Dzisiaj zrobiłam sobie totalny
luz, no może oprócz wycisku na jodze, przez który do tej pory czuję się jakby
przejechał po mnie czołg. Aż po obiedzie musiałam się zdrzemnąć ;-). Było
ciężko. Próbowałam stanąć na rękach i głowie, co z moimi słabymi ramionami jest
praktyczne niewykonalne, więc prawie, że tam krzyczałam ;-). Na rękach stałam
połowicznie, zrobiłam tzw. półstanie; próbując stanąć na głowie asekurowały
mnie dwie dziewczyny, ale średnio to wyszło. Na przedramionach (trzecia
pozycja) nawet nie próbowałam. To są pozycje odwrócone, działają bardzo
dobroczynnie na organizm, ale u mnie efekt był przeciwny, przynajmniej na
psychice ;-). Pamiętam, że kiedy zaczynałam ćwiczyć jogę ponad 10 lat temu, nie
miałam z tym takich problemów. Tak samo jak z mostkiem – wtedy nie miałam z nim
najmniejszej trudności, wręcz przeciwnie. To ewidentnie wskazuje na to, jak
ciało się zmienia, kiedy się nie ćwiczy, jak zanikają mięśnie… Z rozciąganiem
się nie mam problemów, ale z pozycjami wymagającymi siły…lepiej nie mówić.
Po jodze zakupy spożywcze z
rodzinką (ja czekałam na nich przy jednej Biedronce, a oni byli w drugiej,
dobrze, że się po 15 min zorientowałam), gotowanie obiadu z Zuzią, przytulanie się
i czytanie Ferrante. Zaczęłam już trzecią część pt. „Historia ucieczki”. Choć
czasami czyta się ją mozolnie, to cała ta historia (wraz z poprzednimi
częściami) porusza mnie głęboko. Widzę tyle podobieństw, wracam myślami do
dzieciństwa, utożsamiam z bohaterkami i myślę o nadziejach, które wiązałam
wtedy z wykształceniem, tak jak główne bohaterki i które tak do końca się nie
spełniły. Pomimo, że jest się tak różnym od swojej najbliższej rodziny, to
jednak, pomimo wszystko, nie ucieknie się od genów. Przypomina mi się pytanie,
które miałam na bardzo trudnym egzaminie na studiach: „Czy los człowieka jest
zdeterminowany przez geny, czy przez zachowanie/postępowanie?”. Przez długi
czas myślałam, że nie przez geny, że „świat należy do odważnych” i że wszystko
się uda, teraz już nie jestem tego taka pewna. Jestem w pełni świadoma tego, że
po części to co mnie blokuje i ogranicza, to właśnie geny (jaka to
odpowiedzialność w stosunku do swoich dzieci!). Streszczałam Rafałowi te
książki, i aż się rozpłakałam, musiałam wyrzucić z siebie tę niesprawiedliwość
i przemoc, która jest na porządku dziennym w dzielnicy pełnej biedy, mafii i
ciężkiej pracy i każdy z bohaterów jest bardziej lub mniej poszkodowany przez
swoje pochodzenie i warunki, w których się wychowywał.
Ależ się robię sentymentalna….A
tak dobrze wychodziło mi już koncentrowanie się na „tu i teraz” ;-) To przez te
książki…… trochę mnie rozbiły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz