środa, 1 lutego 2017



Skończył się styczeń. Choć to umowne, mogę zrobić małe podsumowanie. Cieszę się, że pisałam prawie codziennie (bez dwóch dni!). Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom, bliższym i dalszym znajomym i nieznajomym, którzy zaglądali do mojego świata. Dziękuję za te miłe słowa, że to co piszę jest dla nich ważne. Wyrastały mi wtedy skrzydła!:-) Zaczynałam pisać z wielką radością i uważnością, docenianiem chwil i małych codziennych rzeczy. To miała być dla mnie terapia na pesymizm, narzekanie, smutek, kruchość życia. Ale były dni, m.in. wczoraj, kiedy nawet ten blog nie zmotywował mnie do znalezienia pozytywnych momentów. Zimno, ciemności, niewyspanie, walka o szkołę i to, że jednak Zuzia będzie musiała ją zmienić dobiło mnie. Tej uważności nie utraciłam, ale ona wręcz mi przeszkadzała, bo widziałam bardzo uważnie (dokładnie) sytuację, w której się znajduję ja i moi bliscy i było mi bardziej do płaczu niż do uśmiechu. Chciałam się tylko zaszyć pod kołdrą i bardzo długo spać. Teraz przypomniało mi się "nie oceniaj", "po prostu obserwuj" - może to faktycznie działa? Z drugiej strony - mogę nie oceniać, ale moje ciało i dusza czują, są jak barometr. 
  
Stoimy teraz przed dylematem wyboru szkoły. Dziecko wierzy nam rodzicom, że chcemy dla niego najlepiej. To jest ogromna odpowiedzialność. Jakie mamy prawo decydować za nią, nawet jeśli się z nami zgadza? Czy w tej szkole, do której pójdzie będzie się czuła dobrze? A co, jak nie będzie? Wiem, jak Zuzia jest wrażliwa. Wydaje się być twarda na zewnątrz, ale (niestety) odziedziczyła moją wrażliwość. Jest mi jej tak cholernie szkoda, jej i wszystkich tych dzieci, które zostaną w czerwcu wyrzucone ze swojej ukochanej szkoły. Rodzice mogą im mówić, że są już dorosłymi, ale to są nadal dzieci, które w środku bardzo to przeżywają, nawet jak słyszą od rodziców „przecież jesteś już taka duża/duży, poradzisz sobie w każdej szkole!”. To nie są roboty bez emocji, to są żywe istoty. Dlaczego robi się z nich na siłę dorosłych???

Codzienne przebywanie w pracy zabiera mi bardzo dużo czasu i jak wracam późno do domu, gotuję, ogarniam dom, pomagam w lekcjach to jest ciężko na cokolwiek dla siebie. Ale ta praca, tzn. ludzie w niej bardzo mi pomagają. To jest oaza normalności, często pełna śmiechu i endorfin, które ten śmiech wywołuje. Moi koledzy, nawet tego nie wiedząc, czasami bardzo mnie podnoszą na duchu.  Dziś był jeden z fajniejszych dni – były torty urodzinowe, wspólny tajski obiadek i pierwszy dzień pracy nowo zatrudnionej koleżanki (już nie jestem sama jedna wśród tylu facetów;-). Nowa koleżanka ma na imię tak jak ja i tak jak ja nie je mięsa i ćwiczy jogę. Ciekawe! Nie zawsze jest tak kolorowo, ale częściej jest niż nie jest. I za to jestem bardzo wdzięczna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz