Jestem po całym dniu zajęć w
szkole trenerów. Czuję się „przeorana”. Dużo w tej szkole jest poznawania
siebie, bardzo dużo. Bo nim się będzie pracowało z ludźmi, to trzeba popracować
z samym sobą, aby być w zgodzie ze sobą i życiem. Bo przecież nie możesz dać innym
tego, czego sam nie masz, nie sprawisz, że ktoś będzie szczęśliwy, jeśli Ty nie
będziesz.
Wszystkie przerabiane tematy są super ciekawe i dają wgląd w siebie i w innych. Nie jest tak łatwo określić kim się jest i co się umie. Poza tym cały dzień walczyłam z
sennością (chyba przez wiatr, który mnie w nocy obudził), a na technikach
relaksacyjnych nawet odleciałam na chwilę ;). Zgadałam się też z dziewczynami
na temat sprawdzonych bioenergoterapeutów, oczyszczania z obcych energii, z "doczepionych” dusz innych osób,
które bardzo obciążają i któraś nawet zasugerowała, że może ja „niosę” duszę
mojego taty? Coś w tym może być… W czwartek pracowałam z domu, byłam w nim
sama, i tak to najpierw wyglądało, że nagle wszystko do mnie wróciło, choroba i
cierpienie taty, ostatnie momenty, kiedy można było z nim porozmawiać, długi
pobyt na OIOMIe i śmierć… wpadłam w totalny smutek i totalnie zalałam się łzami…
Ach, ciężki to był dzień…. Ale jutro obudzę się z wdzięcznym sercem i to ok. 6.30 rano ;-) - zajęcia zaczynają się o 8:00.
Wysyłam całemu światu same cudowności!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz