Wydaje
się, że wszystko jest ok, wszystko jest dobrze, impreza świąteczna w pracy,
którą organizowałam, wyszła świetnie, wizyta naszego nowego szefa też wyszła
świetnie (dlaczego nowo poznani ludzie (szef szefów!) w ciągu kilku godzin
zwierzają mi się z całego życia?;-), w tym roku prezenty na firmowych
mikołajkach idealnie trafione (nie przykładam do tego wagi, ale że tak mnie
dobrze znają w firmie! ;-) - dostałam książki samorozwojowe, i choć ich treść
już znam z innych książek, to zawsze warto sobie utrwalać dobre nawyki;
doczekaliśmy się w końcu nowego, cudnie jeżdżącego i jeszcze lepiej grającego
samochodu, więc oddaję się szaleńczym śpiewom przy głośnej muzyce w czasie jazdy; lajtowo podchodzę do przedświątecznych gotowań, ale………… wystarczy
jedna piosenka, albo jedno spojrzenie na zdjęcie czy na nastrojowo migoczące
świeczki i ogarnia mnie melancholia, tęsknota za tymi, których nie ma i za tym czego
nie ma, i co mogło być inaczej, i zaczynam
„odpływać”…. Ta pora roku i te zimowe wieczory sprzyjają takim odpływom, ale ja
tego nie chcę, bo mogę za bardzo odpłynąć i w efekcie cierpieć... Znam już to z przeszłości.
Spotkałam ostatnio dwóch facetów, którzy praktycznie żyją w innymi świecie, ciągle medytują, żyją tu i teraz, nie muszą pracować, tylko oddają się duchowym praktykom... Są całkiem (pozytywnie) "odleciani". Jeden nawet uczestniczył w tzw. pobycie w ciemnościach, gdzie nie docierają żadne bodźce i ponoć świetnie się człowiek regeneruje (w ciemnościach wydziela się hormon wzrostu = młodości). Ciekawe to wszystko. Z drugiej strony w pracy na co dzień obserwuję wielkie rozdmuchane ego niektórych moich kolegów. Dwa skrajne sposoby życia.
Dzisiaj odpisał Waldemar - energoterapeuta. Umówiliśmy się na po Świętach. Czuję ciekawość na równi ze strachem, co on tam u mnie wyczuje. Wiem, że może być bardzo emocjonalnie. Ale wierzę, że po tym oczyszczeniu będzie dobrze.
Idę medytować i spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz