Dzisiaj jest Dzień Życzliwości w
Polsce, na świecie Hello World Day, a jutro Święto Dziękczynienia w USA. Ich
choć nie obchodzę tego ostatniego, bo nie jestem Amerykanką, ani nie mieszkam w
Stanach, to wdzięczność celebruję codziennie J.
Nie jest to łatwe, kiedy budzę się wczesnym ranem, ostatnio często niewyspana,
a za oknem jest ciemno i bardzo zimno i w perspektywie długa jazda przez
miasto. Ale dzisiaj po drodze zachwycałam się rano cudownie ośnieżonymi
drzewami i krzakami, które wyglądały bajkowo! Nawet jak w ciągu dnia „zapomnę”
o praktykowaniu wdzięczności, to wieczorem, w wolnej chwili, przychodzi to do
mnie i wywołuje uśmiech na twarzy. Czuję wdzięczność za rodzinę, choć nikt z
nas nie jest doskonały i denerwujemy się na siebie, czuję wdzięczność za dach
nad głową, choć ciasno i mało prywatności, czuję wdzięczność za pracę, choć mało
kreatywna i dojazdy do niej kłopotliwe i ostatnio bardzo mi się nie chce, za
przyjaciół, kolegów, rodziców, zdrowie i, przede wszystkim, życie.
„It’s not happy people, who are thankful.
It’s thankful people, who are happy”
Dzisiaj po pracy pojechaliśmy do
mamy. Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, mój wzrok padł na bilety na film
tygodnia niemieckiego, który rozpoczynał się za 10 min. No cóż, najwyraźniej tak
miało być, oznajmił ze stoickim spokojem mój mądry mąż. Gdyby nie korek na
drodze z pracy i mama, to może bym o tym pamiętała (gdybym przed wszystkim pamiętała,
że dzisiaj jest środa ;-). Zamiast tego zrobiłam sobie gorącą kąpiel w m.in. soli
Epsom (dobra na infekcje, a w nocy obudziło mnie coś w gardle), wypiłam złote
mleko (mleko roślinne z kurkumą, cynamonem, pieprzem i imbirem) i za chwilę
zamierzam wskoczyć pod ciepłą kołderką, bo jutro naprawdę wczesna pobudka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz