piątek, 6 stycznia 2017

Cały ranek i przedpołudnie byłam wdzięczna za nieśpieszne kuchenne życie domowe. Postanowiłam ugotować wzmacniający bulion z warzyw według przepisu Agnieszki Maciąg (http://agnieszkamaciag.pl/wzmacniajacy-i-regenerujacy-bulion-z-warzyw/) i zawieźć go tacie. Robiłam go już wcześniej wiele razy. Uwielbiam go robić – wrzucać i mieszać tyle różnych warzyw i przypraw! Przy okazji ugotowałam też pyszną zupę z czerwonej soczewicy z mlekiem kokosowym i pieczone bataty z jarmużem i suszonymi pomidorami również za Agnieszką Maciąg. Na deser szybkie ciasto niemieckie czekoladowo-piernikowe z proszku (raz można!;-). Pachniało cudownie!


Wieczorem nadrabiałam zaległości filmowe (część I). O „Patersonie” Jima Jarmuscha przeczytałam przepiękną recenzję w „Twoim Stylu”. Film trwa dwie godziny, a po jego obejrzeniu człowieka ogarnia niesamowity spokój. Akcji w dosłownym tego słowa znaczeniu w ogóle w nim nie ma, za to jest…. samo życie. Zadałam sobie pytanie: O czym jest ten film? I chwilę musiałam się nad tym pytaniem zastanowić, pomimo, że odpowiedź jest bardzo prosta. „Paterson” opowiada o poezji życia i o prostocie życia. O kontemplowaniu zwyczajnego życia. O tym, że nie trzeba nie wiadomo czego, żeby być szczęśliwym. Jest jak medytacja i uważność. Piękna muzyka, dość ekstrawagancka jak na taki zwyczajny film. Zwyczajny, ale też pełen poezji i piękna. Bo piękno kryje się w najprostszych rzeczach.

  




Drugi film był o wiele bardziej dynamiczny. Bardzo lubię francuskie filmy z Danym Boonem w roli głównej. Niby są to komedie, ale zawsze z głębokim przesłaniem. „Dusigrosz” rozśmiesza, ale też porusza i tak naprawdę to szkoda mi było głównego bohatera. Tak jak w „Pępowinie”, tutaj też cierpi dziecko, które wychowywało się bez ojca, a kłamstwa mogą wyrządzić bardzo dużo krzywdy i zamieszania.   


Bardzo gorąco polecam oba te filmy!

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz