Ale cudowna niespodzianka mnie dzisiaj spotkała!!! Jednak FB się do czegoś przydaje ;-) Ok. 14:00 w ramach przerwy dla mojego zapracowanego mózgu, zajrzałam tam i pierwsze co zobaczyłam, to zdjęcie Romy Ligockiej pijącej kawę w drodze do Wrocławia. Jak ja mogłam o tym wcześniej nie wiedzieć!!! Na szczęście los sprzyja wiernym wielbicielom i znalazły się jeszcze dwa wolne miejsca, choć byłam już prawie załamana, że ominie mnie to spotkanie. Tak bardzo chciałam się z nią spotkać na żywo!!! I spełniło się :).
W ostatniej chwili zdążyłam zamknąć sprawy w pracy i nawet bez problemu dojechałam do rynku. Spotkanie z autorką odbyło się w przytulnej “Prozie” - Wrocławskim Domu Literatury, gdzie byłam już kilkakrotnie, czy to na śniadaniach literackich, czy na spotkaniach z pisarzami i poetami. Od samego początku, od pełnego ciepła i miłości powitania była to fascynująca rozmowa, podczas której pisarka odpowiadając na pytania, zwracała się bezpośrednio w kierunku publiczności, a ja siedziałam dokładnie przed nią. Dzięki temu miałam wrażenie, że rozmawiam z nią w jakiejś kawiarni i jesteśmy tylko we dwie, że mówi bezpośrednio do mnie. Roma Ligocka pomimo wielkiej tragedii, którą przeżyła w czasie wojny (dziewczynka w czerwonym płaszczyku) i również po, jest niesamowicie pozytywną osobą, pełną cudownej energii i ciepła. Można jej słuchać bez końca!!! Cieszę się, że jest dostępne nagranie, na pewno odsłucham go jeszcze kilka razy. Jej zachwyt życiem, jej wiara w ludzi i dobro są zaraźliwe, a jej głęboka mądrość poruszająca. Chłonęłam jej słowa całą sobą. Prowadzący zadał kilka dość trudnych pytań, a z odpowiedzi Pani Romy zapamiętałam to jak mówiła, żeby nie iść przez całe życie jako ofiara (w domyśle holokaustu, ale też każdego innego cierpienia), żeby zaakceptować, że to życie jest pełne dobrych, ale też złych wydarzeń, ludzi, sytuacji i że tak po prostu jest. Dostaliśmy życie, więc trzeba je dobrze przeżyć (a nie trwonić), i tego już uczyli ją od najmłodszych lat jej bliscy w getcie. Było też pytanie o radzenie sobie z traumą, a autorka mocno podkreśliła, że zamiast jej “przepracowywania” (którego to słowa nie lubi), należy ją przed wszystkim przeżyć.
Małymi kroczkami powoli wracać do życia.
Potem był czas na indywidualne rozmowy i dedykacje. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Pani Roma przeczytała i zapamiętała mój komentarz na jej FB na temat jej najnowszej książki “Siła rzeczy”, a dokładnie na temat ogrodu jej Babci Anny i mojego wtedy przytłoczenia pracami w ogrodzie. Te fragmenty w książce z pamiętnika babci pomogły mi przestać narzekać na nawał pracy, a zamiast tego docenić tę wielką obfitość i czerpać z niej radość. Anna nie wiedziała, że za dwa miesiące będzie musiała zostawić ogród i z całą rodziną opuścić dom, by już nigdy tam nie wrócić. Wierzyła, że jak ona i jej rodzina niczego złego nie zrobili, to nikt im niczego złego nie zrobi… Jakże się mylili…. Ostatni niewinni i naiwni…
Zapamiętałam też jak mówiła, że najlepsze książki pisze się po 50-tce, więc wszystko jeszcze przede mną! :D
Jako że dawno się nie widziałyśmy, po spotkaniu poszłyśmy z Martą do Cafe de France, żeby pogadać :D
Dalej jestem w szoku, że udało mi się porozmawiać z Romą Ligocką face to face i była to cudna rozmowa.
Zaprosiłam ją do naszego ogrodu <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz