poniedziałek, 26 lutego 2018

Ciągle próbuję wstawać wcześnie i wtedy ćwiczyć i medytować. I ciągle mi to nie wychodzi, dlatego jutro znowu będę próbować, co oznacza, że może w końcu dzisiaj uda mi się pójść wcześnie spać;-).

Chyba po tym sobotnim spotkaniu jestem wciąż jeszcze taka trochę uduchowiona, uwielbiam ten stan, jest mi wtedy tak dobrze psychicznie... poćwiczyłam też trochę na macie i teraz moje mięśnie nóg i pośladków odpoczywają błogo po wysiłku, a ja siedzę na kanapie opatulona tybetańskim szalem z wełny jaka, który tak niesamowicie zaczął mnie grzać chwilę po opatuleniu się, jakbym otuliła się kaloryferem, i słucham pięknej odprężającej muzyki...
Nie zdążyłam wrócić do domu na jogę, tak żeby pojechać na jogę z Dominiką, więc włączyłam sobie sesję w domu - tak mocną jakbym ćwiczyła w studio... Niesamowite, jak działa rozciąganie się -  na początku ledwo dotykam ziemi piętami przy psie z głową w dół, a w trakcie mogę już całkiem.

Przedtem oglądaliśmy zdjęcia z albumów Zuzi, kiedy była malutka (szukała zdjęcia do szkoły). Ale było śmiechu!!! Obie były takie cudowne, a ja tylko chciałam, żeby jak najszybciej urosły. Teraz tego żałuję, ale dobrze, że chociaż są zdjęcia :-)

Wstawiam jeden "cud" z książki "Rok cudów", bo jest taki... "cudny" i przydatny w codziennym życiu:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz