Dzień jak co dzień, wypełniony małymi i dużymi zdarzeniami.
Kontrolna
wizyta z dzieckiem u lekarza nefrologa, który używał bardzo fachowych terminów,
jak z medycznej encyklopedii. Dobrze, że w szkole interesowałam się biologią
;-).
Praca – dużo pracy, ale cieszę się, że potrafiłam się skupić i wykonać „kawał
dobrej roboty”.
Przyjaciel Rob z Anglii, a już od dawna z Torunia, udostępnił online zdjęcia niezwykłej historii życia swoich rodziców i swojego dzieciństwa - oglądałam je z zapartym tchem, bo historia jak z filmu! (ojciec botanik, urodzony na początku XX wieku - zbadał i nazwał florę połowy Afryki).
Pyszna włoska pizza,
pierwszy raz z "Novecento".
Gorąca, grejpfrutowo-pomarańczowa kąpiel w czerwonych
i pomarańczowych pachnących kryształkach soli i szybko przeczytany ciekawy
artykuł, o koncepcji szkolnego tutoringu i o tym, jaka powinna być współczesna
szkoła – przede wszystkim oparta na wzajemnym szacunku.
Angielski z Zuzią i marzenia o wyjeździe do
ciepłych krajów.
I na koniec – trzy nowe komentarze na moim blogu! Czegóż
chcieć więcej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz