Cały ranek i przedpołudnie byłam wdzięczna za nieśpieszne
kuchenne życie domowe. Postanowiłam ugotować wzmacniający bulion z warzyw
według przepisu Agnieszki Maciąg (http://agnieszkamaciag.pl/wzmacniajacy-i-regenerujacy-bulion-z-warzyw/)
i zawieźć go tacie. Robiłam go już wcześniej wiele razy. Uwielbiam go robić –
wrzucać i mieszać tyle różnych warzyw i przypraw! Przy okazji ugotowałam też
pyszną zupę z czerwonej soczewicy z mlekiem kokosowym i pieczone bataty z
jarmużem i suszonymi pomidorami również za Agnieszką Maciąg. Na deser szybkie
ciasto niemieckie czekoladowo-piernikowe z proszku (raz można!;-). Pachniało
cudownie!
Wieczorem nadrabiałam zaległości filmowe (część I). O „Patersonie”
Jima Jarmuscha przeczytałam przepiękną recenzję w „Twoim Stylu”. Film trwa dwie
godziny, a po jego obejrzeniu człowieka ogarnia niesamowity spokój. Akcji w
dosłownym tego słowa znaczeniu w ogóle w nim nie ma, za to jest…. samo życie.
Zadałam sobie pytanie: O czym jest ten film? I chwilę musiałam się nad tym
pytaniem zastanowić, pomimo, że odpowiedź jest bardzo prosta. „Paterson”
opowiada o poezji życia i o prostocie życia. O kontemplowaniu zwyczajnego życia. O tym, że nie trzeba nie wiadomo czego, żeby być szczęśliwym. Jest jak medytacja i uważność. Piękna muzyka,
dość ekstrawagancka jak na taki zwyczajny film. Zwyczajny, ale też pełen poezji
i piękna. Bo piękno kryje się w najprostszych rzeczach.
Drugi film był o wiele bardziej dynamiczny. Bardzo lubię francuskie filmy z Danym Boonem w roli głównej. Niby są to komedie, ale zawsze z głębokim przesłaniem. „Dusigrosz” rozśmiesza, ale też porusza i tak naprawdę to szkoda mi było głównego bohatera. Tak jak w „Pępowinie”, tutaj też cierpi dziecko, które wychowywało się bez ojca, a kłamstwa mogą wyrządzić bardzo dużo krzywdy i zamieszania.
Bardzo gorąco polecam oba te filmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz