niedziela, 14 stycznia 2018

Stałam się w końcu domowym zwierzęciem – jak kiedyś zawsze mnie nosiło, moja Vata fruwała w przestworzach, teraz doceniam małe domowe i rodzinne życie. Uwielbiam wolne poranki, poranną ciszę, ćwiczenia w tej ciszy (inni śpią), wolne śniadania razem…. Czytanie, słuchanie, gotowanie, nawet mycie naczyń mi się podoba ;-). Każdego weekendu „pacyfikuję” swoje 1000 pomysłów na to, co mogłabym robić i może czasami wychodzi mi jeden lub dwa…. Często też przez to spowolnienie weekendowe jednak wieczorem gonię z tym, co chciałam jeszcze zrobić, a nie zdążyłam…  Czasem też tracę przez niezdecydowanie i skakanie mojego umysłu i to że zamiast tego, może lepiej zająć się czymś innym… Ciężko jest żyć, kiedy w człowieku jest tyle sprzeczności…
Pomimo napiętego planu Natalii na dzisiejszy dzień udało nam się wyjść do Zajezdni zobaczyć wystawę o Tytusie, Tomku i A’tomku, spędzić czas rodzinno-feryjnie (jutro nie ma szkoły, hurraaaaa!!!) i przy okazji pośmiać się trochę, poza tym lubię tak jakoś te powroty do dzieciństwa.... Papcio Chmiel miał niesamowitą fantazję, nie tylko tak pięknie rysował, to jeszcze wymyślał te wszystkie wynalazki i przygody, jak również miał świetne poczucie humoru. Obejrzeliśmy też część filmu o bohaterach tego kultowego komiksu. Wracając odwiedziliśmy rodziców i posiedzieliśmy tam trochę. Do Natalii przyszły Kasia i Gosia - jej przyjaciółki od przedszkolaJ, choć widują się bardzo rzadko. Wyściskaliśmy się wszyscy mocno. Tak sobie myślę, że dziewczyny już są w liceum, niedługo 18-tka, a ja sama czuję się bardzo podobnie i dalej nie wiem, na czym się w życiu skupić ;). Tylko w lustrze już nie ta sama osoba i po każdych ćwiczeniach zakwasy, tak jakby za każdym razem zaczynała od nowa, ciało się zmienia, a w głowie dalej fiu bździu :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz