środa, 15 lutego 2017




Wiem…..nie pisałam długo…, wcześniej codziennie, potem nagle nic… Nie miałam nastroju, gdyż trochę mnie przytłoczyło życie. 5 lutego napisałam, ale nie opublikowałam, że „dziś przeczytałam, że życie nie musi być idealne, żeby było cudowne. Nie wiem, jak to zrobić. Moje nie jest idealne i nie jest cudowne. Nie mogę sobie poradzić z bezsilnością, z tym, że bliscy mi ludzie cierpią. Wpadam w totalny smutek.” Tato zachorował, w sobotę pojechał na SOR, tam pomogli mu doraźnie i odesłali do domu. W poniedziałek wieczorem kolega - lekarz specjalista zbadał tatę – w obszarze jego specjalizacji wszystko było ok, więc to był jednak problem z krążeniem. Nie jestem lekarzem, ale według mnie tato powinien był od razu zostać w szpitalu. Po tym badaniu obdzwoniłam kilka przychodni, żeby pilnie znaleźć termin na USG serca. Udało się na rano następnego dnia. Po badaniu kardiolog wypisała skierowanie do szpitala. Ale to niestety nie oznacza przyjęcia do niego. W jednym szpitalu siedmiogodzinne czekanie i nadzieja na przyjęcie – niestety nie udało się… w drugim czekanie do drugiej w nocy i się udało… Na szczęście, bo kilka godzin potem lecieliśmy na tygodniowy urlop, na który bilety kupiliśmy dawno temu. Jechałam z duszą na ramieniu i wyrzutami sumienia, ale starałam się cieszyć tym, że tatę w końcu przyjęli do szpitala i że będzie tam bezpieczny. Nie było mi łatwo „się wyluzować” i trochę czasu zajęło mi skupienie się na pełnym doświadczaniu obecnej chwili, choć piękno i krajobraz Teneryfy bardzo w tym pomaga.  Polecam wszystkim taką „terapię słońcem”, szczególnie w nasze zimne i pochmurne zimowe dni. Pierwszy raz i dzięki tanim liniom lotniczym pojechaliśmy do ciepłego kraju w zimie i żałuję, że wcześniej nigdy nie spróbowaliśmy czegoś takiego. Błękit oceanu, słońce, cudowne bardziej i mniej egzotyczne rośliny i drzewa, soczysta zieleń i spalona pustynna ziemia, góry, dzikie plaże, dostojny wulkan i księżycowy krajobraz w jego kraterze, plantacje bananów, ciepło, cudowne zachody i wschody słońca, dużo światła i długi dzień… W pierwszy dzień rano otworzyliśmy duże okno i po prostu siedzieliśmy i się wgapialiśmy w widok przed nami: błękit wody i nieba na horyzoncie, kolorowe ściany domów, koty na murkach i kwitnące kaktusy w przydomowych ogródkach. Było cieplutko i spokojnie… (szczegółowo napiszę o tej podróży w osobnym wpisie). Cały czas przypominały mi się zalecenia z Ajurwedy na stres, smutek i codzienny pośpiech – terapia niebieską i zieloną energią. Teneryfa jest do tego idealna!



Dzisiaj po powrocie na lotnisku ktoś powiedział, że przywieźliśmy słońce do WrocławiaJ.

Pojechaliśmy do szpitala odwiedzić tatę – w zasadzie jest bez zmian, a nawet może gorzej niż było:/. Zobaczymy, co jutro powiedzą lekarze. Przypomina mi się tu przepiękna mantra na uzdrowienie:
http://agnieszkamaciag.pl/ra-ma-da-sa-mantra-uzdrawiajaca-i-otwierajaca-serce/



1 komentarz:

  1. Świetnie że znowu piszesz! Don't lose heart. ...

    OdpowiedzUsuń