niedziela, 22 stycznia 2017



Jakiś czas temu odkryłam, że w Przejściu Garncarskim we Wrocławiu działa Klub Literacki Proza, a w niektóre niedziele organizowane są tam Śniadania Literackie. Byliśmy tam już raz w październiku zeszłego roku, a dzisiaj uczestniczyliśmy w uczcie nie tylko dla ciała, ale również dla ducha. Jedzonko przepyszne, a nazwy potraw inspirowane tytułami i postaciami literackimi, np. deser Bilbo Bagginsa, „Poranek w Nawłoci”, „Półmisek sędziego”, „Głos góry”, „W malinowym chruśniaku”. Była też wspaniała caponata (sycylijski gulasz z bakłażana), placki zbójnickie Janosika (ziemniaczane zapiekane z pieczarkami, jajkiem i cebulką), przepyszne pasztety marchewkowo-jaglany i z zielonej soczewicy i rozpływająca się w ustach szarlotka.


Zazwyczaj odbywają się wieczory poetyckie, ale dzisiaj było to poetyckie przedpołudnie J. Wrocławska poetka Katarzyna Georgiu czytała swoje piękne wiersze oraz prozę poetycką z tomików „Komu mruczy kot” i „Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem”, a Magdalena Hałajda śpiewała jej wiersze grając na gitarze. Cudnie było się zasłuchać i być całkowicie w tej poezji, malować w wyobraźni obrazy, o których mówiła poetka. Czytała o pięknie i cykliczności przyrody, o duszy kobiety i mężczyzny, o przemijaniu i magii zwykłego życia. Coś dużo tej poezji ostatnio w moim życiu – najpierw Haśka, teraz Katarzyna Georgiu. W przerwie Pani Katarzyna przysiadła się do naszego stolika i rozmawialiśmy o jej wierszach, macierzyństwie, pracy z dziećmi, Dolinie Baryczy, długoletnim pobycie w Kanadzie i kontaktach z tamtejszymi Indianami oraz największym wyzwaniu w życiu, którym jest poznanie siebie. Było to o tyle miłe, że ma ona niezwykle ciepły głos, uśmiech nie schodzi jej z twarzy i od razu czuje się, że jest to kobieta pogodzona ze światem, która umie akceptować, a nie się adaptować (używając słów z jej prozy „Serce domu”).


Szczególnie zapadł mi w serce wiersz pt. „Kobiece żywioły":

Jestem wiatrem, burzą i natchnieniem.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede wszystkim, kobietą.
Lubię czereśnie soczyste i dojrzałe,
pocałunki namiętne w skrytości płaczących wierzb,
taniec na dzikiej słonecznej polanie,
szum prastarych drzew szeptający poezję.

Jestem wodą, nurtem i otchłanią.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede wszystkim, kobietą.
Zbieram piaskowe perły i perłowe ziarnka piasku,
i objęcia trytonów obrosłe w morszczyny.
Z nurtem strumienia karkołomnie spadam
w kaskady jazgotu życia.

Jestem ogniem, płomieniem i popielnym żarem.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede wszystkim, kobietą.
Iskierki nadziei przenoszę w szczodrych dłoniach
ogrzewając serca spragnione ciepła zrozumienia
i jak Feniks odradzam się z popiołów
wypalonych relacji przeszłości.

Jestem ziemią, życiodajną glebą, kwietną łąką.
Czarownicą,
lecz wciąż, może przede wszystkim, kobietą.
Moje włosy zielne, zmierzwione, wilgotne,
wrastają korzeniami w księżycowe pustynie
nieużytki rzeczywistości, użyźniając je łzami
wplecionymi w kosmyki szczęśliwych chwil.


Oczywiście nie mogłam powstrzymać się od kupienia poezji p. Katarzyny w wersji drukowanej i nabyłam nawet dwa tomiki (z pięknymi dedykacjami)! Kłóci się to wprawdzie z moim pragnieniem uproszczenia życia, ale jeśli chodzi o książki, to mam z tym wielki problem.

Było zimno, ale dzięki zimie można doświadczać tak cudnych widoków (fosa miejska):










Życie jest pełne niespodzianek – niech każda będzie przygodą!

1 komentarz:

  1. Daj znać jak będzie spotkanie ze śniadaniem znowu - jakby do mnie inaczej informacja nie dotarła. Dobrze???

    OdpowiedzUsuń