poniedziałek, 19 listopada 2018

Zbieram materiały do Mapy Marzeń i zastanawiam się nad swoim życiem. W opozycji do moich marzeń jest moja pełnoetatowa praca, często bardzo odtwórcza i powtarzalna, która wraz z dojazdami zabiera mi mnóstwo czasu, i czasami, tak jak dzisiaj, po prostu "mi się nie chce". Przygnębiło mnie to. Wieczorem spotkałam się z Beatką na jarzębinowej herbacie i, gdy jej o tym powiedziałam, z wielkim entuzjazmem poradziła mi, żebym w ramach spełniania marzeń napisała książkę! O poezji, książkach, muzyce, naturze i wrażliwości. I jeszcze koniecznie podróże. W sumie to dlaczego nie? :D 

W nocy najpierw obudziło mnie zimno, a potem widziałam przed oczyma twarz głównej bohaterki wczorajszego filmu tygodnia niemieckiego. Jak zwykle film dobrze zrobiony, kameralnie, mała obsada, mała wspólnota w południowych Niemczech, specyficzny dialekt (który byłam w stanie zrozumieć dzięki naszym pobytom w pobliżu – duma! ;-), kościół, siostrzana miłość i solidarność, heroizm starszej siostry, tajemnica rodzinna i wielki straszny problem w rodzinie, w której nie było matki, tylko ojciec z dwoma nastoletnimi córkami. Problem przemocy seksualnej przedstawiony, o ironio, na tle przepięknej przyrody i szalonej muzyki organowej Bacha. Cały świat w jednej kropli wody. Wywiad z reżyserem i autorem scenariusza po projekcji był o wiele przyjemniejszy niż sam film. A twarzy głównej aktorki, Rumunki z pochodzenia, chyba nigdy nie zapomnę. Bilet Natalii wykorzystała Bogusia, z którą nie widziałam się prawie trzy lata - fajnie było ją zobaczyć radosną i zadowoloną z życia. Wcześniej, wszyscy w piątkę, wypiliśmy kawę z naprędce kupionym ciastem po drodze do kina, w filii naszej ulubionej kawiarni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz