Jak zawsze u mnie musi być równowaga i nie ominął mnie dzisiaj ranny spadek nastroju... Przed obudzeniem się miałam jakieś dziwne koszmary - mam je często wtedy, kiedy śpię dłużej niż do 7.00. Po śniadaniu - pysznej owsiance zrobionej przez Natalkę czytałam o Ajurwedzie w "Jedzeniu, które leczy" i stwierdziłam, że nie tylko jestem podwójną doszą, ale chyba nawet potrójną, co oznacza wielką trudność w dobraniu dla mnie odpowiedniego jadłospisu, szczególnie, kiedy chce się schudnąć. Dobiło mnie to! Pierwszy raz w życiu nie mogę schudnąć. Chciałam iść biegać, ale nie zdążyłam, a było cudne słońce; chciałam poćwiczyć trochę jogę w domu (nawet zaczęłam), ale nie mam miejsca, gdzie mogę to spokojnie zrobić.
Wczoraj postanowiliśmy iść dzisiaj rodzinnie do kina na "Morderstwo w Orient Expresie", ze względu na świetną obsadę (mój dawny ulubieniec Kenneth Branagh!) i krajobrazy (Jerozolima, Istanbuł, góry) i język. Szczerze mówiąc myślałam, że film będzie lepszy, ale nie było najgorzej. Za to "Paddington 2", którego potem obejrzeliśmy, bardzo podniósł mi nastrój, nie wspominając o wątku kryminalnym porównywalnym do Jamesa Bonda, i sprawił, że odezwało się moje anglofilstwo i zatęskniłam za starą dobrą Anglią i tym cudownym brytyjskim akcentem. Jestem pewna, że przynajmniej w połowie moja dusza jest brytyjska...
Jutro w pracy, z braku innych zajęć, obejrzę sobie chyba "Padidngtona 1" :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz