niedziela, 20 października 2019




Dzisiaj zrobiłam sobie totalny chillout. Wprawdzie przeplatany trochę sprzątaniem i gotowaniem, ale za to zamiast „latać” po ogrodzie pozwoliłam sobie bardziej na jego kontemplowanie i wygrzewanie się w słoneczku. Kiedyś przeczytałam, że warto naśladować kota, jego powolne ruchy, dużo snu i zabawę, dlatego też dzisiaj długo obserwowałam naszą cudną kotkę, żeby uspokoić swoje wieczne poczucie obowiązku robienia czegoś, szczególnie w wolne dni. Jestem tak bardzo wdzięczna za tego cudnego kota, który sam nas wybrał, i tak jak ten dom, spadł nam „z nieba”. Uwielbiam ją głaskać i przytulać i nie mogę przestać się nadziwić, jak spokojnym i oswojonym kotem jest mała Kitty. Reaguje na swoje imię i wołanie, chodzi „przy nodze” i uwielbia nasze mizianie. Jednocześnie jest pozytywnie ciekawska, lubi się bawić, skakać i biegać jak szalona. Udało nam się pojechać do weterynarza bez przenośnej klatki, trzymałam ją na rękach, choć nie byłam do końca pewna, jak się będzie zachowywać podczas jazdy samochodem, czy nie będzie się wyrywać, itp. Na szczęście wszystko poszło dobrze. Weterynarka zachwycała się umaszczeniem naszej Kitki.
Chipa nie ma. I tak sobie myślę, że znowu spełniło się to, co chcieliśmy. Bo chcieliśmy mieć kota, albo nawet dwa. Piotrek i Danusia mieli do oddania małe i długo się zastanawialiśmy nad ich wzięciem. A tu dostaliśmy od wszechświata dorosłego, ułożonego i bardzo przytulaśnego - „gotowego” kotka. Coś pięknego!
Siedząc tak sobie na kanapie i w ogrodzie skończyłam czytać niesamowitą historię Ray Winn i jej męża, którzy stracili dosłownie wszystko i z diagnozą śmiertelnego choroby wyruszyli w drogę 630 mil wzdłuż zachodnio-południowego wybrzeża, z ciężkimi plecakami, 30 funtami zasiłku na tydzień, prawie że głodując i nocując pod namiotem „na dziko”. Autentyczna historia! Pozbywszy się wszystkiego materialnego, odrodzili się na nowo, dogłębnie poznali, co to znaczy „być” i byli, w jedności z przyrodą i bez żadnych otoczek. Kiedy czytałam o tym, jak czasami potwornie marzli, przemakali do suchej nitki, głodowali, czułam ogromną wdzięczność za dach nad głową i nie narzekałam już, że znowu muszę sprzątać ;-). Ta historia jest wspaniałą motywacyjną powieścią, jak żyć pomimo braku środków do życia, jak żyć pełnią człowieczeństwa, kiedy inni odsuwają się od Ciebie, tylko dlatego, że mówisz im, że jesteś bezdomny, daje siłę i nadzieję. Po jej przeczytaniu miałam ochotę wywalić większość ciuchów i przedmiotów domowych…
Tydzień temu świętowaliśmy 18-tkę Natalii ze „starymi”, tzn. z rodziną i przyjaciółmi, którzy towarzyszyli nam w czasie tej 18-letniej podróży. Przed imprezą mnóstwo roboty, a mój perfekcjonizm i dokładność oczywiście dały mi w kość. Pyszne śniadanie i zwiedzanie miasta z Niemcami w piątek przed imprezą oraz wożenie Ghisa do miasta w sobotę wydaje się teraz być takie odległe. Pogoda była przepiękna, a noc z soboty na niedzielę taka ciepła. Wybiegałam przed dom w letniej sukience i dziwiłam się, że tak ciepło. Wtedy, a nie tydzień wcześniej, mogliśmy zrobić garden party…Ale house party też się udało J.
Po raz trzeci w swojej dwudziestoletniej historii zakwitł mój krasnokwiat Katarzyny. I właśnie tu, w nowym miejscu!  
Któregoś poranka, podczas pośpiesznej jazdy z rodzinką do pobliskiej wsi na pociąg, musiałam zwolnić samochód, bo z boku drogi stały trzy Koreanki i robiły zdjęcia nieziemsko czerwonego i zapierającego dech w piersiach wschodu słońca. Myślałam o tym potem cały dzień, a teraz w chwilach presji czasu wraca do mnie ten obrazek. Zatrzymaj się. Zauważ cuda tego świata. One są i niezmiennie będą, pomimo tego, co wydaje się dla Ciebie aktualnie wielkim czy mniejszym problemem. To wielkie okrągłe słońce i różowa poświata nad rozległymi polami daje Ci dystans do problemów życia codziennego i stawia je w odpowiedniej perspektywie. Przypomina, że nie jesteś sam, jesteś częścią czegoś większego i należy Ci się wszystko co najlepsze oraz wszelka pomyślność J.
Śniadanie w mieście? Chętnie, ale wolałabym na tarasie, w ciszy i zielonym otoczeniu, podziwiając taniec traw i wygrzewając się w słońcu. Może dlatego, że jestem nadwrażliwa emocjonalnie, przebodźcowana, a mój mózg za szybko i nadwydajnie pracuje? W końcu ktoś mnie odpowiednio sklasyfikował w tym ciekawym artykule https://zwierciadlo.pl/psychologia/jak-sobie-radzic-z-nadwrazliwoscia-emocjonalna?
Zerwałam końcówkę kwitnącej lawendy z intencją zatrzymania w niej tego pięknego, wyjątkowego lata <3

niedziela, 6 października 2019



„Nieważne jak świat jest na zewnątrz, ważne, jaki świat jest w Tobie”

Dzisiaj 18 lat temu odmieniło się moje życie. Pogoda była taka sama jak dzisiaj – powietrze chłodne, temperatura niska, ale słońce świeciło mocno, a będąc w sali porodowej z wielkimi oknami bez żadnych zasłon, miałam wrażenie, że jest naprawdę ciepło!  W ogóle nie mogę uwierzyć, że od tego wydarzenia minęło już 18 lat!!! W takim dniu powinno się chyba robić jakieś podsumowanie, ja napiszę tylko, że gdybym mogła cofnąć czas o na przykład 12-13 lat, to bym wtedy zwolniła tempo i w pełni cieszyła się swoimi kilkuletnimi dziećmi. Ze swoją dzisiejszą wiedzą i doświadczeniem wiele innych rzeczy zrobiłabym inaczej…No ale dobra, to było i już nie wróci i nie będę się nad tym roztrząsać. Wypełnia mnie totalna wdzięczność za te 18 lat i wiem, że upłynęły one stanowczo za szybko... Pamiętam jak niecierpliwie wyczekiwałam narodzin Natalki, jak wcześniej pisałam do niej w pamiętniku, jak bardzo byłam szczęśliwa, że pojawiła się w naszym życiu. Moja kochana cudowna córeczka! Ogarnia mnie wzruszenie i wielka radość J. I chciałoby się zawołać: czasie zatrzymaj się, nie gnaj tak, pozwól cieszyć się na spokojnie dziećmi, bo zaraz dorosną, a przecież są z nami tylko na chwilę.

Ostatnie tygodnie były intensywne (czy kiedykolwiek będzie inaczej? ;-), a przed weekendem nasze życie przyspieszyło jeszcze bardziej, gdyż rozpoczęliśmy przygotowania do osiemnastkowej imprezy Natalii dla młodych. Najpierw była panika, bo miało być garden party i ognisko, ale pogoda pokrzyżowała jej plany, więc były opcje albo przesunąć na inny termin (ale już nie wszystkim będzie pasować), albo na ostatnią chwilę szukać lokalu. Ale zrobiliśmy małe przemeblowanie, wnętrze ustroiliśmy pięknie girlandami, balonami i swirlami i dzisiaj, po imprezie, N. stwierdziła, że ten dom jest idealny na imprezy ;-). Zmieścił się i stół dla ponad dwudziestu osób i było dużo miejsca do tańczenia i osobne miejsce na sesję foto. Na playliście młodzieży ponad połowę utworów stanowiły hity z naszych młodzieńczych lat – szok! Sama bym się chętnie tak pobawiła! :D. Impreza została uznana za bardzo udaną, jedzenie porozdawane (zrobiliśmy za dużo), tort przewspaniały, a młodzież nawet po sobie posprzątała! ;-). Zrobiłam galerię zdjęć Natki z tych 18 lat – wróciło dużo wspomnień, emocji, łez i radości. Ależ ona miała fascynujące życie… Mam nadzieję, że dalej takie będzie!!!

Szczęście miesza się z małym żalem, że coś, pewien etap życia się kończy i juz nie wróci. Dlatego trzeba się zawsze być tu i teraz i w pełni delektować się bieżącymi chwilami! 
P.S. Wieczorem, chyba zwabiony zapachem grillowanego jedzenia, przyszedł do nas piękny kotek, a raczej kicia :D. Myślałam, że tylko na chwilę, zgłodniały, ale jakież było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy go po powrocie do domu w niedzielę rano. Spał sobie smacznie pod krzakiem jałowca koło drzwi wejściowych. Jest bardzo oswojony, ciekawski, nie boi się i chodzi koło nas, jak pies ;-). Ponoć tak się zachowują wiejskie koty. Uwielbia być głaskany, a futerko ma cudownie mięciutkie.
Kitty pojawiła się w same urodziny Natalki, ale zrobiła jej prezent! Zobaczymy, czy zostanie z nami, czy może zrobiła sobie przerwę od dotychczasowego właściciela...