wtorek, 29 maja 2018


Dziś po południu miałam trochę czasu dla siebie. Zuzia na wycieczce, Natka na matmie, Rafał się położył na chwilę, bo zawoził Zuzię już o 6:00, a ja wsiąkłam w "Panią Furię" Grażyny Plebanek, którą już dawno chciałam przeczytać, a na podstawie której odbyła się niedawno premiera teatralna w Teatrze Współczesnym. Potem zdrzemnęłam się krótko, przeprowadziłam interesującą konwersację z Natalią zakończoną przytulaniem i poszliśmy z Rafałem na wieczorny spacer powdychać zapach kwitnących lip, jaśminów, czarnego bzu i innych cudowności. Nad nami latały nietoperze, świecił mocno księżyc w pełni i towarzysząca mu Wenus, a także Jowisz :-). Uwielbiam takie ciepłe letnie wieczory - te zapachy przywracają wspomnienia wakacji z dzieciństwa...


niedziela, 27 maja 2018

Bild könnte enthalten: eine oder mehrere Personen und Text
W taką pogodę to chce się wyjechać na wakacje i siedzieć nad turkusowym morzem kontemplując cuda tego świata. Napisałam dzisiaj relację z trzech dni z Krety - wstawiłam ją pod odpowiednimi datami: 30, 31.03, 1.04. Można też znaleźć po tagu Kreta. Bernd przysłał nam zdjęcie siebie siedzącego nad morzem w Albanii, z wyspą Korfu w tle. Ach, ale się rozmarzyłam... Bernd pracował w Norwegii wiele lat, rozstał się z Leną (byłam na ich ślubie w Rosji) i teraz jeździ motorem lub bez po całym świecie. A mi brakuje czasu na beztroskie zatopienie się w lekturze chociaż przez chwilę! Zdążyłam przeczytać fragment "52 nawyków szczęścia" Beaty Kapcewicz - szczególnie piękne o empatycznym słuchaniu, tworzeniu bliskości w relacjach i przytulaniu. Ciekawie to brzmi w książce, można rzec, biznesowej! ;-)


Pogoda iście letnia, byłyśmy z Zuzią na spacerze szukając dziko rosnących kwiatów do zielnika. Za długi on nie był, bo po wczorajszych ćwiczeniach mam takie zakwasy, że chodzenie nie jest zbytnią przyjemnością. Większość dnia robiłam korektę artykułów do Rocznika Bezpieczeństwa Narodowego i nie powiem, żeby mnie to zbytnio interesowało... Ale też ugotowałam pyszny obiadek i pośmiałam się z dziewczynami. Kwitną już lipy!!! Tak szybko w tym roku. Ich zapach jest tak cudny i słodki, że powala.

sobota, 26 maja 2018


Uwielbiam wiosenne i letnie zapachy. Przechodzę obok drzew i krzewów i nagle otacza mnie tak piękny zapach, zaskakuje mnie i spowija.... :-). Szczególnie, kiedy te rośliny, drzewa, czy ziemia są lub były nasłonecznione... Dziś na działce podczas podlewania kilkakrotnie zachwycił mnie nagle zapach wielkich rozkwitniętych piwonii, ach, to była sama słodycz... Potem odwożąc rodziców do domu zauważyłam krzew jaśminu, tak mało ich teraz, zatrzymałam się, aby powdychać... A przed chwilą szukając inspiracji otworzyłam przesłania aniołów i przeczytałam właśnie to:

Kwiaty włożyłam do wazonów i włączyłam sobie dyfuzor z olejkami eterycznymi :-). Pachnie :-).
Gdy widzę te piwonie na zdjęciach to jednocześnie czuję ich fantastyczny bajkowy zapach....

Wczoraj zumba z endorfinami, dziś rano pilates zamiast jogi (zastępstwo) na brzuch, pośladki i uda.  Ledwo chodzę ;-). Miałam ciężki tydzień, trudno się skupiać na pozytywach, tacie chodzi się coraz gorzej. Tak jak mi dzisiaj życzyła Natalka staram się przyjmować stosunek stoicki, obojętny, być obserwatorem. Ale dziś rano wyszła ze mnie złość, frustracja, negatywizm. Nie lubię tego. Trochę pomogło podlewanie na działce - skupiłam się w pełni na tu i teraz :-).


Bild könnte enthalten: 1 Person, Malen

środa, 23 maja 2018


Siadam do komputera i od razu zaczyna mnie ogarniać senność ;-). Od niedzieli rano do teraz było bardzo intensywnie i generalnie niemiło. Po negatywnym doświadczeniu w niedzielę opuściły mnie siły fizyczne i ogarnęło otępienie i smutek. W poniedziałek Zuzia poszła do szkoły po tygodniowej nieobecności i dokładnie po ostatniej lekcji dostała gorączki i zaczął ją mocno boleć brzuch, a ból trzymał non-stop przez 9 godzin do północy, kiedy to w końcu nas przyjęli na SORze i wykluczyli zapalenie wyrostka robaczkowego. Wczoraj od rana wizyta w POZ i różne badania, w ruchu praktycznie do 18:00. Boli ją nadal, ale już dziś o wiele mniej i zeszła gorączka. Obawiam się, że to może być albo wynik mojego naturalnego leczenia zamiast podania antybiotyku w zeszłym tygodniu, kiedy to bolało ją gardło, albo konsekwencje sobotniego popołudnia spędzonego na turnieju, albo stres. Nigdy w życiu nie miała takiego bólu, praktycznie nigdy nie bolał jej brzuch. Z badań krwi wyszło, że to infekcja bakteryjna. Akurat teraz, kiedy wszyscy nauczyciele każą pisać sprawdziany i wystawiają oceny prognozowane. Po długim weekendzie będzie musiała pisać sprawdziany z polskiego, matmy, historii, biologii i chemii.  Tylko najsensowniejsza nauczycielka - anglistka powiedziała, że nie musi niczego pisać, jeśli nie zdoła (nawet czasowo nie będzie to możliwe, no bo jak ma to wszystko zmieścić w jednym tygodniu?). Za to pani od chemii, że koniecznie, bo jak jest zero i uczeń nie podejdzie do napisania tego w innym terminie, to z zera robi się jedynka. Byłam dziś po pracy na zebraniu z rodzicami i konsultacjach. Siedziałam tam dwie i pół godziny. Gdy w końcu wyszłam z budynku poczułam się jak ryba ponownie wrzucona do wody - tak cudnie było odetchnąć ciepłym powietrzem. Jadąc do domu zaczęło mi się robić psychicznie niedobrze, gdyż "docierały" do mnie w pełni te rozmowy z nauczycielami, to jak niektórzy są sztywni i formalni, na szczęście nie wszyscy, ale trauma z czasów szkolnych wróciła do mnie...  

Pozytywem i czymś na prawdę cudownym było przytulanie się do mnie cierpiącej Zuzi, to jak spała mi na kolanach na SORze  i czekając na wejście do lekarza, jak spała wtulając się do mnie. Wróciły chwile z czasów, kiedy była malutka. Ta specyficzna więź matczyna, ta miłość i intymność, skupienie się na dziecku.... Coś pięknego! W poniedziałek czekając trzy godziny w szpitalu, kiedy Zuzia już tak bardzo jęczała z bólu poprosiłam o modlitwy dziewczyny z całego świata z mojej grupy FB, a sama poprosiłam anioły o pomoc i ulgę dla Zuzi. Za chwilę zasnęła, a po obudzeniu ból wyraźnie zelżał. Myślę, że to dzięki wspólnemu aktowi myślenia o niej i wysyłania jej zdrowia  w tym samym momencie przez kilka osób naraz. 

Wczoraj jeszcze poszliśmy na długo wyczekiwany koncert Janusza Radka z zespołem i moim telefonem w ręce w razie, gdyby Zuzi coś się działo. Było inaczej niż zawsze, bardziej rockowo i dynamicznie, ale gdy się zrobiło ciemno to zabrzmiały bardzo nastrojowe wolniejsze piosenki w bardzo ciekawych aranżacjach. Kiedy zaśpiewał wiersze Haliny, to ona znowu była tam ze mną i z nim :-). Widziałam jej twarz przed oczyma. Łzy ciekły...

Szczególnie cudne było "Szczęście". Nie mogę znaleźć tekstu w necie, ale refren był taki:

"Szczęście to ja bym chciał, żeby było co dzień, żeby było codziennie...."
No i potem przeczytałam, że Olga Tokarczuk dostała nagrodę Bookera!!! Za "Biegunów", których miałam z jej dedykacją, ale już nie mam na półce...:( i za chiny nie pamiętam komu pożyczyłam.... 

sobota, 19 maja 2018


Powinnam już spać! Dzisiejsze ćwiczenia na wzmacnianie mięśni kręgosłupa i ud po długiej przerwie trochę mnie wykończyły... Wcześniej poszłam na dawno umówiony niemiecki, ale nastrój miałam średni, bo Zuzia obudziła się z chrypą po tygodniowym kurowaniu jej w domu naturalnymi sposobami (lekarka w poniedziałek przepisała antybiotyk, ale ja powiedziałam "nie", choć nie było to łatwe, gdyż ja byłam w Warszawie i wszystko zostało na barkach Rafała; wahałam się też, czy dobrze robię). Na szczęście ta chrypa była chwilowa i Zuzia mogła wziąć udział w dzisiejszym turnieju tańca. Zawieźliśmy ją tam o 14:30, a wróciliśmy do domu o 20:00, gdyż stamtąd pojechaliśmy na działkę, potem zawieźliśmy tatę do kościoła, potem znowu do Kiełczowa po Zuzię, gdzie czekaliśmy na nią godzinę.... Po powrocie szybkie ogarnięcie mieszkania z grubsza i zaczęła mnie ogarniać senność.... Przejechaliśmy dzisiaj prawie 200km. W jednym dniu! Chyba nikt nam nie uwierzy! W mieszkaniu chaos, rzeczy do zrobienia dawno odłożone nadal czekają na zrobienie... Mam napisać podsumowanie konferencji.....

Wczoraj po pracy szybko na zumbę, a po zumbie na Pilczyce na grillowe spotkanie firmowe. Miałam zostać tylko dwie godziny, ale grill się długo rozpalał, i zresztą było nieoczekiwanie bardzo fajnie. Pośmiałam się z tekstów Darka i posłuchałam dociekliwych pytań dziewczyn jednego z programistów (ona niesamowita gaduła, on milczek). Był też dwie nowe osoby, które zaczynają pracę w najbliższych tygodniach. 

Na działce wszystko rośnie jak szalone, są już agrest i porzeczki, wychodzą borówki, kwiaty przekwitają i wychodzą nowe.

środa, 16 maja 2018


Mam dwadzieścia minut, żeby napisać, potem idę spać. Rozciągam dzień na maksa ciągle żonglując, śpiesząc się bez pośpiechu i żyjąc w bezczasowości tu i teraz i tylko zmęczenie mi pokazuje, że trochę czasu jednak już upłynęło od wstania z łóżka. 

W pierwszym dniu tegorocznego Kongresu Kadry dużo mówiono o "tu i teraz" i skupieniu się na jednej rzeczy, zapomnieniu o wszystkim dookoła i wejściu w stan "flow". Minimalizm, spójność, mądre radzenie sobie ze stresem, dużo wody i tlenu dla mózgu, joga, tai-chi lub calligraphy health system - i wtedy osiągnie się sukces poukładany w głowie. Zapytałam się Jakuba B. Bączka, który był trenerem mentalnym polskiej drużyny siatkarskiej, która w 2014 została mistrzem świata, o ćwiczenia, które stosował z siatkarzami przed tymi mistrzostwami. Wymienił znane techniki relaksacyjne, medytacje, mindfulness. To, o czym ja już wiem tyle lat! To wszystko wchodzi lub lada moment wejdzie do biznesu, pod ładną nazwą "Wellness". Oprócz bardzo ciepłego Bączka był jeszcze skromnie wyglądający i tak się zachowujący Jacek Walkiewicz, który miał świetne wystąpienie, pełne humoru i mądrości, a który m.in. powiedział, że kiedy stoimy w korku, to nie narzekajmy, bo przecież ten samochód jest oznaką naszego bogactwa. Była też Kayah, ale powtarzała tylko ogólnie znane wszystkim stwierdzenia i było to średnio interesujące.

Największą atrakcją tej konferencji było jednak spotkanie po 22 latach z moimi dwoma kolegami z Niemiec i Hong Kongu, których poznałam podczas mieszkania w Anglii.  Z Leo spędziłam więcej czasu, a Bernd musiał jechać już w poniedziałek po południu. Z Leo nie rozmawiałam 22 lata, a wszystko było jak wtedy. Pomimo tylu różnic kulturowych jesteśmy tak podobni (w spostrzeżeniach, przemyśleniach, problemach, obawach) i świetnie się dogadujemy (choć czasami muszę wysilać mózgownicę, żeby zrozumieć jego chińsko-angielski). Spotkaliśmy się wszyscy pod Pałacem Kultury i Nauki, zjedliśmy tam mały lunch, a potem zabrałam ich na 30 piętro na taras. Było cudnie, czułam się jak na wakacjach!!!

niedziela, 13 maja 2018


Wczoraj był tak cudowny dzień, czułam się tak szczęśliwa, jakbym była na jakimś "haju". Może dlatego, że codziennie rano w samochodzie do pracy praktykuję "jogę śmiechu", tzn. śmieję się głośno do siebie ;-). W pracy też się dużo pośmiałam - czasami tych moich kolegów da się lubić, i to bardzo ;-). Po pracy pomknęłam moim szalonym rumakiem przez autostradę na zumbę - od tygodnia jest też w piątki i uważam to za najlepszy początek weekendu! Było nas o wiele mniej, niż we wtorki, co oznacza więcej miejsca na wygibasy i lepszą interakcję z prowadzącym Rafałem. Tańczyło i ćwiczyło mi się wspaniale!!! Po zumbie szybko prysznic i wyjazd do Vertigo na koncert piosenek Grammy i kubańsko-jazzowych rytmów. Wygrałam u nich darmowe bilety.  Zjedliśmy tam pyszną sałatkę z serem kozim i pyszne brownie na deser. Mają tam najlepsze na świecie słodkie wino rumuńskie Dacia. Byliśmy w Vertigo kilka razy wcześniej, ale nigdy nie czułam się tam tak świetnie i zrelaksowanie, może dzięki wczorajszym piosenkom i rytmom. W między czasie dowiedziałam się, że policja chce mnie przesłuchać w związku z marcowym wypadkiem w Londynie i rozmawiałam z superkandydatem, który jednak nie wybrał naszej oferty. Życie nigdy nie jest nudne!
Dziś sprzątanie, gotowanie, fryzjerowanie, zakupowanie i prasowanie. Czerpmy radość z małych rzeczy! ;-)

PS. Obrazek nieba zrobiłam telefonem przez szybę czekając na zielone światło. Cuda są na wyciągnięcie ręki.

czwartek, 10 maja 2018

Poszłam pobiegać do parku, wprawdzie dopiero o 7 wieczorem, ale warto było!!! Totalnie i całkowicie! Zapachy nagrzanej i wilgotnej ziemi oraz kwitnących drzew i krzewów są nie do opisania, niektóre porażały mnie swoją intensywnością, pachniały jak mocne perfumy! Ach, te cudowności.... Nawet znalazłam dwa małe drzewka kasztanowe z czerwonymi kwiatami, takimi jak widziałam w Niemczech. Żałuję, że nie potrafię nazwać tych piękności. Były kwiaty białe, różowe, żółte, cudowne....Bawiłam się jak dziecko, dmuchałam dmuchawce, ruszałam gałązki, żeby spadł "śnieg" z biały przecudnych płatków, zeszłam nad rzekę, przytulałam się do drzewa, rozciągałam, gubiłam w labiryncie, przeglądałam w wodzie. I ciągle spotykałam tego samego pana biegacza! Za trzecim razem wybuchłam śmiechem, kiedy się mijaliśmy :-).

Kocham ten park (i zamek) od 16 lat, bo jest duży, piękny i dziki, zarośnięty zielenią i kwieciem i niesamowicie pachnący :-).

środa, 9 maja 2018


Dziś byłam w domu już o 16:30! Ale mi się "dłużyło" popołudnie! Tzn. miałam wrażenie, że jest o wiele późniejsza godzina niż była na prawdę. Wyszłam z pracy o 15:00 i pojechałam do przychodni założyć holter do zbadania pracy serca przez 24 godziny. Na początku roku moje serce czasami kołatało dziwnie, a zważywszy na rodzinną historię, wolę to sprawdzić.

Muszę notować wszystkie wydarzenia w ciągu tych 24 godzin. Po założeniu, pierwszym wydarzeniem potencjalnie wytrącającym serce z równowagi była jazda samochodem do domu, ale bardzo się kontrolowałam, żeby spokojnie jechać i się relaksować ;-). Natomiast od razu po przyjeździe wyjęłam pocztę ze skrzynki (przychodzi raz na miesiąc), po chwili zobaczyłam list z nadawcą ze Szwecji (przykleił się do innych) i już wtedy od razu wiedziałam, że coś będzie nie tak. Tym nadawcą była żona mojego dawnego szefa, Szweda, z którym pracowałam zaledwie kilka miesięcy, ale utrzymywałam kontakt przez następne 20 lat, czyli do dzisiaj. Stig zmarł 8 kwietnia. Jego żona napisała bardzo ciepły list dziękując, że zawsze o nim pamiętałam (wysyłałam kartki na święta z krótkimi newsami, czasami zdjęciem, a od niego list przychodził w styczniu). Rozryczałam się czytając ten list i patrząc na dołączone zdjęcia Stiga. To był wspaniały człowiek, z sercem, humorem i wielką życzliwością, profesjonalista w każdym calu. Praca z nim to była sama przyjemność, a to wcale nie były łatwe tematy. Wielokrotnie rozmawiałyśmy z Beatą, że musimy go odwiedzić w tej Szwecji. Nie zdążyłyśmy.....

"Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą..."

W takich chwilach bardzo docenia się swoich najbliższych i wszystkich przyjaznych ludzi dookoła. Stig już nigdy nie napisze do mnie listu, ale nawiązałam kontakt z jego żoną na FB i napisałam jej wiele ciepłych słów. Nigdy jej nie widziałam, ani z nią nie rozmawiałam, ale teraz stała mi się bliska. Przeżyła ze Stigiem 64 lata - poznali się, kiedy on miał 16, a ona 14 lat. Coś pięknego i wyjątkowego!

wtorek, 8 maja 2018


Dni lecą jak szalone, jak zwykle…. Co tu zrobić, żeby je zatrzymać?

Jeszcze wczoraj w pracy żyłam „na haju” powyjazdowym, miałam wrażenie, że nie było mnie z miesiąc, ale już dzisiaj w pełni odczułam rzeczywistość stania w korku, w kolejkach, siedzenia w pracy i niezdążania z tym, z czym bym chciała zdążyć...

Ale teraz pozytywy:

- ludzie są mili (a Niemcy i Słowacy szczególnie mili; niektórzy moi koledzy z pracy też). Jestem wdzięczna za wszystkich bardzo gościnnych i cudnych ludzi, których poznaliśmy po drodze i których odwiedziliśmy. Jeden z nich (o polskich korzeniach) okazał się kuzynem koleżanki Rafała ze studiów.

- mój niemiecki jeszcze nie umarł ;-) i po trzech latach przerwy w jego nauce, całkiem dobrze sobie radziłam. Jeszcze wczoraj rano mówiłam do siebie w myślach po niemiecku i słyszałam w głowie ten język. Jako że nowa pani od niemieckiego Natalki miała wczoraj wolny termin, to poszłam za ciosem i przez godzinę opowiadałam jej o naszej wycieczce po niemiecku. Ale byłam z siebie dumna! Chyba mój mózg potrzebował takiej dłuższej przerwy, żeby sobie wszystko ułożyć.

- Zumba wywołuje endorfiny J. Wprawdzie nie było łatwo po przerwie, ale uwielbiam tańczyć!

- fajnie jest mieć koleżanki! Po Zumbie zadzwoniła do mnie Ania, a Marta przysłała cudowne zdjęcia znad bułgarskiego morza.

- fajnie jest mieć kolegów na całym świecie. Leo z Hong Kongu, którego poznałam wieki temu w Anglii przyjeżdża do Warszawy i najprawdopodobniej zobaczymy się po wielu latach niewidzenia. Przyjeżdża też Bernd, którego poznałam w tym samym momencie, co Leo’a J.

- w podróży skończyłam czytać „Córkę” Eleny Ferrante i w głównej bohaterce widziałam siebie. Bardzo mocna lektura, kilka razy doprowadzała mnie do płaczu. To niesamowite, jak bardzo uniwersalne są problemy ludzkie. Nieważne z jakiego kraju pochodzą i jakim językiem mówią.

- dziś pomimo późnej pory i wielkiego głodu zrobiłam sobie pyszny obiadek. Maultascheny przywiezione ze Schwabisch Hall i szparagi polane pesto z czosnku niedźwiedziego :-). Pycha!
- dziś jest przecudownie ciepły wieczór. Na Słowacji i w Niemczech na każdym kroku pachniały bzy, kasztany i wiele innych cudownych kwiatów. Letnia pogodo, trwaj!

wtorek, 1 maja 2018

Niesamowite jak z wiekiem i doświadczeniami zmienia się spojrzenie człowieka... W Wiedniu zatrzymaliśmy się, bo znajduje się tylko 50 km od Bratysławy,  i dziewczyny jeszcze tu nie były. Ja byłam wcześniej dwa razy, w 1993 i 1998, i wtedy Wiedeń poraził mnie rozmachem i przepychem, a teraz ogromnymi tłumami i drogimi sklepami, których jest tam więcej niż zabytkowych kamienic. Czułam się trochę jak w świątyni konsumpcjonizmu. Poszliśmy zobaczyć katedrę, a potem szukaliśmy tańszego i wegetariańskiego jedzenia, co wydawało się niemożliwe. I znowu Wszechświat wysłuchał moich próśb! Stanęliśmy zdezorientowani na chodniku i Natalia, która zauważa rzeczy i miejsca, których ja nie zauważam, nagle zobaczyła w bocznej uliczce fajną knajpkę z bardzo miłą polską obsługą. Zjedliśmy tam indyjskie curry z tofu :).
Chciałam zobaczyć 'Pocałunek Klimta' na żywo oraz domy Hundertwassera, ale już nie było czasu i siły...
Alternatywą dla zatłoczonej starówki jest przepiękny rozległy teren parkowy przylegający do wielkiego pałacu Schönbrunn, od którego zaczęliśmy wycieczkę. Cudnie było posiedzieć sobie na trawie mając przed sobą taki wyjątkowy widok :)