Dziś wieczorem Janusz Radek uratował mi cały dzień, a nawet dwa dni! A nawet może jutrzejszy, więc będą trzy :-). Muzyka łagodzi obyczaje!
Jestem tak zalatana, że nie miałam siły iść na ten koncert (tak to jest, jak bilety kupuje się długo przed koncertem!). Wróciliśmy późno do domu i nastrój miałam typowo kocykowo-łóżkowy. Miałam dość zimna, ciemności, zmęczenia, przyklepanej fryzury od czapki, noszenia termosów i książek w torbie, problemów moich kolegów, zbliżającego się firmowego spotkania świątecznego, które organizuję, szaleństwa w pracy, stania w korkach, powolnego jeżdżenia tramwajami, kiedy czas goni....... Ach, mogłabym tak narzekać i narzekać! ;-)
Na szczęście istnieje Janusz. Cudowny Janusz ze swoją wrażliwością na poezję, ze swoim niesamowitym poczuciem humoru pomiędzy piosenkami i jeszcze bardziej niesamowitą skalą głosu oraz piękną oprawą świetlną podczas koncertu. Dzięki niemu uśmiech i dobry nastrój powróciły do mnie :-). To już był szósty raz!
Wdzięczność, wdzięczność i jeszcze raz wdzięczność! A teraz pod kołderkę :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz