Dzisiaj zrobiłam sobie totalny
chillout. Wprawdzie przeplatany trochę sprzątaniem i gotowaniem, ale za to
zamiast „latać” po ogrodzie pozwoliłam sobie bardziej na jego kontemplowanie i
wygrzewanie się w słoneczku. Kiedyś przeczytałam, że warto naśladować kota,
jego powolne ruchy, dużo snu i zabawę, dlatego też dzisiaj długo obserwowałam
naszą cudną kotkę, żeby uspokoić swoje wieczne poczucie obowiązku robienia
czegoś, szczególnie w wolne dni. Jestem tak bardzo wdzięczna za tego cudnego
kota, który sam nas wybrał, i tak jak ten dom, spadł nam „z nieba”. Uwielbiam
ją głaskać i przytulać i nie mogę przestać się nadziwić, jak spokojnym i
oswojonym kotem jest mała Kitty. Reaguje na swoje imię i wołanie, chodzi „przy
nodze” i uwielbia nasze mizianie. Jednocześnie jest pozytywnie ciekawska, lubi
się bawić, skakać i biegać jak szalona. Udało nam się pojechać do weterynarza
bez przenośnej klatki, trzymałam ją na rękach, choć nie byłam do końca pewna,
jak się będzie zachowywać podczas jazdy samochodem, czy nie będzie się wyrywać,
itp. Na szczęście wszystko poszło dobrze. Weterynarka zachwycała się umaszczeniem naszej Kitki.
Chipa nie ma. I tak sobie myślę, że
znowu spełniło się to, co chcieliśmy. Bo chcieliśmy mieć kota, albo nawet dwa.
Piotrek i Danusia mieli do oddania małe i długo się zastanawialiśmy nad ich
wzięciem. A tu dostaliśmy od wszechświata dorosłego, ułożonego i bardzo przytulaśnego
- „gotowego” kotka. Coś pięknego!
Siedząc tak sobie na kanapie i w ogrodzie skończyłam czytać niesamowitą historię Ray Winn i jej męża, którzy stracili
dosłownie wszystko i z diagnozą śmiertelnego choroby wyruszyli w drogę 630 mil
wzdłuż zachodnio-południowego wybrzeża, z ciężkimi plecakami, 30 funtami
zasiłku na tydzień, prawie że głodując i nocując pod namiotem „na dziko”.
Autentyczna historia! Pozbywszy się wszystkiego materialnego, odrodzili się na
nowo, dogłębnie poznali, co to znaczy „być” i byli, w jedności z przyrodą i bez
żadnych otoczek. Kiedy czytałam o tym, jak czasami potwornie marzli, przemakali
do suchej nitki, głodowali, czułam ogromną wdzięczność za dach nad głową i nie
narzekałam już, że znowu muszę sprzątać ;-). Ta historia jest wspaniałą
motywacyjną powieścią, jak żyć pomimo braku środków do życia, jak żyć pełnią
człowieczeństwa, kiedy inni odsuwają się od Ciebie, tylko dlatego, że mówisz im,
że jesteś bezdomny, daje siłę i nadzieję. Po jej przeczytaniu miałam ochotę
wywalić większość ciuchów i przedmiotów domowych…
Tydzień temu świętowaliśmy 18-tkę
Natalii ze „starymi”, tzn. z rodziną i przyjaciółmi, którzy towarzyszyli nam w
czasie tej 18-letniej podróży. Przed imprezą mnóstwo roboty, a mój
perfekcjonizm i dokładność oczywiście dały mi w kość. Pyszne śniadanie i zwiedzanie
miasta z Niemcami w piątek przed imprezą oraz wożenie Ghisa do miasta w sobotę
wydaje się teraz być takie odległe. Pogoda była przepiękna, a noc z soboty na
niedzielę taka ciepła. Wybiegałam przed dom w letniej sukience i dziwiłam się,
że tak ciepło. Wtedy, a nie tydzień wcześniej, mogliśmy zrobić garden party…Ale
house party też się udało J.
Po raz trzeci w swojej dwudziestoletniej historii zakwitł mój krasnokwiat Katarzyny. I właśnie tu, w nowym miejscu!
Któregoś poranka, podczas pośpiesznej
jazdy z rodzinką do pobliskiej wsi na pociąg, musiałam zwolnić samochód, bo z
boku drogi stały trzy Koreanki i robiły zdjęcia nieziemsko czerwonego i
zapierającego dech w piersiach wschodu słońca. Myślałam o tym potem cały dzień,
a teraz w chwilach presji czasu wraca do mnie ten obrazek. Zatrzymaj się.
Zauważ cuda tego świata. One są i niezmiennie będą, pomimo tego, co wydaje się
dla Ciebie aktualnie wielkim czy mniejszym problemem. To wielkie okrągłe słońce
i różowa poświata nad rozległymi polami daje Ci dystans do problemów życia
codziennego i stawia je w odpowiedniej perspektywie. Przypomina, że nie jesteś
sam, jesteś częścią czegoś większego i należy Ci się wszystko co najlepsze oraz
wszelka pomyślność J.
Śniadanie w mieście? Chętnie, ale
wolałabym na tarasie, w ciszy i zielonym otoczeniu, podziwiając taniec traw i
wygrzewając się w słońcu. Może dlatego, że jestem nadwrażliwa emocjonalnie, przebodźcowana,
a mój mózg za szybko i nadwydajnie pracuje? W końcu ktoś mnie odpowiednio
sklasyfikował w tym ciekawym artykule https://zwierciadlo.pl/psychologia/jak-sobie-radzic-z-nadwrazliwoscia-emocjonalna?
Zerwałam końcówkę kwitnącej lawendy z intencją zatrzymania w niej tego pięknego, wyjątkowego lata <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz