sobota, 30 października 2021

Po 5-godzinnym cudownym spacerze w ramach warsztatu organizowanego przez “Ratujmy Las Mokrzański” i Fundację “Nowa Obecność” w słońcu i bajecznych kolorach złotej jesieni, wieczorem pojechałam z Beatą do “Nowych Horyzontów” zobaczyć film pt. “Moje wspaniałe życie”.

To był mocny film. Wiedziałam, że będzie o kobiecie, która ma dość swojego “wspaniałego” życia, ale myślałam, że będzie on zrobiony bardziej w konwencji komediowej. Agata Buzek, będąca główną bohaterką, jest nauczycielką angielskiego, mieszka z mężem, matką chorą na Alzheimera, synem w przedmaturalnej klasie i drugim synem wraz z jego żoną i małym dzieckiem. Hałas w domu w dzień i w nocy, dziecko płacze, jeden syn puszcza głośną muzykę, drugi kłóci się z żoną. babcia uparcie powtarza to samo, a jedynym miejscem, gdzie Joanna może być sama to łazienka. Wszyscy czegoś od niej chcą, traktując ją jak służącą. Ale Joanna nie protestuje, nie wyraża emocji, choć jej twarz bardzo dużo pokazuje. Zamiast tego, zaczyna romansować z kolegą z pracy...Czekałam z niecierpliwością, kiedy w końcu wybuchnie. Wolność odnajduje w piosenkach Maanamu i….. Nie mogę wszystkiego zdradzić. Od połowy filmy mniej więcej, zastanawiałam się, jakie będzie zakończenie - rozwiązanie obecnej sytuacji. W sumie to nie wiadomo do końca, no bo jak rozwiązać problem kobiety, która pracuje, od której każdy coś chce, i która w swoim własnym domu czuje się niezrozumiana i zniewolona? 

Świetna gra aktorska Agaty Buzek!

piątek, 29 października 2021


Ale cudowna niespodzianka mnie dzisiaj spotkała!!! Jednak FB się do czegoś przydaje ;-) Ok. 14:00 w ramach przerwy dla mojego zapracowanego mózgu, zajrzałam tam i pierwsze co zobaczyłam, to zdjęcie Romy Ligockiej pijącej kawę w drodze do Wrocławia. Jak ja mogłam o tym wcześniej nie wiedzieć!!! Na szczęście los sprzyja wiernym wielbicielom i znalazły się jeszcze dwa wolne miejsca, choć byłam już prawie załamana, że ominie mnie to spotkanie. Tak bardzo chciałam się z nią spotkać na żywo!!! I spełniło się :). 


W ostatniej chwili zdążyłam zamknąć sprawy w pracy i nawet bez problemu dojechałam do rynku. Spotkanie z autorką odbyło się w przytulnej “Prozie” - Wrocławskim Domu Literatury, gdzie byłam już kilkakrotnie, czy to na śniadaniach literackich, czy na spotkaniach z pisarzami i poetami. Od samego początku, od pełnego ciepła i miłości powitania była to fascynująca rozmowa, podczas której pisarka odpowiadając na pytania, zwracała się bezpośrednio w kierunku publiczności, a ja siedziałam dokładnie przed nią. Dzięki temu miałam wrażenie, że rozmawiam z nią w jakiejś kawiarni i jesteśmy tylko we dwie, że mówi bezpośrednio do mnie. Roma Ligocka pomimo wielkiej tragedii, którą przeżyła w czasie wojny (dziewczynka w czerwonym płaszczyku) i również po, jest niesamowicie pozytywną osobą, pełną cudownej energii i ciepła. Można jej słuchać bez końca!!! Cieszę się, że jest dostępne nagranie, na pewno odsłucham go jeszcze kilka razy. Jej zachwyt życiem, jej wiara w ludzi i dobro są zaraźliwe, a jej głęboka mądrość poruszająca. Chłonęłam jej słowa całą sobą. Prowadzący zadał kilka dość trudnych pytań, a z odpowiedzi Pani Romy zapamiętałam to jak mówiła, żeby nie iść przez całe życie jako ofiara (w domyśle holokaustu, ale też każdego innego cierpienia), żeby zaakceptować, że to życie jest pełne dobrych, ale też złych wydarzeń, ludzi, sytuacji i że tak po prostu jest. Dostaliśmy życie, więc trzeba je dobrze przeżyć (a nie trwonić), i tego już uczyli ją od najmłodszych lat jej bliscy w getcie. Było też pytanie o radzenie sobie z traumą, a autorka mocno podkreśliła, że zamiast jej “przepracowywania” (którego to słowa nie lubi), należy ją przed wszystkim przeżyć. 

Małymi kroczkami powoli wracać do życia. 


Potem był czas na indywidualne rozmowy i dedykacje. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Pani Roma przeczytała i zapamiętała mój komentarz na jej FB na temat jej najnowszej książki “Siła rzeczy”, a dokładnie na temat ogrodu jej Babci Anny i mojego wtedy przytłoczenia pracami w ogrodzie. Te fragmenty w książce z pamiętnika babci pomogły mi przestać narzekać na nawał pracy, a zamiast tego docenić tę wielką obfitość i czerpać z niej radość. Anna nie wiedziała, że za dwa miesiące będzie musiała zostawić ogród i z całą rodziną opuścić dom, by już nigdy tam nie wrócić. Wierzyła, że jak ona i jej rodzina niczego złego nie zrobili, to nikt im niczego złego nie zrobi… Jakże się mylili…. Ostatni niewinni i naiwni…


Zapamiętałam też jak mówiła, że najlepsze książki pisze się po 50-tce, więc wszystko jeszcze przede mną! :D


Jako że dawno się nie widziałyśmy, po spotkaniu poszłyśmy z Martą do Cafe de France, żeby pogadać :D


Dalej jestem w szoku, że udało mi się porozmawiać z Romą Ligocką face to face i była to cudna rozmowa.

Zaprosiłam ją do naszego ogrodu <3



niedziela, 10 października 2021

 Czas pożegnać się z latem już na dobre… Nie mogłam uwierzyć dzisiaj rano, że na trawie widzę szron. Potem na przejażdżce rowerem przez pola i las też to poczułam, ale na szczęście słońce mocno świeciło. 

Wczoraj ręce pachniały mi miętą, bazylią, majerankiem, kiedy przygotowywałam je do suszenia :). Wcześniej zanurzałam twarz w tych ziołach, nagrzanych słońcem i było bosko… 


Ścięłam przecudne kolorowe koleusy, wzięłam do domu i spróbuję je rozmnożyć, zerowej temperatury niestety nie przeżyją…. Tak mi było szkoda ścinać rośliny, wiele jeszcze kwitło, rosło, przylatywały do nich trzmiele, pszczoły i inne owady, ale zostawiłam dla nich obficie kwitnącą lawendę - naprawdę trudno uwierzyć, że w nocy dzisiaj będzie zero stopni :(((. Róże i pelargonie kwitną jak szalone, ogórki wciąż rosną, pomidory czerwienieją… Zerwałam je wczoraj, małe cukinki, które już nie dorosną, resztę fasolki, dynie, kwiaty dyni, szczypiorek, słoneczniki, papryki; zostały jeszcze tylko w ziemi buraki i marchewki…. Przez cztery ostatnie miesiące nie kupowaliśmy żadnych warzyw, wszystko było z własnej uprawy i tak bardzo jak jestem za to wdzięczna, to smutno mi, że to już się kończy... Zostaną przetwory w słoikach, moje pierwsze ever - kiszone i  marynowane cukinie i ogórki, przecier pomidorowy, keczup cukiniowy i marmolada z pomidorów :-). To była bardzo pracowita wiosna i lato, a teraz trzeba się przygotować psychicznie do jesieni… Wrzosy już wsadzone w ziemię, dziś posadziłam je też do skrzynek na tarasie, żeby rozchmurzały jesienną pluchę. W tym roku stosuję terapię kolorem ;-). Przez to że ostatnio było tak długo ciepło, cały czas miałam wrażenie, że to jeszcze wrzesień, tak bardzo zatrzymywałam lato... 







Wraz z latem odchodzi spokój w pracy, gdzie szykuje się dużo zmian, które mi się nie podobają. Myślałam, że zostanę tam w spokoju do emerytury ;-), ale chyba znowu czeka mnie rewolucja…


Natalia skończyłą okrągłe urodziny - to następna rzecz, w którą trudno mi uwierzyć, i dzisiaj z tej okazji była rodzina na obiedzie. 

A na mieście demonstracje wsparcia dla Unii Europejskiej. Gdyby nie FB, to nawet bym nie wiedziała, co się dzieje poza pracą, w której spędzam średnio 10-11 godzin i poza ogrodem, w którym spędzam resztki pozostałego czasu i gdzie dochodzę do jako takiej równowagi po pracy.


niedziela, 3 października 2021



Siedząc tak dużo w domu można łatwo zapomnieć jaką frajdę dają koncerty na żywo. 

Dzisiaj mogłam to sobie przypomnieć, bo wszakże nie samym ogrodem człowiek żyje ;-)

A koncerty jazzowe, jeśli nie są totalną improwizacją, mają to do siebie, że po ich zakończeniu jeszcze

długo wybrzmiewają w Tobie. Jestem bardzo wdzięczna za możliwość przeżywania muzyki

i zazdroszczę wykonawcom tych uniesień podczas grania.


Dzisiejszy koncert w ramach “Jazz Time” we wrocławskim klubie “Formaty” miał dwie części.

W pierwszej wystąpił Consolidation Quintet, a w drugiej wspaniali muzycy z Tubis Trio. Nagłośnienie

było super, więc już po pierwszym utworze miałam wrażenie, że jestem w samym środku tych dźwięków.

To jest niesamowite uczucie i wspaniały relaks - takie płynięcie z muzyką…. Utwory były i szybsze

i wolniejsze i można było zapomnieć o wszystkim dookoła, choć mój mózg snuł odległe plany dotyczące

przyszłego roku (nadchodzą zmiany u mnie w pracy, które niekoniecznie będą mi się podobać

i wymyślam już Plan B). 

Ale druga część to był dopiero ogień!!! Maciej Tubis jest chyba najszybszym pianistą, jakiego kiedykolwiek widziałam i słyszałam, a jego kompozycje tak niesamowicie energetyczne, że prawie cała skakałam na krześle do muzyki, a z twarzy nie schodził mi uśmiech. Tam to dopiero można było wejść w trans “tu i teraz”! Coś pięknego! Gorąco polecam.

A wcześniej prace ogrodowe (jeszcze dojrzewają pomidory koktajlowe, i wciąż rosną małe ogóreczki) -

“ogarniałam” truskawki i ich “dzieci”, które same się zasadziły (we włókninie!), gotowanie kremu

z buraczków i innych warzyw według Jadłonomii - wszystko z ogródka, a rano cudna przejażdżka

rowerem przez pola i lasy (ok. 10km). Musiałam przewietrzyć głowę - dzięki skupianiu się na pokonaniu

przeszkód na drodze i jeździe pod górę mogłam się wyciszyć. I nałapać endorfin!!!