poniedziałek, 25 grudnia 2017


Cieszę się, że jest taki dzień, w zasadzie to kilka dni w roku, kiedy ludzie składają sobie dobre życzenia, bo jak kiedyś napisała Dobrusia, życzenia są bardzo ważne. Wypowiedziane na głos mogą się spełnić :). Cieszę się, że w ten grudniowy czas ludzie są dla siebie dobrzy, a przynajmniej starają się takimi być, że ludzie przypominają innym nawzajem, żeby nie zapomnieć w te święta, co jest najważniejsze i tym właśnie się zająć. 
Pomimo moich ciągot do przeciwstawiania się mainstreamowi, trudno uciec od tradycji i komercjalizacji. W tym roku świadomie i ze spokojem poddałam się tradycji i gotowaniu, głównie żeby odciążyć mamę i głównie dla rodziców, bo dla nich to jedno z najważniejszych wydarzeń w roku. Zrobiłam to świadomie dla taty, bo w świetle jego choroby jest to pewnie jeszcze ważniejsze niż wcześniej. Choć przed samym wyjściem na Wigilię miałam ochotę uciec jak najdalej stąd, zaszyć się w puszczy i nie rozmawiać z nikim. Byłam zmęczona, ale na miejscu na szczęście mi przeszło. Natalia złożyła mi najwspanialsze i najdłuższe życzenia, jakie matka może kiedykolwiek otrzymać:). Pośpiewaliśmy kolędy, co niezmiennie zawsze przenosi mnie do krainy szczęśliwości, czyli najwspanialszych momentów dzieciństwa, kiedy to magia tych świąt była dla mnie wręcz dotykalna. Z Markiem wymieniliśmy się naszymi książkowymi prezentami, bo i on, i ja przeczytaliśmy już te, które dostaliśmy ;-). Dostałam też wspaniałą książkę o Ajurwedzie z przepisami - "Jedzenie, które leczy" Szaciłłów, w której się zaczytywałam. 

A dziś słodkie nieróbstwo, wolne jedzenie, długa kąpiel w aromatycznej świątecznej soli, rozmowy telefoniczne z kuzynami, przytulanie się, czytanie grudniowej "Urody Życia" ze świetnymi artykułami, czytanie życzeń na FB i smsach i odpisywanie na nie, słuchanie nowych płyt Radka z przepięknymi aranżacjami wierszy Tuwima, Szekspira, Baczyńskiego... Chciałam jeszcze filmy i i książki, ale jak zwykle dzień za krótki lub ja chcę za dużo. Resztką silnej woli wyciągnęłam się na przebieżkę 20 minut przed zachodem słońca. Światło i kolory były cudowne!!! Powietrze też, iście wczesnowiosenne! Potem jeszcze trochę poćwiczyłam mając w głowie (i ciele!) te wszystkie zjedzone kalorie i mój siedzący tryb życia; trudno było mi znowu stanąć na macie, oj, trudno... Przeczytałam, że hormon stresu - kortyzol lubi odkładać się w postaci tłuszczu w okolicach brzucha i dolnych pleców - znak, żeby jeszcze bardziej na to uważać!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz