Jakiś czas temu odkryłam, że w Przejściu Garncarskim we Wrocławiu działa Klub Literacki Proza, a w niektóre niedziele organizowane są tam Śniadania Literackie. Byliśmy tam już raz w październiku zeszłego roku, a dzisiaj uczestniczyliśmy w uczcie nie tylko dla ciała, ale również dla ducha. Jedzonko przepyszne, a nazwy potraw inspirowane tytułami i postaciami literackimi, np. deser Bilbo Bagginsa, „Poranek w Nawłoci”, „Półmisek sędziego”, „Głos góry”, „W malinowym chruśniaku”. Była też wspaniała caponata (sycylijski gulasz z bakłażana), placki zbójnickie Janosika (ziemniaczane zapiekane z pieczarkami, jajkiem i cebulką), przepyszne pasztety marchewkowo-jaglany i z zielonej soczewicy i rozpływająca się w ustach szarlotka.
Zazwyczaj odbywają się wieczory
poetyckie, ale dzisiaj było to poetyckie przedpołudnie J. Wrocławska poetka Katarzyna
Georgiu czytała swoje piękne wiersze oraz prozę poetycką z tomików „Komu mruczy
kot” i „Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem”, a Magdalena Hałajda śpiewała jej
wiersze grając na gitarze. Cudnie było się zasłuchać i być całkowicie w tej
poezji, malować w wyobraźni obrazy, o których mówiła poetka. Czytała o pięknie
i cykliczności przyrody, o duszy kobiety i mężczyzny, o przemijaniu i magii
zwykłego życia. Coś dużo tej poezji ostatnio w moim życiu – najpierw Haśka, teraz
Katarzyna Georgiu. W przerwie Pani Katarzyna przysiadła się do naszego stolika
i rozmawialiśmy o jej wierszach, macierzyństwie, pracy z dziećmi, Dolinie
Baryczy, długoletnim pobycie w Kanadzie i kontaktach z tamtejszymi Indianami oraz
największym wyzwaniu w życiu, którym jest poznanie siebie. Było to o tyle miłe,
że ma ona niezwykle ciepły głos, uśmiech nie schodzi jej z twarzy i od razu
czuje się, że jest to kobieta pogodzona ze światem, która umie akceptować, a
nie się adaptować (używając słów z jej prozy „Serce domu”).
Szczególnie zapadł mi w serce
wiersz pt. „Kobiece żywioły":
Jestem wiatrem, burzą i
natchnieniem.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede
wszystkim, kobietą.
Lubię czereśnie soczyste i
dojrzałe,
pocałunki namiętne w skrytości
płaczących wierzb,
taniec na dzikiej słonecznej
polanie,
szum prastarych drzew szeptający
poezję.
Jestem wodą, nurtem i otchłanią.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede
wszystkim, kobietą.
Zbieram piaskowe perły i perłowe
ziarnka piasku,
i objęcia trytonów obrosłe w
morszczyny.
Z nurtem strumienia karkołomnie
spadam
w kaskady jazgotu życia.
Jestem ogniem, płomieniem i
popielnym żarem.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede
wszystkim, kobietą.
Iskierki nadziei przenoszę w
szczodrych dłoniach
ogrzewając serca spragnione
ciepła zrozumienia
i jak Feniks odradzam się z
popiołów
wypalonych relacji przeszłości.
Jestem ziemią, życiodajną glebą,
kwietną łąką.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede
wszystkim, kobietą.
Moje włosy zielne, zmierzwione,
wilgotne,
wrastają korzeniami w księżycowe
pustynie
nieużytki rzeczywistości,
użyźniając je łzami
wplecionymi w kosmyki
szczęśliwych chwil.
Oczywiście nie mogłam powstrzymać
się od kupienia poezji p. Katarzyny w wersji drukowanej i nabyłam nawet dwa
tomiki (z pięknymi dedykacjami)! Kłóci się to wprawdzie z moim pragnieniem
uproszczenia życia, ale jeśli chodzi o książki, to mam z tym wielki problem.
Było zimno, ale dzięki zimie
można doświadczać tak cudnych widoków (fosa miejska):
Życie jest pełne niespodzianek – niech każda będzie przygodą!
Daj znać jak będzie spotkanie ze śniadaniem znowu - jakby do mnie inaczej informacja nie dotarła. Dobrze???
OdpowiedzUsuń