sobota, 3 lutego 2018

 Dzisiaj zrobiłam sobie totalny luz, no może oprócz wycisku na jodze, przez który do tej pory czuję się jakby przejechał po mnie czołg. Aż po obiedzie musiałam się zdrzemnąć ;-). Było ciężko. Próbowałam stanąć na rękach i głowie, co z moimi słabymi ramionami jest praktyczne niewykonalne, więc prawie, że tam krzyczałam ;-). Na rękach stałam połowicznie, zrobiłam tzw. półstanie; próbując stanąć na głowie asekurowały mnie dwie dziewczyny, ale średnio to wyszło. Na przedramionach (trzecia pozycja) nawet nie próbowałam. To są pozycje odwrócone, działają bardzo dobroczynnie na organizm, ale u mnie efekt był przeciwny, przynajmniej na psychice ;-). Pamiętam, że kiedy zaczynałam ćwiczyć jogę ponad 10 lat temu, nie miałam z tym takich problemów. Tak samo jak z mostkiem – wtedy nie miałam z nim najmniejszej trudności, wręcz przeciwnie. To ewidentnie wskazuje na to, jak ciało się zmienia, kiedy się nie ćwiczy, jak zanikają mięśnie… Z rozciąganiem się nie mam problemów, ale z pozycjami wymagającymi siły…lepiej nie mówić.

Po jodze zakupy spożywcze z rodzinką (ja czekałam na nich przy jednej Biedronce, a oni byli w drugiej, dobrze, że się po 15 min zorientowałam), gotowanie obiadu z Zuzią, przytulanie się i czytanie Ferrante. Zaczęłam już trzecią część pt. „Historia ucieczki”. Choć czasami czyta się ją mozolnie, to cała ta historia (wraz z poprzednimi częściami) porusza mnie głęboko. Widzę tyle podobieństw, wracam myślami do dzieciństwa, utożsamiam z bohaterkami i myślę o nadziejach, które wiązałam wtedy z wykształceniem, tak jak główne bohaterki i które tak do końca się nie spełniły. Pomimo, że jest się tak różnym od swojej najbliższej rodziny, to jednak, pomimo wszystko, nie ucieknie się od genów. Przypomina mi się pytanie, które miałam na bardzo trudnym egzaminie na studiach: „Czy los człowieka jest zdeterminowany przez geny, czy przez zachowanie/postępowanie?”. Przez długi czas myślałam, że nie przez geny, że „świat należy do odważnych” i że wszystko się uda, teraz już nie jestem tego taka pewna. Jestem w pełni świadoma tego, że po części to co mnie blokuje i ogranicza, to właśnie geny (jaka to odpowiedzialność w stosunku do swoich dzieci!). Streszczałam Rafałowi te książki, i aż się rozpłakałam, musiałam wyrzucić z siebie tę niesprawiedliwość i przemoc, która jest na porządku dziennym w dzielnicy pełnej biedy, mafii i ciężkiej pracy i każdy z bohaterów jest bardziej lub mniej poszkodowany przez swoje pochodzenie i warunki, w których się wychowywał.

Ależ się robię sentymentalna….A tak dobrze wychodziło mi już koncentrowanie się na „tu i teraz” ;-) To przez te książki…… trochę mnie rozbiły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz