niedziela, 26 lutego 2017

Dziś był dzień doceniania czasu na wyspanie się, małe posprzątanie leżących „od wieków” papierów i książek, które zostały położone „tylko na chwilę”, czytanie, uporządkowanie ajurwedyjskich materiałów w laptopie, przytulanie się, gotowanie, prasowanie (podczas którego słuchałam fajnej audycji radiowej po niemiecku o znaczeniu śmiechu w życiu). Czasu na napisanie maila do przyjaciela w Anglii, którego poznałam przez szkołę, i który przyjedzie tu w marcu. Musiałam mu wyjaśnić tę przykrą sytuację, walkę o pozostawienie 6 klas w swojej szkole w 7 klasie. On zna też dyrektorkę i  zastanawiałam się, jak zareaguje na moje „niusy”. Na szczęście napisał, że ta sytuacja nie ma nic wspólnego z naszą przyjaźnią i na nią nie wpłynie. Bardzo się tym ucieszyłam…. Zmartwiłam się natomiast, że moja ukochana Bea przeziębiła się podczas ferii, a chwilę po tej informacji dowiedziałam się, że inny dobry kolega zachorował na grypę… Dobrze chociaż, że tato czuje psychicznie lepiej, i dziś nawet żartował, choć siedzi już w tym szpitalu 20 dni! Ja natomiast czuję się coraz gorzej jak idę do tego szpitala…jakoś tak to otoczenie zaczyna na mnie źle działać, choć sam budynek nowoczesny i przestronny, w zasadzie nie widać tam żadnych ludzi na korytarzach….Wszystko jest takie szare i światła przyciemnione…

Be grateful for what you have :)

Patrząc na liczbę książek i gazet do przeczytania ciągle zastanawiam się, jak mam uprościć ten obszar mojego życia. Kiedyś skupiałam się na jednej książce i dopiero kupowałam lub pożyczałam następną. Teraz książek jest mnóstwo, pojawia się coraz więcej, a ja wiem już, że nie zdążę ich wszystkich przeczytać. Rozdaję, oddaję do biblioteki, ale i tak nie mam już na nie miejsca… Doszłam do wniosku, że musiałabym uprościć (=ograniczyć) moją ciekawość świata, żeby móc ograniczyć liczbę materiałów do przeczytania i zapoznania się…. Wyrzucić wszystko z domu i….. po prostu być, skupić się na byciu.  Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

Często w niedzielę po południu lub wieczorem ogarnia mnie lęk i nachodzą negatywne myśli… Przytłacza mnie lista rzeczy do zrobienia, tych, które chciałam zrobić w weekend, ale nie zrobiłam, i tych, które odkładałam na poniedziałek/nowy tydzień, żeby ich nie robić w weekend. Przytłacza mnie ich liczba. Na jutro, poza kilkoma poważnymi rzeczami w pracy, wypisałam sobie: kupno kwiatów i czekoladek dla mamy na urodziny od taty (rano, przed pracą), wizytę w aptece, dwie rozmowy telefoniczne, żeby załatwić sprawy Natalki, załatwienie sprawy składki balu gimnazjalnego i wysłanie wiadomości do rodziców uczniów, joga, wizyta w szpitalu, na gotowanie już nie będzie czasu…. I tu nie chodzi o wybranie priorytetów, bo wszystko jest priorytetem. Wypisanie zadań na kartce pomaga, mózg już się tak nie stresuje, pomaga mi też prasowanie, choć nie przepadam za tym zajęciem, ale „uziemia” mój wiatr (myśli) w głowie i herbatka ajurwedyjska z adżłanu, kardamonu i cynamonu.  
Teraz jeszcze spróbuję uspokoić mój umysł chwilą bezruchu i medytacji, pomodlę się, wyślę dobre życzenia wszystkim potrzebującym i zanurzę się w objęcia Morfeusza…
Wszystkim zmartwionym i zamartwiającym się polecam takie małe cudne coś: Jakie jest Twoje zmartwienie?

2 komentarze:

  1. Fajne:)dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nie lubię tego typu animacji, to ta mi się wyjątkowo podoba :) Może przez ta statki papierowe na wielkim morzu? :)

    OdpowiedzUsuń