W nocy najpierw obudziło mnie
zimno, a potem widziałam przed oczyma twarz głównej bohaterki wczorajszego filmu tygodnia
niemieckiego. Jak zwykle film dobrze zrobiony, kameralnie, mała obsada, mała
wspólnota w południowych Niemczech, specyficzny dialekt (który byłam w stanie
zrozumieć dzięki naszym pobytom w pobliżu – duma! ;-), kościół, siostrzana
miłość i solidarność, heroizm starszej siostry, tajemnica rodzinna i wielki
straszny problem w rodzinie, w której nie było matki, tylko ojciec z dwoma
nastoletnimi córkami. Problem przemocy seksualnej przedstawiony, o ironio, na
tle przepięknej przyrody i szalonej muzyki organowej Bacha. Cały świat w jednej
kropli wody. Wywiad z reżyserem i autorem scenariusza po projekcji był o wiele
przyjemniejszy niż sam film. A twarzy głównej aktorki, Rumunki z pochodzenia,
chyba nigdy nie zapomnę. Bilet Natalii wykorzystała Bogusia, z którą nie widziałam się prawie trzy lata - fajnie było ją zobaczyć radosną i zadowoloną z życia. Wcześniej, wszyscy w piątkę, wypiliśmy kawę z naprędce kupionym ciastem po drodze do kina, w filii naszej ulubionej kawiarni.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz