wtorek, 27 listopada 2018


Tak mi jakoś dziwnie od kilku dni. Miałam napisać już w poniedziałek, ale ciągle myślę i analizuję, co i jak. I już nic nie wiem. Wczoraj jakiś dziwny dół, czułam jak z minuty na minutę lecę niżej i niżej. Dziś podróżowałam do pracy transportem miejskim po 1,5 godziny w każdą stronę. Spałam w tramwaju wracając do domu, a potem to już się trzęsłam z zimna, bo było w nim zimno. W pracy zero ochoty na jakąkolwiek pracę. Problemy dziewczyn w szkole i w życiu – te chyba najciężej mi udźwignąć. Potem ponad dwugodzinna rozmowa online z koleżanką z pracy ze Stanów, która jest dzisiaj ostatni dzień i przekazywała mi różne rzeczy. Na szczęście Rafał wrócił szczęśliwie z dalekiej podróży służbowej.
A miałam czuć się tak cudnie i lekko po weekendowych warsztatach z Agnieszką Maciąg. W sobotę obudziłam się z przytkanym nosem i średnio się czułam, gdyż w nocy nie spałam dobrze. W niedzielę było już o wiele lepiej, może dzięki temu, że cały czas piłam tylko wodę z cytryną i imbirem, a wieczorem wygrzałam się w saunie. Ta grupa uczestniczek była trochę inna od poprzedniej – dziewczyny bardzo wyedukowane, pracujące nad sobą, miały dużo pytań i generalnie nie narzekały na swoje życie, choć wiele miało powody. Robiłyśmy mapę marzeń (akurat była pełnia!:) i malowałyśmy kamienie, z konkretną intencją i energią – to chyba podobało mi się najbardziej (w końcu mogłam się trochę wyżyć twórczo;-). Joga rano była piękna, wspólne śpiewy i medytacje również. Miejsce prześliczne – Uroczysko Siedmiu Stawów – cudnie byłoby tam przyjechać samemu, albo z ukochaną osobą. Jedzenie wegańsko-wegetariańskie i cała obsługa były wspaniałe. Słuchanie Agnieszki i patrzenie na nią to sama przyjemność. Ale jakoś dziwnie się czuję… Może to przesyt wiadomości? Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać. Może to tylko zmęczenie i osłabienie po tym przeziębieniu? Ćwiczę co rano, żeby mieć energię, ale w ciągu dnia przez to zasypiam. Fakt, powinnam chodzić spać wcześniej. Podczas tego weekendu zaczęłam obserwować siebie w interakcjach z innymi - ćwiczyć to, o co prosił nas jeden z wykładowców w szkole coachingowej. Najpierw odruchowo obarczałam swoimi uczuciami moich interlokutorów, ale potem zaczęłam analizować ich przyczynę bezpośrednio we mnie samej. Jakie moje rzeczy do przepracowania wskazują mi moje mało pozytywne odczucia, kiedy rozmawiam z innymi? Jakie moje kompleksy, dawno już zapomniane i głęboko schowane, budzą się wtedy we mnie? Doszłam do średnio pozytywnych wniosków.... Na szczęście włączam sobie dynamiczną piosenkę "Be the light" Aykanny i od razu jest lepiej ;-). Żeby utrzymać ten stan radości z warsztatów powinnam dbać o nią codziennie, utrzymywać pozytywne nastawienie, nie dać się sprowokować negatywnym osobom i wydarzeniom i zatopić się w marzeniach o szczęśliwym jutrze, zdrowiu i udanej przyszłości :-). Jedna godzina "czarnej rozpaczy" wystarczy, by to runęło jak przysłowiowy domek z kart. Chyba już się chwieje w posadach...


Życzę wszystkim spokojnej nocy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz