piątek, 29 grudnia 2017


Pracowałam dziś w domu. Wczoraj wieczorem dopadła mnie alergiczna kichawka (ciekawe na co?), dziś rano też i jakoś tak średnio się czułam. W biurze były tylko cztery osoby, a to co miałam zrobić zrobiłam zdalnie w domu. Ach, jak mi się nie chciało! Chyba pierwszy raz w życiu pracowałam między świętami a nowym rokiem, zawsze miałam albo ferie, albo przymusowy urlop, a rok temu zwolnienie lekarskie. Dlatego było mi tak ciężko teraz (nawet kolega w ramach współczucia zauważył, że chyba mnie te święta wykończyły, bo średnio wyglądam; nie chciałam mu mówić, że to chyba już starość...;). Ten czas zawsze poświęcałam na leniuchowanie, nadrabianie zaległości czytelniczych i towarzyskich, na snucie refleksji i podsumowań. Kilka razy byłam też w podróży. Ach, tylko ja wiem, jak mi ciąży ten przymus pracowania i tak niewiele dni urlopowych, kiedy jest tyle ciekawszych rzeczy dookoła!!! 

Będąc w domu z dziewczynami, które mają ferie, cieszyłam się każdą domową czynnością i każdym przytulaniem z młodymi :). Zamiast szybko ogarnąć zadania do pracy, ja nastawiłam i powiesiłam pranie, zrobiłam pyszne śniadanie i hektolitry owocowych herbat, przeglądałam piękne zdjęcia Moniki Mrozowskiej na Instagramie, które same mnie znalazły oraz zamieniłam się książkami z dziewczyną z FB. Przeczytałam też parę stron Mocka, którego późnym popołudniem już całego skończyłam (w gorącej aromatycznej i detoksykującej kąpieli). Nie myślałam, że to będzie ostatnia książka, którą przeczytam w 2017. A może nie?;-)

Na podsumowanie jeszcze przyjdzie czas w niedzielę, a teraz czas na regenerację, bo znowu mnie dopada kichawka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz