czwartek, 12 kwietnia 2018

Jechałam dziś po raz drugi i trzeci pociągiem z Leśnicy i stwierdziłam, że to było bardzo fajne doświadczenie. Jestem wdzięczna za taką możliwość - pociąg był nowoczesny z elektronicznymi tablicami informacyjnymi, przejechał szybciutko i cichutko, bez stania w korkach, a w powrotną drogę nie musiałam płacić za bilet ;-). Gdybym pracowała bliżej dworca głównego, to bym jeździła w taki sposób codziennie.

A tym pociągiem jechałam na (i z) konferencję pt. "Wellbeing w praktyce". Wykorzystałam 120 zł z mojego budżetu szkoleniowego, bo byłam ciekawa, czy dowiem się czegoś nowego i chciałam zobaczyć na żywo Ewę Foley i Wojciecha Eichelbergera. Nowych rzeczy raczej się nie dowiedziałam i jestem trochę zniesmaczona zbyt dużą ilości autoreklamy organizatorów i prowadzących, wiem, że muszą zarabiać pieniądze, ale jakoś tak ten temat szczęścia, pozytywnego myślenia, miłości i dobrostanu nie łączy mi się w ogóle z takim bezpośrednim marketingiem. Niby wszyscy tacy mili, ale głównie obracają się w swoim gronie, przytulają się i słodzą sobie nawzajem i jakoś nie ma tam miejsca na kogoś z zewnątrz. Na spotkaniach z Agnieszką Maciąg i innymi prelegentami czułam się fantastycznie, tutaj jednak biznes wziął górę, mimo, że temat tak samo rozwojowy i trochę też duchowy. Dobrze chociaż, że spotkałam starego znajomego i w czasie przerw bardzo miło nam się rozmawiało. 

Doszłam też do wniosku, że wellbeing i tematy mu pokrewne to na prawdę robi się gorący temat w biznesie i jest bardzo dużo potencjalnych klientów, którzy będą z tego coraz częściej korzystać. Może to jest to??? Niesamowite, jakie pieniądze robią ludzie, którzy mówią o wdzięczności i przytulaniu się (patrz Ewa Foley). Przecież to wszystko powinno być naturalne! Tylko ludzie często są tak pogubieni i zalęknieni, że boją się wyjść ze swojej skorupy, boją się otworzyć, trzymają w sobie urazy, nie rozpoznają sygnałów płynących z ciała, swoich emocji... Zastanawiam się tylko, czy mi się chce znowu angażować w coś nowego i być bardzo zajętą? Ja chyba teraz już bardziej jestem po stronie obserwatora marzącego o siedzeniu w lesie, lub na łące i skupiającego się na byciu, tak jak Henry Thoreau w swojej książce "Walden" (życie w lesie)....Ewentualnie mogę też odkrywać nowe lądy ;-). Ale z drugiej strony ciągnie mnie do pomagania ludziom. 

Jak zwykle uległam momentowi i kupiłam książkę podczas tej konferencji - poradnik jednej z prelegentek, która wydawała się być najbardziej naturalną i wiarygodną - "52 nawyki szczęściarzy" (wraz z dedykacją), ale w domu już na spokojnie zobaczyłam, że znowu jest w niej to samo, co w innych tego typu książkach i co staram się codziennie wdrażać w życie. Ale jest pięknie wydana i z lekkością napisana :-).  

Cytuję poniżej jedną ciekawą naukę od Ewy Foley:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz