niedziela, 31 grudnia 2017

Od czego by tu zacząć?.... Mija rok, mija 365 dni. 365 cennych dni danych nam wszystkim do jak najlepszego wykorzystania. Nie wchodząc w szczegóły czuję, że pomimo „dołów”, nieprzyjemnych doświadczeń, skrajnych emocji (szpital, pogrzeby), momentów smutku i negatywizmu, który pomimo wszystko zawsze mnie dopadał w większym, czy mniejszym stopniu, te 365 dni przeżyłam świadomie, z uwagą i starając skupić się na pięknych, codziennych, powszednich, małych chwilach, z których składa się Życie. Dzięki temu mam wrażenie, że w tym roku zdarzyło się bardzo dużo i był on bardzo bogaty, bardzo obfity….w Życie. Zauważałam te chwile, zauważałam automatyzmy, których lubi używać mój umysł, moje tendencje do narzekania/zrzędzenia, zauważałam automatyzmy, które rządzą innymi ludźmi…

Wnioski:
1. Nie jest łatwo przestawić umysł na inne tory. W ogóle nie jest łatwo. Mnie się to jeszcze nie udało. Ale uświadomienie sobie swoich myśli i zachowań jest już pierwszym krokiem i jestem z niego bardzo dumna. Nie medytuję regularnie, nie odbywam regularnie żadnych innych praktyk duchowych (oprócz wdzięcznosći) i ten brak systematyczności to wszystko opóźnia. Ale ciągle nad tym pracuję i to jest najważniejsze! J  
2. Wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i możemy sobie nawzajem pomagać i się wspierać. Nawet jak się komuś wydaje, że jest sam i „nikt go nie lubi” to nieprawda!!! Mamy podobny los, podobne doświadczenia i podobnie na nie reagujemy. Mamy takie same potrzeby, a tą najważniejszą jest zawsze Miłość, w jakiekolwiek postaci by ona się nie przejawiała. Drugą najważniejszą rzeczą jest Akceptacja. Jesteśmy jedną Wspólnotą, która na siebie oddziaływuje, dlatego życzenie innym wszelkiej pomyślności jest dla nas kluczowe.
 3. Wszystkich nas zżera stres. Codziennie trzeba sobie wypracowywać dystans do zdarzeń, które nas spotykają i do ludzi, którzy z nami obcują i na nas w jakikolwiek sposób wpływają. Nie jest to łatwe. Ale jest możliwe. Ja będąc osobą nad-empatyczną przesadnie wczuwam się w uczucia moich rozmówców, często całkowicie gubiąc siebie po drodze. Wiem o tym i nierzadko wyrzucam sobie to potem. Ciężko mi się odgrodzić.
4. Ciężko też jest nie karmić swojego Ego, żądnego ładnego wyglądu, ładnych ubrań, fajnego samochodu, pochwał, itp. Ciężko szczególnie żyjąc w czasach i otoczeniu, które promują cały ten pokarm dla Ego, wszędzie w sklepach, na bilboardach, w reklamach, w szkole, w mediach społecznych, itp. Porównywanie się na naszą niekorzyść potrafi nas doprowadzić do depresji. U mnie w pracy przy obiedzie często toczą się rozmowy o samochodach, domach i dobrobycie materialnym. Jestem jedną z nielicznych osób, które zarabiają najmniej w tej firmie. Zawsze, kiedy myślę o pensjach kolegów, ogarniają mnie dołujące uczucia. Nie zazdrość, prędzej żal. Dlatego znowu ten dystans jest kluczowy. 
   5. Nawiązując do pkt. 4 – mając dużo materialnie i tak możesz przegapić to Życie, przeżyć je automatycznie, nie żyjąc w pełni, a żyjąc według utartych schematów i automatyzmów. A to byłaby wielka szkoda, bo to Życie pomimo wszystko jest DOBRE.  

2 stycznia tego roku napisałam: „Planuję tylko więcej spać, jeszcze częściej słuchać muzyki (bez tego nie mogę żyć), czytać więcej książek, oglądać jeszcze więcej zachodów słońca (i wschodów), więcej tworzyć (dlatego też zaczynam ten blog!), chodzić częściej na spacery do "mojego" pobliskiego lasu, więcej się śmiać (czyli doceniać pozytywy), częściej się przytulać (uwielbiam!), więcej marzyć, więcej podróżować, mieć więcej radości na co dzień i rozsiewać więcej miłości (i pomagać innym choć dobrym słowem). Do tej listy dodaję "Być bardziej wdzięcznym za to, co się ma i czego się doświadcza w danej chwili". Ta lista świetnie mnie opisuje - od roku pracuję nad sobą, żeby zwolnić, doświadczać chwili tu i teraz, akceptować, to co się przydarza i przyciągać do siebie, to czego się pragnie."

Pisząc to 2 stycznia nie miałam kompletnie pojęcia, że kilkanaście dni potem zacznie się pobyt taty w szpitalu i jego niewydolność serca, której nie da się wyleczyć, trzeba się tylko modlić, żeby nie było gorzej. Nie wiedziałam, że nasze pisma do dyrektorki, a później wszystkie duże działania o pozostawienie klas siódmych w swojej szkole skończą się spektakularnym niepowodzeniem.... Wtedy nie wiedziałam, że będę miała świetną okazję spróbować „akceptować, to co się przydarza”….Miałam też okazję przekonać się, że masaż Reiki działa i można przekazywać uzdrawiającą energię i wizualizacje potrzebującej osobie. Książek więcej nie przeczytałam, ale przynajmniej utrzymałam tę samą liczbę, co rok temu (22). Na pewno więcej się śmiałam, bo tak bardzo potrzebowałam więcej się śmiać, śmiać się tak beztrosko i z całego serca (brzucha;). Muzyki też dużo słuchałam – głównie w samochodzie, osładzając sobie tym stanie w korkach lub na przejazdach kolejowych. Nie przegapiłam żadnego zachodu, ani wschodu, kiedy tylko mogłam, „goniłam je” szczególnie na bajkowej Teneryfie, cudownych górach Rumunii i nadmorskich klifach Malty, ale nie odpuściłam też żadnemu zachodowi z mojego okna i balkonu J. Na spacery do pobliskiego lasu nie chodziłam tak często, jakbym chciała, ale cieszę się, że wielokrotnie wyciągnęłam na nie Zuzię, która bardzo lubiła sobie podczas nich ze mną rozmawiać. Na pewno też często się przytulałam z moją rodzinką, zawsze kiedy moje córki tego potrzebowały (a korzyści były obopólne), zawsze do męża, kiedy było mi zimno i często do moich rodziców, szczególnie do taty. Wielokrotnie chciałam też uściskać moich kolegów z pracy, kiedy zwierzali mi się ze swoich problemów, no, ale… nie wypada ;). Przesyłałam wirtualne „misiaczki” przyjaciołom na całym świecie i tym też blisko. W tym roku podróżowałam wyjątkowo dużo, więc ten „plan” spełnił się na 1000%! Pomimo dużej ilości smutku miałam też dużo radości, dużo więcej niż normalnie (nieustannie nad tym pracuję), tej dużej, ale więcej tej małej, codziennej radości ze zwykłych czynności, z otaczającego mnie piękna, niebieskiego nieba, zieleni, ptaków, słońca, z uśmiechu ludzi dookoła, z posiadania samochodu, który mnie dzielnie zawoził do pracy, a całą rodzinkę w różne miejsca, kiedy wiało i padało i było mało czasu, i tym podobnych drobiazgów…. Czy rozsiewałam więcej miłości nie mnie osądzać, cieszę się tylko, że kilka osób pisało, że to co piszę na blogu jest dla nich cenne; że pomogłam przynajmniej słownie i wysłuchaniem (swoją obecnością) kilku moim kolegom z pracy, wsparłam jedną potrzebującą rodzinkę przekazując im meble, ubrania i zabawki; wpłacałam na WOŚP i Szlachetną Paczkę, a moja firma za każdą wpłatę przekazuje drugie tyleJ; pomagałam rodzicom, udzieliłam kilku porad ajurwedyjskich; sprawiłam trochę małej radości przyjaciółkom. To jest nic, wiem, bardzo chciałabym zrobić coś większego, chodzi to za mną od dłuższego czasu….

Za to wszystko wymienione powyżej oraz wszystko inne, czego doświadczyłam, za cały ten rok, za te 365 dni bez wyjątku jestem ogromnie WDZIĘCZNA!!!! Dziękuję!!! J J J
Może kogoś zainspiruje moje szczegółowe podsumowanie:
FILMY
06.01. „Paterson”, „Dusigrosz”
08.01 „Sing”- familijnie
18.01 „Las, 4 rano”
24.02 „Pokot”
31.03 „Piękna i Bestia” - familijnie
29.04 „Porto”
28.05 „Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski” - familijnie
06. "The bucket list"
18.08 „Sztuka kochania”
202.10. „Podwójny Kochanek”
08.10 „Powiernik Królowej”
Listopad: „Tydzień Kina Niemieckiego”: „Witajcie u Hartmannów”, „Ja i Kamiński”, „Powrót do Montauk”, „Western”
26.12 „Morderstwo w Orient Expressie”, „Paddington 2” - familijnie
27.12 „Paddington”
28.12 „Najlepszy”
WYDARZENIA KULTURALNE i nie tylko
22.01 Śniadanie literackie – spotkanie z Katarzyną Georgiu, poetką, czarownicą
19.02 Śniadanie literackie – spotkanie z Nadią Szagdaj, pisarką
08.03 – Strajk Kobiet
18.03 spotkanie z Jesse’m Cookiem w „Prozie”
19.03 koncert Jesse Cook and Band – Capitol
26.03 “Nie lubię Pana, Panie Fellini” – spektakl w CK Zamek
22.04 Europejska Noc Literatury; wystawa fotografii Wrocławskim krOKIEM, czyli człowiek w architekturze miasta 
09.04 Śniadanie literackie „Proza” – spotkanie z poetą Gabrielem Kamińskim
23.04 Śniadanie literackie „Proza”
09.05 koncert Mirabai Ceiba – Impart
07.06 Koncert zespołów tanecznych „Plejada”
15.06 koncert Patricia Kaas – NFM
26.06 „Król Lew” – MAM i Nati w Capitolu
16.09 – spotkanie z Markiem Krajewskim w „Prozie”
22.10 Festiwal Wege – zajezdnia Dąbie
25.10 koncert Janusz Radek „Stary Klasztor”
26.10 koncert Vertigo Jazz Band – Vertigo Jazz Club
28.10 Wystawa „Frida Kahlo” - Zuzia
18.11 koncert Janusz Radek – Zielona Góra
3.12 Wrocławskie Targi Dobrych Książek
10.12 Wystawa “Centrum Historii Zajezdnia”
10.12 koncert Aga Damrych i Band – Vertigo Jazz Club
30.12. Wystawa “Moda na Cranacha” Muzeum Narodowe
PODRÓŻE dalsze i bliższe
08-15.02 Teneryfa
17.02 Toruń – pogrzeb wujka Ludwika, odwiedziny u Beatki i Roba
11.03  Ząbkowice – pogrzeb wujka Stefana
Weekend majowy –Festiwal Kwiatów i Sztuki - Książ, Szczawno Zdrój, Wałbrzych
8-9.05 Warszawa – Kongres Kadry
14.05 11km spacer do Wojnowic i z powrotem
19-21.05 Boszkowo nad J. Dominickim, wyjazd firmowy
23.05 – Kraków, visa
4-5.06 – Nisko – Komunia Julki
10-11.06 – wyjazd firmowy Rafała – Zamek Czocha
15.06 Wąwozem Pełcznicy dookoła Książa
16.06 Krośnice, Potasznia i okolice Milicza, zameczek Hubertówka – rowerem
23-25.06 Karpacz – joga i pranajamy
14-16.07 Couchsurfing Weekend: Rzeczka, Osówka, Twierdza w Srebrnej Górze
Lipiec: Nati – Sulejów, Norwegia, Zuzia – Murzasichle, Nisko
29.07 – Kezmerok, Słowacja – spotkanie z Igorem, Ireną i dziećmi ze Słowenii
29.07-09.08 – Rumunia
11.08. Pszczyna i Promnice
11.08-25.08 – Nati - Beskidy
27.08-03.09. Malta
17-18.09 – Gdańsk, wyjazd firmowy - konferencja
EATING OUT
Black Point Cafe
Kredens
Vega
Nadodrze Resto Bar
Bema Cafe
Firmowe: OKWine Bar, Szynkarnia, Gastropub, Mamamanoush, La Maddalena, Pod Papugami, Lwia Brama
BOOKS BY KATE
"186 szwów. Z Czeczenii do Polski. Droga Matki"
"Dziennik uważności" 
"Dziennik zdrady"
"Fitness umysłu"
"Hotel Marigold"
"Kto wyłączył mój mózg"
"Kwietniowa czarownica"
"Listy do Haliny Poświatowskiej Tylko mnie pogłaszcz..."
"Ludzkie Zoo"
"Pępowina"
"Poświatowska we wspomnieniach i inspiracjach"
"Wielka Księga Radości"
„Siostry”
„Manufaktura Radości”
"Tajemnica Nathaniela”
„Nauka kochania siebie”
„Totalne oczyszczanie”
„Happy Uroda”
„Wisłocka - Sztuka Kochania gorszycielki”
„Maria Skłodowska-Curie i jej córki”
„Smak świąt”
„Jedzenie, które leczy”
SPORT
Joga z przerwami
Bieganie
PARTIES
Urodziny Manili, urodziny Dominiki, Setka Beaty i Adama, urodziny Natki, Marka i im. Marcina, urodziny Zuzi
ROZWÓJ
18.03 Festiwal Zdrowia
08.07 Spotkanie w kobiecym stylu z A. Maciąg, D. Skalską i M. Malicką
Wrzesień „Normalizacja”
Warsztat z jogą i ajurwedą
Kongres Kadry, Szkolenia z rekrutacji i employer brandingu
17.11 Wykład o zegarze biologicznym wg Tradycyjnej Medycyny Chińskiej
02.12 Spotkanie w kobiecym stylu z K.M. Szaciłłami i A. Maciąg
grudzień - spotkanie z Martą Dymek "Jadłonomia" prowadzone przez Olgę Tokarczuk

Książki i życie :)

sobota, 30 grudnia 2017


Zaczęłam dzień od jogowych powitań słońca o wschodzie słońca:). Potem posprzątanie w kuchni, szybki prysznic i miłe śniadanie w "ogródku" Cafe Resto Baru "Nadodrze", które można było zjeść za 1zł do kawy. Słońce tak pięknie świeciło i grzało, wystawiałam do niego twarz; za nami była też taka specjalna "lampa" do grzania i żywy ogień, że pomimo 0,5 stopnia było nam bardzo ciepło :). Bardzo przytulne to miejsce! Czułam się trochę jak na wakacjach w jakimś słonecznym kraju :). Pięknie zielone rośliny dopełniły to sympatyczne spotkanie z Martą i jej rodzinką.

Naszym głównym celem była zobaczenie obrazów Lucasa Cranacha Starszego, z którego przepięknym wrocławskim obrazem "Madonny pod Jodłami" związana jest niesamowita historia.






Potem przeszliśmy się do Rynku, bo Rafał chciał wypożyczyć obiektyw, a my z Martą wylądowałyśmy na herbatce na bardzo przytulnych i kolorowych poduchach na antresoli w "Miejscu" z rysunkami Andrzeja Tylkowskiego dookoła. Potem jeszcze Empik na chwilę, a że byliśmy już głodni, to jeszcze wstąpiliśmy do Vegi na pyyyyyszneeee wegetariańskie jedzonko.



Wszędzie było mnóstwo ludzi, dużo grup, w większości z Niemiec, nawet z jedną Panią z Lipska zamieniłyśmy parę grzecznościowych słów :). Wracając do samochodu natknęliśmy się na sklep Folkstar, gdzie kupiłam Emilce ze Stanów (mojej wieloletniej koleżance po piórze (pen-friend) jeszcze z czasów dzieciństwa) i jej rodzince skarpetki z wzorami kaszubskimi, którymi się niedawno zachwycała na FB. 

W domu szybko upichciłam pyszne warzywa z tofu oraz osobno z mięskiem - pyszne, gdyż dodałam paprykę wędzoną, którą szczerze polecam; trochę o niej ostatnio zapomniałam, mam w domu jeszcze pół słoika, a przypomniała mi o tej przepysznej przyprawie Marta Dymek z Jadłonomii, która nie wyobraża sobie życia bez tej jednej przyprawy. Następnie, w ramach detoksu z tego dziwnego kataru/alergii urządziłam sobie gorącą kąpiel z bardzo aromatyczną ciasteczkową solą :). A teraz spać!



Takie cudo dostałam od Marty i ski; Rafał dostał z niebieską ramą ;).

piątek, 29 grudnia 2017


Pracowałam dziś w domu. Wczoraj wieczorem dopadła mnie alergiczna kichawka (ciekawe na co?), dziś rano też i jakoś tak średnio się czułam. W biurze były tylko cztery osoby, a to co miałam zrobić zrobiłam zdalnie w domu. Ach, jak mi się nie chciało! Chyba pierwszy raz w życiu pracowałam między świętami a nowym rokiem, zawsze miałam albo ferie, albo przymusowy urlop, a rok temu zwolnienie lekarskie. Dlatego było mi tak ciężko teraz (nawet kolega w ramach współczucia zauważył, że chyba mnie te święta wykończyły, bo średnio wyglądam; nie chciałam mu mówić, że to chyba już starość...;). Ten czas zawsze poświęcałam na leniuchowanie, nadrabianie zaległości czytelniczych i towarzyskich, na snucie refleksji i podsumowań. Kilka razy byłam też w podróży. Ach, tylko ja wiem, jak mi ciąży ten przymus pracowania i tak niewiele dni urlopowych, kiedy jest tyle ciekawszych rzeczy dookoła!!! 

Będąc w domu z dziewczynami, które mają ferie, cieszyłam się każdą domową czynnością i każdym przytulaniem z młodymi :). Zamiast szybko ogarnąć zadania do pracy, ja nastawiłam i powiesiłam pranie, zrobiłam pyszne śniadanie i hektolitry owocowych herbat, przeglądałam piękne zdjęcia Moniki Mrozowskiej na Instagramie, które same mnie znalazły oraz zamieniłam się książkami z dziewczyną z FB. Przeczytałam też parę stron Mocka, którego późnym popołudniem już całego skończyłam (w gorącej aromatycznej i detoksykującej kąpieli). Nie myślałam, że to będzie ostatnia książka, którą przeczytam w 2017. A może nie?;-)

Na podsumowanie jeszcze przyjdzie czas w niedzielę, a teraz czas na regenerację, bo znowu mnie dopada kichawka.

czwartek, 28 grudnia 2017

Wczoraj po pracy spełniło się jedno z moich marzeń - siedziałam sobie beztrosko na kanapie z herbatką i czytałam książkę! Uwielbiam to uczucie, kiedy zanurzam się całkowicie w lekturze i nie czuję upływającego czasu. Po "Ludzkie Zoo" Marka Krajewskiego - następną część o Mocku sięgnęłam tylko dlatego, że za tydzień zamierzamy iść na spotkanie z autorem (wraz z poczęstunkiem!) i trochę nie wypada nie znać jego ostatniej książki. Nabyliśmy ją podczas innego autorskiego spotkania z Krajewskim i ma ona nawet piękną dedykację dla nas. Generalnie nie czytam kryminałów, ale te z Wrocławiem w tle są zawsze szczególne. "Ludzkie Zoo" na początku trochę się "ślimaczyło", ale potem bardzo wciągnęło. Wcześniejsze tomy o Mocku, które czytałam na bieżąco od razu po ich wydaniu czytało mi się czasami dość ciężko, ale ta obecna jest jakby napisana w innym, łatwiejszym języku. 

Dzisiaj natomiast poszliśmy zobaczyć "Najlepszego". Domyślałam się, że ten film będzie mocny, ale nie spodziewałam się, że aż tak.  Miesiąc temu przeczytałam w "Urodzie Życia" wywiad z Jerzym Górskim, bohaterem tego filmu. 14 lat ćpania, Monar, kiedy miał 29 lat i 6 lat treningów, które zaprowadziły go do zwycięstwa podwójnego Ironmana w USA. Szok i pytanie - jak to możliwe? Sceny z życia ówczesnych narkomanów i ich wygląd są przerażające, ale cała historia daje bardzo dużo do myślenia. Do myślenia o motywacji i o siłach, które tkwią w człowieku, o wewnętrznej walce ze swoimi demonami i ich pokonaniu, o sile umysłu i sile ciała, o sile, która pcha Cię do przodu pomimo wszystko i o traumach z przeszłości, które pchają Cię do zmiany. Niesamowite, mocne, wbijające w fotel. Jerzy Górski tak mówi o filmie: "Myślę, że jeśli ktoś kiedyś pogubi się w życiu tak bardzo, że pomyśli: to już koniec, dobrze, żeby przypomniał sobie ten film." Jak dla mnie, to prawdziwy Bohater. A nawet bardzo ludzki Superbohater. Jakub Gierszał, odtwórca głównej roli, też zasługuje na brawa.

wtorek, 26 grudnia 2017

Jak zawsze u mnie musi być równowaga i nie ominął mnie dzisiaj ranny spadek nastroju... Przed obudzeniem się miałam jakieś dziwne koszmary - mam je często wtedy, kiedy śpię dłużej niż do 7.00.  Po śniadaniu - pysznej owsiance zrobionej przez Natalkę czytałam o Ajurwedzie w "Jedzeniu, które leczy" i stwierdziłam, że nie tylko jestem podwójną doszą, ale chyba nawet potrójną, co oznacza wielką trudność w dobraniu dla mnie odpowiedniego jadłospisu, szczególnie, kiedy chce się schudnąć. Dobiło mnie to! Pierwszy raz w życiu nie mogę schudnąć. Chciałam iść biegać, ale nie zdążyłam, a było cudne słońce; chciałam poćwiczyć trochę jogę w domu (nawet zaczęłam), ale nie mam miejsca, gdzie mogę to spokojnie zrobić.

Wczoraj postanowiliśmy iść dzisiaj rodzinnie do kina na "Morderstwo w Orient Expresie", ze względu na świetną obsadę (mój dawny ulubieniec Kenneth Branagh!) i krajobrazy (Jerozolima, Istanbuł, góry) i język. Szczerze mówiąc myślałam, że film będzie lepszy, ale nie było najgorzej. Za to "Paddington 2", którego potem obejrzeliśmy, bardzo podniósł mi nastrój, nie wspominając o wątku kryminalnym porównywalnym do Jamesa Bonda, i sprawił, że odezwało się moje anglofilstwo i zatęskniłam za starą dobrą Anglią i tym cudownym brytyjskim akcentem. Jestem pewna, że przynajmniej w połowie moja dusza jest brytyjska...

Jutro w pracy, z braku innych zajęć, obejrzę sobie chyba "Padidngtona 1" :D

Znalezione obrazy dla zapytania paddington 2

poniedziałek, 25 grudnia 2017


Cieszę się, że jest taki dzień, w zasadzie to kilka dni w roku, kiedy ludzie składają sobie dobre życzenia, bo jak kiedyś napisała Dobrusia, życzenia są bardzo ważne. Wypowiedziane na głos mogą się spełnić :). Cieszę się, że w ten grudniowy czas ludzie są dla siebie dobrzy, a przynajmniej starają się takimi być, że ludzie przypominają innym nawzajem, żeby nie zapomnieć w te święta, co jest najważniejsze i tym właśnie się zająć. 
Pomimo moich ciągot do przeciwstawiania się mainstreamowi, trudno uciec od tradycji i komercjalizacji. W tym roku świadomie i ze spokojem poddałam się tradycji i gotowaniu, głównie żeby odciążyć mamę i głównie dla rodziców, bo dla nich to jedno z najważniejszych wydarzeń w roku. Zrobiłam to świadomie dla taty, bo w świetle jego choroby jest to pewnie jeszcze ważniejsze niż wcześniej. Choć przed samym wyjściem na Wigilię miałam ochotę uciec jak najdalej stąd, zaszyć się w puszczy i nie rozmawiać z nikim. Byłam zmęczona, ale na miejscu na szczęście mi przeszło. Natalia złożyła mi najwspanialsze i najdłuższe życzenia, jakie matka może kiedykolwiek otrzymać:). Pośpiewaliśmy kolędy, co niezmiennie zawsze przenosi mnie do krainy szczęśliwości, czyli najwspanialszych momentów dzieciństwa, kiedy to magia tych świąt była dla mnie wręcz dotykalna. Z Markiem wymieniliśmy się naszymi książkowymi prezentami, bo i on, i ja przeczytaliśmy już te, które dostaliśmy ;-). Dostałam też wspaniałą książkę o Ajurwedzie z przepisami - "Jedzenie, które leczy" Szaciłłów, w której się zaczytywałam. 

A dziś słodkie nieróbstwo, wolne jedzenie, długa kąpiel w aromatycznej świątecznej soli, rozmowy telefoniczne z kuzynami, przytulanie się, czytanie grudniowej "Urody Życia" ze świetnymi artykułami, czytanie życzeń na FB i smsach i odpisywanie na nie, słuchanie nowych płyt Radka z przepięknymi aranżacjami wierszy Tuwima, Szekspira, Baczyńskiego... Chciałam jeszcze filmy i i książki, ale jak zwykle dzień za krótki lub ja chcę za dużo. Resztką silnej woli wyciągnęłam się na przebieżkę 20 minut przed zachodem słońca. Światło i kolory były cudowne!!! Powietrze też, iście wczesnowiosenne! Potem jeszcze trochę poćwiczyłam mając w głowie (i ciele!) te wszystkie zjedzone kalorie i mój siedzący tryb życia; trudno było mi znowu stanąć na macie, oj, trudno... Przeczytałam, że hormon stresu - kortyzol lubi odkładać się w postaci tłuszczu w okolicach brzucha i dolnych pleców - znak, żeby jeszcze bardziej na to uważać!  

sobota, 23 grudnia 2017

Dziś blog kulinarny, pełen zachwytów i wdzięczności nad jedzeniem, którym możemy się karmić. Chyba zmieniam się na starość. Przynajmniej w podejściu do przygotowań potraw świątecznych. Zauważyłam, że w tym roku gotowanie stało się dla mnie medytacją i relaksacją. Z wielką przyjemnością obierałam dzisiaj na barszcz 10kg pięknych, twardych i cudownych buraków, których kolor był niesamowity. Zachwycałam się każdym z osobna. Potem krojenie do sałatki jarzynowej, którą robimy tylko od święta i znowu wróciły do mnie smaki dzieciństwa, tylko trochę bardziej podkręcone (dla mojej mamy za ostre;). Na koniec przyrządziłam przepyszny sos do ryby po grecku. Delektowałam się soczystymi kolorami i fakturą poszczególnych składników oraz doprawianiem potraw w taki sposób, żeby były one jednocześnie słodkie, słone, kwaśne i ostro - to sekret udanego dania ;). Polecam też wszystkim obłędny keks z rumem - po prostu niebo w gębie! Keks według przepisu Maciągowej robiłam po raz pierwszy, ale jestem gotowa robić go co tydzień, bo jest niebiański! Zdjęcie tego w ogóle nie oddaje. Jutro rano zrobię jeszcze pieguska  - moje ulubione ciasto z PRL-u i koniec pichcenia! Czuję je już w plecach i rękach;). Cieszę się bardzo, że dzisiejszy dzień spędziłam z rodzicami (w kuchni), gdyż jestem świadoma, że takich chwil może być już coraz mniej. Teraz odpływam już zasłużenie w objęcia Morfeusza....


czwartek, 21 grudnia 2017


Dziś najdłuższa noc w roku, ale już niedługo o 7:55 wstanie nowe słońce! I dni będą coraz dłuższe :). Światło zwycięża ciemność - to nam daje nadzieję i nową energię do działania. Rano natchnęło mnie i napisałam na FB:


 "Dziś Szczodre Gody - umiera stare słońce, aby odrodzić się z nową energią i nadzieją. Czas na pożegnanie się ze starym, niepotrzebnym i niechcianym i rozpoczęcie nowego, "odrodzenie się". Teraz wszechświat nam sprzyja i wzmocni wszystko, o czym będziemy myśleć i co będziemy manifestować. Od jutra dni będą dłuższe!!!  Życzę wszystkim dużo pozytywnej energii i spełnienia marzeń, na których planowanie teraz właśnie jest idealny czas!"

Dziś był krótki dzień, choć w pracy bardzo długi, bo dużo pracy na ostatnią chwilę (nie z mojej winy), ale pomimo tego wystarczyło mi energii, żeby potem w domu pogotować wolno bigos i przyrządzić niesamowite sosy do śledzi, tzn. jeden pomidorowo-śliwkowo-pomarańczowy z czosnkiem i imbirem na słodko-kwaśno-ostro i słono oraz zalewę olejową pełną ziół i czosnku. Zapach wydobywający się z wielkiego garnka z kapustą tak bardzo przypomina mi przygotowania do świąt z czasów dzieciństwa. To jest niesamowite! Potem okadziłam całe mieszkanie białą szałwią, aby je oczyścić ze starej, negatywnej energii i zarazków chorobotwórczych i usiadłam sobie do modlitwy i medytacji. 

Ach, mogłabym być białą wiedźmą - tak dobrze mi blisko natury oraz żywiołów i tak bardzo za nią tęsknię siedząc osiem godzin w zamkniętym, nienaturalnym pomieszczeniu. Od kilku dni robię różne naturalne specyfiki dla rodzinki na katary, bóle gardła i ogólne rozbicie i widzę, że działają :).   

Dzisiaj tato wrócił ze szpitala do domu, a Girish - nasz indyjsko-angielski kolega podarował mi piękną kartkę świąteczną. Wczoraj była szkolna wigilia u Zuzi, którą przygotowywała jej klasa, więc musieliśmy być :). Poznaliśmy rodziców jednej z jej przyjaciółek z klasy, bardzo mili ludzie, zaprosili Zuzię oficjalnie na Sylwestra do Hani. Natalia też gdzieś wybywa, więc najprawdopodobniej będziemy sami. Czyżby nadeszły już te czasy??? ;).

Znalezione obrazy dla zapytania słońce

wtorek, 19 grudnia 2017

Czaruję świat, a przynajmniej miejsce, w którym mieszkam. Włączam światełka, zapalam świeczki, nastawiam płytę z "Love actually" (mojego ulubionego świątecznego filmu angielskiego "To właśnie miłość" i nastawiam pięknie pachnący i bardzo pożywny wegetariański rosół, gdyż wszyscy odczuwamy potrzebę ogrzania się i pozbycia katarów. Oprócz zdrowotnych właściwości, to też tzw. "comfort food" :). Uwielbiam ten zapach, który wydobywa się wtedy z garnka! Oprócz warzyw korzeniowych dodaję cebulę, dużo czosnku, świeży imbir, chrzan (w proszku), kurkumę, wszelkie przyprawy (dziś nawet wrzuciłam paprykę wędzoną), ziele angielskie, liście laurowe, liście curry, grzyby shitake lub mun, dziś też wrzuciłam liście jarmużu i kilka pieczonych buraków. Na koniec dodaję masło klarowane. Coś przepysznego!

Namoczyłam też suszone grzyby do bigosu i po chwili przeżyłam powrót do przeszłości. Nie mogłam oderwać twarzy od miski z grzybami, gdyż ten zapach przenosił mnie w czasie do cudownych chwil z dzieciństwa, gdzie tak samo pachniało przed Świętami.

Wczoraj spędziłam dwie godziny w rzeczywistości 5-osobowego pokoju szpitalnego dla mężczyzn. Jak zwykle doświadczenie skłaniające do refleksji nad życiem, zdrowiem, światem, wszystkim.... Potem naprawdę docenia się to co się ma. Siedziałam na kanapie i kontemplowałam grę światełek. To wszystko wydaje nam się tak oczywiste.... - dopóki tego nie stracimy.

I dzisiaj, wracając do domu bez samochodu w śniegu, wilgoci i zimnie byłam bardzo wdzięczna za moją ciepłą czapkę ;). I też za ten cudowny stroik, który podarowała nam Magda :).

niedziela, 17 grudnia 2017

Im jestem starsza tym mniej chce mi się sprzątać. Szkoda mi tego cennego czasu, który mogłabym poświęcić na tyle fajnych rzeczy, tym bardziej, że z wiekiem tego czasu coraz mniej, lub po prostu na nicnierobienie. Ale czasem lubię też sprzątać (szczególnie myć naczynia;-), gdyż wyłączam wtedy głowę i w pewnym sensie medytuję, skupiając się w pełni na tu i teraz. W ten weekend przyjęłam taką zasadę (aby mnie zmotywowała): pozbywam się starej energii i "ton" kurzu, i sprzątając wyrzucam to, co stare i brudne, żeby zrobić miejsce na nowe i czyste. W dniu zbliżającego się przesilenia zimowego "umiera stare słońce i rodzi młode, kończąc poprzedni rok i początkując nowy" (za Katarzyną Georgiu na FB). Dla chrześcijan rodzi się Jezus, który jest „Słońcem sprawiedliwości” (Ml 3,20) i „Światłością świata” (J 8,12). Poza tym, i tak już trzeba było trochę posprzątać ;).


Trochę też pogotowałam - dostałam przez mamę od kuzynki kawałek pięknej dyni, którą udusiłam wczoraj na obiad, a część dodałam do przepysznego ciasta, którym zaczarowałam tę ponurą pogodę. Piekłam je dziś rano i do tej pory w mieszkaniu pachnie goździkami, cynamonem, kardamonem i pomarańczą, które do niego dodałam. Wyszło cudowne! Wielkie i wilgotne, nie za słodkie, pomimo, że dynia była bardzo słodka, i nie zakalcowate, jak to, które robiłam pierwszy raz dawno temu. Jeszcze lepiej smakuje z konfiturą z moreli lub powidłami ze śliwek. Zuzia upiekła korzenne ciasteczka z cynamonowo-cytrynowym lukrem i pół dnia je dekorowała.
Kupiliśmy choinkę - malutką. Mała, czy duża,"pachnie nadzieją każdego roku… tą nadzieją domowników, którzy je ubierają i zdobią. Choinka jest wróżbą na następny rok i dlatego tyle starań dokładamy, by ubrać ją najpiękniej jak potrafimy, do możliwości jakie mamy. Nie dość, że drzewo symbolizuje życie, to jeszcze dodatkowo, ozdoby choinkowe projektują nasze nadzieje na jego jakość. Anioły symbolizują opiekę od wszelkiego złego, cukierki, pierniki, pomarańcze i jabłka to przepis na słodkie życie, orzechy złocone lub srebrzone szyszki to dostatek, który chcemy utrzymać bądź przyciągnąć, a iluminacja, w każdej formie, symbolizuje oświecenie duchowe i zmiany w myśleniu i postrzeganiu świata, wyostrzenie zmysłów. (...)" (za K. Georgiu na FB). Wygląda cudnie z samymi tylko światełkami. Dopniemy tam tylko skrzydlatych braci i będzie piękna. 
Dziś zabraliśmy mamę na świąteczny jarmark. Tato rano został przyjęty do szpitala, jutro najprawdopodobniej będzie miał planową koronarografię. 

Plan na gotowanie w nadchodzącym tygodniu również zrobiony. Będzie się działo! Chcielibyśmy bardziej minimalistycznie, ale nie chcę, żeby mama wszystko robiła, bo i tak by te wszystkie dania zrobiła, gdyż dla rodziców Święta to Święta i musi być tak jak zawsze od stu lat...

środa, 13 grudnia 2017

Po ostatnich dniach niepewności, pytań, zmian, negatywnych komentarzy przyszedł dzisiaj w pracy czas na oczyszczenie. Rano kończyłam jeszcze specjalną laurkę dla Leszka, który dzisiaj był ostatni dzień w biurze. Pomagałam mu przejść przez ten czas "burzy i naporu", choć wczoraj chyba za to "zapłaciłam" mając dziwne sny i nie wysypiając się dobrze. Było mi smutno, gdyż Leszek jest najbardziej honorowym i prawym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałam. Jest człowiekiem o wielkim sercu i chyba dlatego tak przeżywałam, że musi odejść. Merytorycznie świetny, po prostu fachowiec. Ale gdzieś u góry nastąpił jakiś problem w komunikacji... Cieszę się, że to dzisiejsze pożegnanie wyszło dobrze. Był specjalny wierszyk, prezenty, dobre słowa. Od nas, nie od firmy, od której nic nie chciał. Potem jeszcze, praktycznie jeden po drugim, przychodzili moi inni koledzy na wygadanie się. Mogłabym napisać pracę z psychologii i socjologii obserwując ich zachowania. Ale cieszę się, że mogę im chociaż w takim stopniu pomóc.

W domu znalazłam chwilę na herbatkę na kanapie i parę linijek z  przewodnika po świadomym życiu "Na szczęście" Karoliny i Macieja Szaciłłów z rozdziału "Grudzień - dzielenie się".

"Pod koniec roku przychodzi czas, aby pomyśleć o innych. W tym tygodniu, nieważne, jak bardzo jesteś zabiegany i zajęty świątecznymi przygotowaniami, zrób przynajmniej jeden dobry uczynek. Obdaruj kogoś "obcego" tak, jak sam chciałbyś być obdarowany - z miłością, atencją, prawdziwą chęcią pomocy (a nie "zrobienia sobie dobrze"). (Chyba tak samo było podczas "rorat" w moim dzieciństwie - codziennie trzeba było malować na kartce "dobry uczynek" wykonany tego dnia i wrzucać w jedno miejsce, skąd był losowane nagrody ;-).

I, jak mówi Agnieszka Maciąg: "W tej chwili przed ludzkością staje wielka możliwość, okazja, szansa (taki jest układ planet), że Kosmos, Wszechświat (czy jakkolwiek chcesz to nazwać) wzmocni na najbliższe miesiące wszystko to, na czym TERAZ koncentrujesz swoją uwagę. Będzie to multiplikował. Będzie to pomnażał i wzmacniał. Jeśli więc narzekasz – dostaniesz więcej powodów do narzekania. Jeśli się złościsz – więcej powodów do niezadowolenia. A tak się składa, że odczuwamy obecnie tendencję właśnie do poddania się temu negatywizmowi. Właśnie teraz istnieje energia, która pokazuje nam wszystko to, czego NIE MAMY. W pewnym sensie jesteśmy teraz „kuszeni”, aby poddać się niezadowoleniu. Stajemy się skłonni do stawiania siebie w pozycji ofiary i myśleniu o tym, że inni mają lepiej, łatwiej, więcej, prościej. A my jesteśmy do niczego, biedni i pokrzywdzeni przez los… Że tak bardzo się staramy i nic z tego nie wychodzi…
Stop. Zatrzymaj się i nie poddawaj się tej energii!!
Jeśli zaczniesz myśleć pozytywnie - masz okazję stworzyć dla siebie dobry rok! :) ❤️"

"Prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy wszyscy naokoło są szczęśliwi" - powiedział mały chłopiec z Bhutanu, gdzie koncepcję produktu krajowego brutto zastąpiono "szczęściem krajowym brutto".

Cieszę się z pierwszych otrzymanych dzisiaj prawdziwie świątecznych kartek. Od Donny z Kanady i Andrei z Niemiec. Cieszę się z naszych domowych rozmów i rozmów z napotkanymi ludźmi. 

Cieszmy się z tego, co mamy i co nas spotyka, i nie zapominajmy o tym, co jest najważniejsze w życiu. 

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Weekend był intensywny, a dzisiaj odczuwam tego skutki. Kończenie kartek świątecznych, fryzjer, wizyta w Centrum Historii Zajezdnia i wieczorny piękny i nastrojowy koncert jazzowy w Vertigo. Do dwóch ostatnich miejsc wygrałam bilety i szkoda byłoby nie iść. Wiedziałam doskonale, że tyle atrakcji mnie lekko wykończy, a szczególnie podziałała tak na mnie wystawa w Zajezdni, która wywołała we mnie wiele emocji, wspomnień i nostalgii za dzieciństwem. Jestem zachwycona sposobem zorganizowania tej wystawy, która jest niesamowicie interaktywna i pięknie przedstawia dzieje Europy i Wrocławia przed wojną (Lwów), w trakcie wojny, po wojnie, przez PRL i aż do współczesności. Szkoda, że ta wystawa nie powstała wcześniej - zaprowadziłabym tam wszystkich naszych zagranicznych gości podróżników, żeby ich zapoznać z historią miasta i przy okazji pokazać, jak Polska była traktowana na arenie międzynarodowej. Ta wystawa mówi wszystko o Wrocławiu i bardzo wiele o historii. Lekcje związane z Międzywojniem i II wojną światową powinny być tam przeprowadzane -  ta wiedza zostałaby w głowach na zawsze. To, co ja musiałam całe życie zbierać i układać w całość oraz dopełnić lekturą np. tak wspaniałej książki jak "Obce miasto Wrocław 1945 i potem" jest na tej wystawie fantastycznie przedstawione. Można powiedzieć, że pokazuje ona "Wrocław w pigułce". Cieszę się ogromnie, że taka wystawa powstała! I że jest tak nowocześnie urządzona. Można tam spędzić cały dzień (my niestety nie mogliśmy),  a potem zjeść pyszny obiadek w barze rodem z PRLu....;-). Na pewno będę tam wracać!
Wieczorkiem resztką sił wyszliśmy jeszcze raz z domu (zimno!), zaparkowaliśmy pod Halą Targową i przeszliśmy na Oławską przez cudownie ozdobiony Nowy Targ do klubu Vertigo. Mieliśmy stolik przed samą sceną. Występowała Aga Damrych z zespołem i w pierwszej części śpiewała piękne, i bardzo nastrojowe piosenki, podczas których można było tylko odpłynąć.... Po przerwie było o wiele bardziej dynamicznie i muzycy mieli dużo okazji, żeby się wykazać ;-). Bardzo polecam! Artystka ma moc i świetne możliwości głosowe, a przy tym świetnie nawiązuje kontakt z publicznością. Radość i szczęście, które z niej biły, były prawie że zaraźliwe :).  


piątek, 8 grudnia 2017

Uroczyście oświadczam, że otworzyłam manufakturę anielskich kartek ;-). W końcu mogłam dać upust swojej potrzebie twórczości i w ramach relaksu po godzinnym staniu w korku na autostradzie kazałam Zuzi wyjąć wszystkie plastyczne materiały, które mają i zaczęłam myśleć nad wyglądem kartek świątecznych do naszych bliższych i dalszych przyjaciół z całego świata. Najpierw chciałam, żeby każda była inna, ale ich wykonanie zajęłoby mi chyba z cały tydzień. Po przywiezieniu Natalii z  klasowej wycieczki do Goerlitz, do manufaktury przyłączył się Rafał ze pięknymi zdjęciami z naszymi gospodarzami z tegorocznych wojaży, które zamienił w piękne zdjęcio-kartki :-). W sumie zrobiło się tego wszystkiego około 40 sztuk ;-).

Jutro ciąg dalszy - pisanie życzeń w kilku językach, adresowanie i wysyłka!



czwartek, 7 grudnia 2017

Wysłuchałam dzisiaj webinaru o Ajurwedzie na święta i o tym, jak je przeżyć inaczej, niż co roku. Wprawdzie zapadłam w drzemkę w trakcie tego słuchania, ale zapamiętałam, że najlepiej, jak umysł, serce i ciało są w harmonii podczas tych kilku dni, co oznacza regularny odpoczynek codziennie przed, podchodzenie do wszystkiego, nawet trudnych sytuacji związanych ze spotkaniami rodzinnymi z otwartym, współczującym sercem, małą i większą dobroczynność, życzliwość i rezygnację z czegoś, co się uwielbia - najlepiej z cukru/słodyczy, bo podczas świąt jest go aż zanadto. Według mnie oznacza to również dobrą organizację i planowanie z długopisem w ręku, żeby o niczym nie zapomnieć i z wszystkim zdążyć. Ja chyba i tak jestem już spóźniona, ale chociaż dzięki temu będę mieć okazję do ćwiczenia neutralnego umysłu i emocji podczas tych przygotowań. 


Marzą mi się bardzo skromne święta, wystarczy barszcz z uszkami i pierogi, ale pełne zrozumienia, otwartego serca, wspólnego śmiechu i sattvy, czyli wg Ajurwedy, stanu pełnego lekkości bycia, radości, jasności, wyrozumiałości, miłości, współczucia i harmonii. Ten stan można wspierać m.in. odpowiednim jedzeniem (świeżym, niemrożonym, nieodgrzewanym, niepuszkowanym, itp.), doznaniami duchowymi (np. w kościele), modlitwą, medytacją, przebywaniem w naturze/na świeżym powietrzu, czystością i tolerancją. Oby się to spełniło!

Siostrzenica Rafała miała dzisiaj swoje 18-te urodziny. Trudno jest mi w to uwierzyć!!! Nie dość że Natalii bliżej do tego wieku niż dalej, to ja sama dokładnie pamiętam jak to wtedy było;). Jako że prezent nie doszedłby na czas, zamówiliśmy też bukiet kwiatów z doręczeniem. Paulinka  (a może raczej już Paulina) dostała je tuż przed wyjściem na próbę do studniówki ze swoim partnerem. Ach, kiedy to zleciało????

środa, 6 grudnia 2017

Trudno opisywać zwykłe życie... przez ostatnie dwa dni ćwiczyłam cierpliwość w korkach - wczoraj znowu ponad 1,5 godziny powrotu do domu przez miasto, ćwiczyłam silną wolę, kiedy chce się tylko wejść pod koc z książką, ale joga wzywa (i rozgrzewa!); ćwiczyłam też dystans do wydarzającej się rzeczywistości:-). Duma z Natalii, która wczorajszy cały dzień od samego rana spędziła w Imparcie, gdzie jej MAM dwa razy wystawiał "Króla Lwa" dla dzieci z domu opieki i dla dzieci z Tanzanii. Duma, z tego, że udało mi się rano zdążyć zawieźć Zuzię do szkoły, a potem rodziców do lekarza. Różne rozczarowania i problemy w pracy, gotowanie, zamawianie i pakowanie prezencików, zbiórka w pracy na Szlachetną Paczkę, rozmowy, przytulania, świeczki i światełka...

Słucham Janusza Radka z koncertu w teatrze w Wałbrzychu, na który mieliśmy dzisiaj jechać. Ale w nocy Rafała dopadł rotawirus.... Teraz już jest mu dobrze :-)

niedziela, 3 grudnia 2017


Jako że Natalia była dzisiaj wolontariuszką na targach książki i  trzeba ją było zawieźć na miejsce, to przy okazji skorzystaliśmy. O 10.00 o tajemnicach zamków i pałaców Dolnego Śląska opowiadała pani Lamparska. Opowiadała fascynująco pokazując przy tym ciekawe zdjęcia. Historie, które opowiadała o przeszłych i teraźniejszych właścicielach większych i mniejszych pałaców nadają się na holywoodzkie produkcje. Ogromny pałac Bożków k. Nowej Rudy, gdzie można poprosić stróża za 10zł, żeby nas wpuścił i mieć cały pałac dla siebie; wspaniale odnowiony pałac w Pieszycach z p. Hajdukiem z Ameryki i jego dwoma żonami, wzruszającym się na każdą wzmiankę o aniołach; tajemnicza i tragiczna historia  pałacu we Wleniu z duchem Dorotei, który uratował obecnego właściciela przed pożarem; pałac w Jedlince, gdzie przez dwieście lat codziennie była prowadzona kronika mimo zmieniających się właścicieli - fascynujące historie, a i autorka miała talent do opowiadania. 

O 11.00 uczestniczyliśmy w świetnym spotkaniu, które prowadził Marek Krajewski ze swoim kolegą Jarosławem Rybskim na temat jego debiutu pisarskiego - historii dziejącej się we Wrocławiu w latach 50-tych, gdzie mieszają się dialekty przyjezdnych jak w wieży Babel, jeździ czarna pabieda i zawiązuje się Bractwo Wrocławskie. Krajewski ma cudowną dykcję, humor i sposób wyrażania się, jest niesamowicie elegancki w ubiorze, wyglądzie i języku i już samo słuchanie go jest wspaniałym widowiskiem. Okazało się, że obaj panowie skończyli to samo liceum, co ja, tylko 7 lat wcześniej, a autor "Warkotu" studiował anglistykę i pracuje jako tłumacz. 

Na koniec, łapiąc szybko kawę i ciacho do kawy ;-), pobiegliśmy do sali, w której Mateusz Mykytyszyn - prezes fundacji im. Daisy von Pless opowiadał o zdjęciach Książa od kuchni, przywiezionych z Kanady od wnuczki kucharza francuskiego, pracującego na dworze Hochbergów od 1909 do 1932.  Mykytyszyn chyba wie wszystko na temat Hochbergów i Daisy i uwielbiam go słuchać. Dowiedziałam się, że Hochbergowie byli trzecim najbogatszym rodem w ówczesnych Prusach, po Hohenzollernach i Hohenlohe.

Potem przeszliśmy się po stoiskach, podziwiając pięknie wydane książki, ale tylko je podziwiając (ustaliłam sobie zakaz kupowania, zresztą w necie można je kupić taniej, a tych, które mnie interesowały i tak nie było). Kupiliśmy tylko "Warkot" Rybskiego, który wpisał dedykację dla Natalii.

Dojechawszy do domu usiadłam do medytacji, gdyż była kulminacja szczególnej pełni i Agata mi o tym przypomniała. Ta pełnia była dla mnie dość męcząca i fizycznie i psychicznie i dobrze, że już się kończy. Nosiło mnie przed nią bardzo, a po po prostu zasnęłam (wczoraj wieczorem byłam jeszcze na półsłużbowej kolacji i poszłam spać później niż zwykle). Włączyłam lampkę z olejkami zapachowymi, zapaliłam świeczki, wywaliłam parę rzeczy (dobre na pełnię - porządki, kończenie spraw, wyrzucanie zbędnych rzeczy), poprasowałam, sprawdziłam angielski Zuzi i marzyłam, że mamy więcej przestrzeni mieszkalnej....


sobota, 2 grudnia 2017

Ach... wróciłam właśnie z przedświątecznego spotkania z Karoliną i Maćkiem Szaciłłami i Agnieszką Maciąg i chciałabym, żeby wszyscy poczuli te piękne wibracje, dobre emocje, wzruszenia, a przede wszystkim spokój i dobrostan. Cała atmosfera, życzliwość i uśmiechy innych uczestniczek oraz prowadzących były wspaniałe. Czasami wydaje mi się, że jestem jak gąbka, która nasiąka tą dobrą energią i życzliwością - czerpię z tego i sama się zasilam :). Miałam wielkie szczęście siedzieć tuż przed prowadzącymi, porozmawiałam przed rozpoczęciem z Szaciłłami na temat ajurwedy, życia i ich książek. Wcześniej w ogóle ich nie znałam i nie miałam pojęcia, że są takimi propagatorami ajurwedy. On gotuje w telewizji, ona dziennikarka, większość życia zmagająca się z wielką otyłością spowodowaną nieradzeniu sobie z emocjami, obecnie odchudzona przez męża o 27kg, nauczycielka technik oddechowych i medytacji. Bardzo serdeczni, skromni, ciepli ludzie, których słucha się z przyjemnością. Karolina opowiadała m.in.o swojej drodze do równowagi, Maciek o roli i właściwościach smaków, oddychaliśmy i medytowaliśmy. Ugotowali makowiec bez pieczenia i ziołową wodę. Agnieszka Maciąg wystąpiła w przepięknej poetyckiej sukience, wyglądała zjawiskowo, samo patrzenie na nią dostarczało wielu wspaniałych wrażeń estetycznych. Mówiła o cudzie narodzenia, o aniołach przyjacielach, mantrach, modlitwie, o sile Mapy Marzeń i kreowaniu swojego świata i troszczeniu się o siebie. Za jej inspiracją zrobiłyśmy pięknie pachnące wody z naturalnymi olejkami eterycznymi. 

Niesamowite, ile razy słowo Ajurweda padło podczas tych sześciu godzin! Temat staje się na prawdę coraz bardziej popularny :). 



Cieszę się też, że mogłam spotkać się z Gosią, której przysłałam informację o tym spotkaniu, wtedy kiedy właśnie tego potrzebowała :-). Z Gosią znamy się już 20 lat, z mojej pierwszej pracy zawodowej.