niedziela, 29 kwietnia 2018

"W podróżowaniu liczy się sama podróż, nie dojechanie do celu".
Podróżowanie uczy cierpliwości. Wczoraj po długie jeździe, dojechaliśmy w końcu do Bratysławy, żeby odwiedzić ojca Charles'a z Indii, który teraz tu mieszka. Jest cudowna pogoda, pachną bzy i inne cuda, ptaki śpiewają na wyciągnięcie ręki,  a gościnność słowacka iście staropolska. Wczorajszy ciepły wieczór spędziliśmy w ogródku na kolacji pełnej śmiechu rozmowie z Charles'em I Pavlem po czesku, słowacku, polsku I angielsku. Uwielbiam słowacki! Brzmi jak polski sprzed ponad stu lat :). Przypomina mi się Vladimir, z którym pracowałam dwa lata, on mówił po słowacku, ja po polsku i się świetnie rozumieliśmy. Dziś rano przed śniadaniem zostaliśmy poczęstowani śliwowicą! Na czczo! Też mi się przypomniał Vlado, jak w Belgii na spotkaniu wypił razem z Dominiką, z którą dawno się nie widział, pół litra tego bardzo mocnego alkoholu ;). Jestem pod wraźeniem, jak szybko Charles nauczył się słowackiego. Przyjechał żyć w tak odmiennym kraju, gdzie język, klimat i jedzenie są tak różne od Indii. Jego koledzy z początku myśleli, że przyjeżdża jego rodzina  Indii, a tu przyjechała rodzina z Polski! :D. W 2009, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam w Anglii, na pierwszym spotkaniu naszych partnerskich szkół, był pierwszym poznanym przeze mnie Hindusem w całym moim życiu ;-).

1 komentarz:

  1. Kasiu, to niezwykłe, ja i Ania też wczoraj byłyśmy w Bratysławie😀 Jesteśmy w trakcie wycieczki objazdowej po kilku europejskich stolicach. Tempo pewnie szybsze niż u Was, ale też kolekcjonujemy wrażenia i zachwycamy się tym, co napotykamy na naszej drodze...Pozdrawiamy Was ciepło i życzymy dalszego smakowania chwil i spotkań 🌞

    OdpowiedzUsuń