 21 listopada 2018


Dzisiaj jest Dzień Życzliwości w Polsce, na świecie Hello World Day, a jutro Święto Dziękczynienia w USA. Ich choć nie obchodzę tego ostatniego, bo nie jestem Amerykanką, ani nie mieszkam w Stanach, to wdzięczność celebruję codziennie J. Nie jest to łatwe, kiedy budzę się wczesnym ranem, ostatnio często niewyspana, a za oknem jest ciemno i bardzo zimno i w perspektywie długa jazda przez miasto. Ale dzisiaj po drodze zachwycałam się rano cudownie ośnieżonymi drzewami i krzakami, które wyglądały bajkowo! Nawet jak w ciągu dnia „zapomnę” o praktykowaniu wdzięczności, to wieczorem, w wolnej chwili, przychodzi to do mnie i wywołuje uśmiech na twarzy. Czuję wdzięczność za rodzinę, choć nikt z nas nie jest doskonały i denerwujemy się na siebie, czuję wdzięczność za dach nad głową, choć ciasno i mało prywatności, czuję wdzięczność za pracę, choć mało kreatywna i dojazdy do niej kłopotliwe i ostatnio bardzo mi się nie chce, za przyjaciół, kolegów, rodziców, zdrowie i, przede wszystkim, życie.

„It’s not happy people, who are thankful.
It’s thankful people, who are happy”

Dzisiaj po pracy pojechaliśmy do mamy. Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, mój wzrok padł na bilety na film tygodnia niemieckiego, który rozpoczynał się za 10 min. No cóż, najwyraźniej tak miało być, oznajmił ze stoickim spokojem mój mądry mąż. Gdyby nie korek na drodze z pracy i mama, to może bym o tym pamiętała (gdybym przed wszystkim pamiętała, że dzisiaj jest środa ;-). Zamiast tego zrobiłam sobie gorącą kąpiel w m.in. soli Epsom (dobra na infekcje, a w nocy obudziło mnie coś w gardle), wypiłam złote mleko (mleko roślinne z kurkumą, cynamonem, pieprzem i imbirem) i za chwilę zamierzam wskoczyć pod ciepłą kołderką, bo jutro naprawdę wczesna pobudka.  

poniedziałek, 19 listopada 2018

Zbieram materiały do Mapy Marzeń i zastanawiam się nad swoim życiem. W opozycji do moich marzeń jest moja pełnoetatowa praca, często bardzo odtwórcza i powtarzalna, która wraz z dojazdami zabiera mi mnóstwo czasu, i czasami, tak jak dzisiaj, po prostu "mi się nie chce". Przygnębiło mnie to. Wieczorem spotkałam się z Beatką na jarzębinowej herbacie i, gdy jej o tym powiedziałam, z wielkim entuzjazmem poradziła mi, żebym w ramach spełniania marzeń napisała książkę! O poezji, książkach, muzyce, naturze i wrażliwości. I jeszcze koniecznie podróże. W sumie to dlaczego nie? :D 

W nocy najpierw obudziło mnie zimno, a potem widziałam przed oczyma twarz głównej bohaterki wczorajszego filmu tygodnia niemieckiego. Jak zwykle film dobrze zrobiony, kameralnie, mała obsada, mała wspólnota w południowych Niemczech, specyficzny dialekt (który byłam w stanie zrozumieć dzięki naszym pobytom w pobliżu – duma! ;-), kościół, siostrzana miłość i solidarność, heroizm starszej siostry, tajemnica rodzinna i wielki straszny problem w rodzinie, w której nie było matki, tylko ojciec z dwoma nastoletnimi córkami. Problem przemocy seksualnej przedstawiony, o ironio, na tle przepięknej przyrody i szalonej muzyki organowej Bacha. Cały świat w jednej kropli wody. Wywiad z reżyserem i autorem scenariusza po projekcji był o wiele przyjemniejszy niż sam film. A twarzy głównej aktorki, Rumunki z pochodzenia, chyba nigdy nie zapomnę. Bilet Natalii wykorzystała Bogusia, z którą nie widziałam się prawie trzy lata - fajnie było ją zobaczyć radosną i zadowoloną z życia. Wcześniej, wszyscy w piątkę, wypiliśmy kawę z naprędce kupionym ciastem po drodze do kina, w filii naszej ulubionej kawiarni.

sobota, 17 listopada 2018


Wczoraj zaczął się tydzień filmu niemieckiego. I choć ostatnio nie chodzimy do kina zbyt często, to na filmy niemieckie zawsze. Rok temu była cudowna różnorodność, w tym roku, jak na razie, są same "ciężkie" filmy. Kiedyś uwielbiałam filmy takiego kalibru, nie cierpiałam zaś filmów zbyt lekkich. Uwielbiałam i nadal uwielbiam, jak one coś we mnie wnoszą, wzbogacają mnie, dają do myślenia. Ale teraz bardziej świadomie "zarządzam" swoimi emocjami i za bardzo nie chcę się narażać na ich zalew spowodowany "ciężkością" danego filmu. 

Wczorajszy film "Milcząca rewolucja" bardzo mnie poruszył. Rok 1956, młodzież w klasie maturalnej w NRD, rzeczywistość koszmarnego zastraszania, propagandy i bezlitosnego systemu. Systemu, który nie tylko rozbijał rodziny, ale także klasy maturalne. Z powodu dwóch minut ciszy solidarności z narodem węgierskim próbującym się wyrwać z okupacji sowieckiej. Nie wiem dlaczego, ale bardzo przeżyłam ten film. Może dlatego, że bohaterami byli młodzi ludzi, którzy tak niesamowicie pokazali pełnię człowieczeństwa? Piękne obrazy szarej rzeczywistości i niedającej się zniewolić młodości. Przepiękna muzyka. Nie mogłam się otrząsnąć z tych emocji. Po filmie moje ciało zachwycało się przygotowanymi przekąskami, a dusza i umysł były dalej w roku 1956 w Stalinstadt i przeżywały dramatyczne losy jego mieszkańców.

Dzisiejszy film był piękny i lekki pomimo swojej ciężkości. Trzy dni z życia Romy Schneider w cudnej nadmorskiej scenerii z szumem fal i wiatru w Bretanii. Niesamowite czarno-białe zdjęcia i muzyka. Wyjątkowa piękna naturalna kobieta z dziecięcą radością życia i otwartością, a jednocześnie spadająca w dół ciągnięta przez swoje demony... demony z przeszłości, od rodziców, demony relacji z mężczyznami, związane z pracowaniem, wyjazdami i zostawianiem dzieci. Trafnie wyławiane przez aroganckiego dziennikarza. Ale suma summarum film nie zakończył się źle :). 

czwartek, 15 listopada 2018

Życie jest niesamowitą podróżą i nigdy nie wiesz, co pojawi się za zakrętem ;-). Ta podróż składa się z pojedynczych dni, i rano nigdy nie wiesz jak one się skończą. Dzisiaj wcześnie rano miałyśmy z Zuzią wyjść wcześniej z domu i jechać godzinę tramwajem do szkoły i pracy. Ale na nasze szczęście Rafał odwołał swój wyjazd służbowy do Gdańska, bo na jego nieszczęście, wczoraj wieczorem spuchło mu kolano, i co więcej, coś w nim chrupotało. Wskazówka życiowa nr 1 - nigdy nie martw się na zapas, że np. będziesz musiała jechać zimnym ranem godzinę w zatłoczonym tramwaju, bo wcale tak nie musi być :-).

To kolano Rafała spuchło po małym "wypadku" rowerowym, który miał miejsce w poniedziałek. Odgłos "chrupotania" nie napawał optymizmem, Rafał miał już jechać na SOR. Po wizycie u ortopedy okazało się, że tak kolano zareagowało na napięcie mięśnia i wcale nie musiało być bezpośredniego uderzenia. Najważniejsze, że to nic poważnego. Wskazówka życiowa nr 2 - nie oczekuj najgorszego.

Teściowa miała wczoraj operację na sercu. Wieczorem się dowiadywaliśmy - operacja przebiegła w porządku. Dziś rano okazało się, że były jakieś komplikacje (nie wiadomo jakie, przez telefon nie powiedzą) i miała drugą operację. "Uruchomiłam" moje koleżanki ze świata, żeby wysyłały jej dobre życzenia i uzdrawiającą energię, sama też słuchałam uzdrawiającej mantry i wizualizowałam sobie odpowiednie rzeczy. Po południu były już pozytywne informacje ze szpitala. Wskazówka życiowa nr 3 - zaufaj wszechświatowi, i temu, że modlitwy mają moc. Nie bój się prosić o pomoc. 

Po pracy pojechałam tramwajem na dworzec do empiku odebrać najnowszą książkę Agnieszki Maciąg "Twój dobry rok". Tak bardzo potrzebowałam się przejść, zażyć trochę ruchu, a nie tylko siedzieć albo w biurze, albo w samochodzie, albo w domu. Było o wiele cieplej, niż myślałam i z przyjemnością szłam przez lokalny cmentarz (;-) na przystanek tramwajowy. W tramwaju czytałam bardzo ciekawą pozycję psychologiczną "Dzień dobry...i co dalej?" o skryptach życiowych, które ludzie odtwarzają w swoim życiu, głównie z powodu programowania rodzicielskiego. Dojechałam do dworca, weszłam do niego i.... poczułam się przecudownie!!! Dosłownie zalały mnie endorfiny! Uwielbiam atmosferę i wygląd naszego dworca, uwielbiam tę atmosferę podróży, wyjazdów, pożegnań i powitań, tego czegoś ulotnego, tej energii.... ciekawe, że np. angielskie dworce mnie męczą, może dlatego, że są tam ogromne tłumy, a dzisiaj w tamtym momencie było tam na prawdę cudownie! A w empiku tak przytulnie i cichutko, jak w cudownej nie-sieciowej księgarni, jak w czytelni... Boże, chyba się we mnie odzywają jakieś atawizmy, lub wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa i młodości..., może geny mojej mamy i babci, które, jak się niedawno dowiedziałam, często podróżowały i zmieniały miejsce zamieszkania... Dworzec przemierzałam z szeroki uśmiechem na ustach i w duszy, szczęśliwa również z tego, że mogłam przytulić do serca nową książkę Angieszki :-). Wskazówka życiowa nr 4 - bądź otwarta na doświadczenia dnia powszedniego, nieważne jak powszednie mogłyby się one wydawać - nigdy nie wiesz, jak zareagujesz na dane miejsce, czas, sytuację, ludzi :-)

Wracając z Rafałem samochodem do domu wstąpiliśmy po drodze odebrać internetowe zamówienie. 
Poczułam się w tym sklepie (e-obuwie) jak w filmie Star Wars lub podobnym - było to bardzo zabawne doświadczenie. Ale jeszcze zabawniejsze i bardzo pozytywne doświadczenie spotkało mnie w sklepie obok, kiedy na prośbę córki poszłam zapytać się o możliwość wykonania kubka ze zdjęciem na urodziny jej koleżanki. Nawiązałam niesamowitą relację ze sprzedawcą, wybierając projekt kubka, czcionkę, zdjęcie, czekając na zdjęcie, rozmawiając z panem o szczegółach, podziwiając wystawione fotoksiążki i tak ogólnie :D. Zachwyciłam się tymi fotoksiążkami, zawierały one niesamowicie piękne i ciekawe zdjęcia z podróży oraz niesamowicie ciekawe i wzruszające historie życiowe. Spędziłam tam około godziny - Pan tak mnie chyba polubił, że wyjątkowo wykonał ten kubek dla mnie od ręki :-). Wyszłam z tego sklepu naładowana cudowną energią, którą czuję do tej pory! Wskazówka życiowa nr 5 - nigdy nie wiesz, kogo dobrego niespodziewanie spotkasz na swojej drodze, za rogiem, w sklepie, itp. i jak ta osoba na Ciebie zadziała. Nie zamykaj się na te spotkania. Uśmiechnij się, zagadaj - ludzie są dobrzy :-).

W domu ubawiłam się setnie słuchając historii z życia dziewczyn i ich koleżanek. Jedną można zatytułować: "Zdechła mysz w Anglii i znieczulica węchowa", a drugą: "Blaski i cienie organizacji egzaminu próbnego ósmoklasisty" :D

A potem pławiłam się w nieziemsko pachnącej kąpieli.

Uwielbiam swoje zwyczajne życie!!!

środa, 14 listopada 2018

W moim zwyczajnym życiu są czasami niezwyczajne momenty. Takim był dzisiejszy cudowny i bardzo energizujący koncert Jessiego Cooka i jego równie wspaniałych kolegów: Chrisa, Chendiego, Nicolasa i Denisa :-). Na ich koncercie byliśmy już po raz szósty!!! Kiedy weszli na scenę miałam wrażenie, że widzę dobrych przyjaciół. Byłam tak szczęśliwa, że buzia sama mi się śmiała. Nagłośnienie i jakość dźwięku były cudowne, muzyka też. Zamykałam oczy, żeby skupić się na doznaniach słuchowych. Część z nich zaburzała mi bardzo ruchliwa dziewczynka znajdująca się obok, która nie tylko skakała, kładła się, machała rękoma i sweterkiem, ale również dość głośno śpiewała/nuciła do granej muzyki ;-). Dobre warunki dla mnie na ćwiczenie stanu "zen" ;-). Na szczęście po przerwie zajęła inne miejsce. 

Po przerwie muzycy porwali nas do wstania z foteli i poddaliśmy się dynamicznym dźwiękom "Rumba party". Cudowna gra świateł, niesamowite aranżacje, aż cztery utwory z wokalem (absolutnie niebiańskie!!!), utwory akustycznie, kameralnie, z rozmachem i przytupem, wspaniałe egzotyczne instrumenty (np. armeński duduk), Jesse przemawiający na początku po polsku - to był na prawdę wyjątkowy koncert z wyjątkową energią!!! Szłam na niego z tzw."marszu", nie mając nawet chwili, żeby cieszyć się z oczekiwania na niego. Ale gdy oni tylko wyszli na scenę - każda komórka mojego ciała i dusza poczuły, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie :-)

niedziela, 11 listopada 2018


Po zajęciach weekendowych w szkole trenerów wróciłam dziś do domu jak zwykle w bardzo radosnym nastroju. Tak się cieszę, że jest tylu pozytywnie zakręconych ludzi, którzy chcą zmieniać siebie i świat na lepsze. A świat tak bardzo potrzebuje tej zmiany, świat tak bardzo potrzebuje uzdrowienia!!! Oglądając fragmenty marszu narodowców dosłownie przygniatało mnie to zło, tak jawnie tam wyrażane okropnym słownictwem i agresją. Gdy tylko dotarliśmy do domu od mamy włączyłam sobie uzdrawiające mantry, których słucham do tej pory i zaraz usiądę w spokoju, będę się rozświetlać, podnosić na wyższe wibracje i wysyłać światu i ludzkości uzdrawiające światło. Cieszę się, że jest coraz więcej ludzi, którzy to robią, którzy są "posłańcami światła", a to światło zwalczy ciemność, może już nawet w 2020 roku, który ma być dla Ziemi czasem przełomu. 

Zawsze moja empatia sprawia, że próbuję jakoś "usprawiedliwić" ludzi, którzy czynią zło - miał traumatyczne dzieciństwo, nie zaznał miłości, itp., ale słysząc i widząc zachowanie tych ludzi nawet moja współczująca natura nie może niczego znaleźć... Co więcej, jestem przerażona liczbą tak myślących ludzi, ludzi, dla których normalnością jest przeklinanie, wyzywanie innych, agresja, gwałt i eliminowanie ludzi innych od siebie. Nie chcę zasilać ich moją uwagą, a co za tym idzie energią, bo nie są tego warci.... Siadam do medytacji, to mi pomoże. Tam gdzie jest światło, nie ma ciemności :-).

wtorek, 6 listopada 2018

Uwielbiam moją podróż przez życie!

Zbliża się następny zjazd mojej cudnej szkoły i zabrałam się za czytanie książki poleconej na jednych zajęciach. Jest to "Narodzić się, by wygrać - żyj w zgodzie ze sobą". Nie chodzi tutaj jednak o rywalizację z innymi, czy postawę zwycięzcy pokonującego wszystko i wszystkich - chodzi o "autorstwo własnego losu, sprawiającego, że życie nie będzie czymś, czemu możemy sprostać lub z czym mamy walczyć, lecz czymś, co sami tworzymy" :-). Chodzi o pozostawanie w zgodzie z powołaniem do realizowania swego potencjału, bycie w zgodzie ze sobą, bycie autentycznym. Autorki opisują tzw. Analizę Transakcyjną, która określa na podstawie komunikowania się z innymi jakimi jesteśmy osobowościami, jakie maski zakładamy, jakie role i gry odgrywamy. Fascynuje mnie to! Zawsze interesowała mnie komunikacja międzyludzka, a tu jest tak wszystko pięknie i dostępnie opisane:). Na końcu każdego rozdziału znajdują się pożyteczne ćwiczenia, żeby siebie poobserwować i zwiększyć swoją świadomość na temat schematów, według których się na co dzień poruszamy i manipulacji, które stosujemy. Książka jest bardzo życzliwie napisana, czyta się ją jak najlepszą powieść. Uwielbiam takie tematy!

Apropo's książek, to wygrałam dziś na FB dwa piękne reportaże o ludziach gór, polskich alpinistkach i Tomaszu Mackiewiczu i jego ostatniej wyprawie na Nanga Parbat. Nie wiem, kiedy je przeczytam, na pewno potem puszczę w świat, m.in. do Iwony, która mnie zainspirowała do wzięcia udziału w tym konkursie, gdzie trzeba było odpowiedzieć na pytanie jak zaczęła się Twoja miłość do gór. Napisałam o niezapomnianych wycieczkach ze szkolnego koła PTTK na początku szkoły podstawowej. To na prawdę były cudowne wycieczki i wspaniałe chwile!!! Bez wygód, z wysiłkiem, ciężkim plecakiem i konserwami. Coś pięknego :). 

Przeglądam też notatki z ostatnich zajęć i czytam to, co mówi Deepak Chopra w swoich prowadzonych medytacjach, co mówiła Agnieszka Maciąg podczas warsztatów i to wszystko tak pięknie się ze sobą łączy, powtarza, rezonuje...:

"Życie jest największym darem, jaki możemy dostać od rodziców, jest najdroższe, jesteśmy bogaczami, nie wolno go niszczyć, trzeba się z niego cieszyć, bo wtedy nam wszystko sprzyja".

"Wdzięczność okazuj codziennie, jeśli tego nie zrobisz, to dzień będzie stracony, a już nie wróci."

"Trzeba dbać o życie, bo jest cienkie, delikatne, a nie martwić się o śmierć, która i tak przyjdzie."

"Przez rozwój osobisty ulepszamy świat, bo jesteśmy ze wszystkimi połączeni"

"Żyj zgodnie ze swoim sercem, rytmem. Możesz słuchać innych, ale realizuj swoje życie, masz je jedno; żebyś nie żałował. Nikt Ci nie powie co masz robić, musisz szukać sam, sprawdzać, itp."

niedziela, 4 listopada 2018


Skończyłam czytać "Chatę" W.P. Younga. Znacie ją? Kilka osób poradziło mi jej lekturę po śmierci taty. Jest też film. Opisują one bardzo ciekawe spotkanie głównego bohatera, doświadczonego mocno przez życie, z Bogiem pod trzema postaciami.

Myślę, że nie zrozumiałam wszystkiego do końca, ale przekaz jest mniej więcej taki:

Bóg jest miłością i dobrocią, kocha swoje dzieci i nie chce cierpienia ludzi. Oni cierpią, bo postanowili się uniezależnić (co wiąże się z tym, że wprowadzili zasady, oceny i osądy innych, oczekiwania, dążą do władzy, zapomnieli o tej większej całości od której pochodzą, nie żyją we wspólnocie, a przecież wszyscy jesteśmy połączeni).

Bóg nie chce instytucji, etykietek, religii, hierarchii, itp. Chce relacji międzyludzkich pełnych miłości i szacunku - wtedy, w skrócie, będzie raj na ziemi.
 
Generalnie książka sprawia, że człowiek nie czuje się samotny :-)

"Rozwój oznacza zmianę, a zmiana łączy się z ryzykiem, wkroczeniem ze znanego w nieznane".

"Smutek to ściana między dwoma ogrodami" - Khalil Gibran

PS. Żeby było "śmiesznie" właśnie uświadomiłam sobie, że mam tę książkę na półce, po angielsku...... A tak mi się wydawało, że skądś ją znam...:-)



Czytam ten wczorajszy wpis i zastanawiam się, jak to możliwe, żeby czuć taką radość, kiedy dziś już tak się nie czuję. Już wstając z łóżka czułam, że coś będzie nie tak. Czy ta szaro-burość za oknem może mieć taki wpływ?  Siedziałam nad tłumaczeniem i spojrzałam na zdjęcie uśmiechniętego taty na przeciw. To wystarczyło... Zawsze kiedy popatrzę na to zdjęcie, to pojawiają się łzy, ale teraz wylał się ich ocean.... Przypomniał mi się taty głos, jak dzwoniłam do niego i pytałam się, jak się czuje. Przypomniało mi się jego cierpienie i stan w jakim leżał w ostatnich dniach swojego życia. Wpatrywałam się na zdjęcie ze szpitala, gdzie miał trochę otwarte oczy i na jego twarzy było widać wyraźnie, że nie jest mu dobrze. Wpatrywałam się w zdjęcie jego lekko jeszcze tylko spuchniętej dłoni razem z moją... Niedziela to jest taki dziwny dzień, kiedy w ciszy i spokoju, niezakłóconych wyjściem do pracy objawiają się cały wielki smutek i tęsknota... I nie pomaga aromaterapia, ani nic innego, po prostu trzeba się w to zanurzyć i dosięgnąć dna.

Tak mi tylko bardzo szkoda, że już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać. "Śpieszmy się, bo ludzie tak szybko odchodzą..." 

sobota, 3 listopada 2018


Czytam sobie niektóre z moich zeszłorocznych wpisów i bardzo mi się podobają:). Są tak optymistyczne! Chyba jestem swoim najlepszym coachem - wystarczy, że będę tam częściej zaglądać ;)

Kocham życie! Kocham listopad - chyba pierwszy raz w życiu! Nie podobają mi się wczesne ciemności, ale nic z tym nie zrobię, mogę je tylko zaczarować przepięknymi zapachami olejków eterycznych i cudnie pachnących świec. Codziennie je zapalam - rano i wieczorem. W Berlinie sprawiłam sobie niesamowity prezent - kupiłam taką magiczną świecę "Ritual of Ayurveda", zrobioną ze słonecznikowego wosku z naturalnym aromatem indyjskiej róży i słodkich migdałów. Świeczka pachnie bosko nawet wtedy, kiedy nie jest zapalona, ale nie jest to mocny zapach - jest on cudownie delikatny i na prawdę niebiański!!!  Jest na niej napisane: "To nie bycie szczęśliwym sprawia, że jest się wdzięcznym, to bycie wdzięcznym sprawia, że jest się szczęśliwym" <3 <3 <3

Muzyka też wznosi mnie na wyższe wibracje. Słowa piosenek Poetów znam już na pamięć. Tańczę i kiwam się zanurzając w "tu i teraz", a rano ćwiczę do energetyzujących i radosnych mantr :).

Poza tym czytam "Chatę" Paula Younga, robię tłumaczenie, słucham najnowszej serii medytacji ajurwedyjskiego autorytetu Deepaka Chopry pt.: "Energise your life", gotuję pyszną zupę soczewicową z trawą cytrynową, kolendrą, pomidorami i mlekiem kokosowym oraz orkiszowe racuchy, przytulam się do rodzinki i cieszę ciepłą pogodą :)