Stałam się w końcu domowym
zwierzęciem – jak kiedyś zawsze mnie nosiło, moja Vata fruwała w przestworzach,
teraz doceniam małe domowe i rodzinne życie. Uwielbiam wolne poranki, poranną
ciszę, ćwiczenia w tej ciszy (inni śpią), wolne śniadania razem…. Czytanie, słuchanie, gotowanie, nawet mycie
naczyń mi się podoba ;-). Każdego weekendu „pacyfikuję” swoje 1000 pomysłów na
to, co mogłabym robić i może czasami wychodzi mi jeden lub dwa…. Często też
przez to spowolnienie weekendowe jednak wieczorem gonię z tym, co chciałam
jeszcze zrobić, a nie zdążyłam… Czasem
też tracę przez niezdecydowanie i skakanie mojego umysłu i to że zamiast tego,
może lepiej zająć się czymś innym… Ciężko jest żyć, kiedy w człowieku jest tyle
sprzeczności…
Pomimo napiętego planu Natalii na
dzisiejszy dzień udało nam się wyjść do Zajezdni zobaczyć wystawę o Tytusie, Tomku
i A’tomku, spędzić czas rodzinno-feryjnie (jutro nie ma szkoły, hurraaaaa!!!) i
przy okazji pośmiać się trochę, poza tym lubię tak jakoś te powroty do dzieciństwa.... Papcio Chmiel miał niesamowitą fantazję, nie
tylko tak pięknie rysował, to jeszcze wymyślał te wszystkie wynalazki i
przygody, jak również miał świetne poczucie humoru. Obejrzeliśmy też część
filmu o bohaterach tego kultowego komiksu. Wracając odwiedziliśmy rodziców i
posiedzieliśmy tam trochę. Do Natalii przyszły Kasia i Gosia - jej przyjaciółki
od przedszkolaJ,
choć widują się bardzo rzadko. Wyściskaliśmy się wszyscy mocno. Tak sobie
myślę, że dziewczyny już są w liceum, niedługo 18-tka, a ja sama czuję się
bardzo podobnie i dalej nie wiem, na czym się w życiu skupić ;). Tylko w
lustrze już nie ta sama osoba i po każdych ćwiczeniach zakwasy, tak jakby za
każdym razem zaczynała od nowa, ciało się zmienia, a w głowie dalej fiu bździu
:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz