Wiele już razy przekonałam się,
że po obejrzeniu zwiastunu filmu ma się całkiem inne wrażenie o tym filmie, niż
podczas oglądania całości. Tak było i w przypadku „Pełni życia”. Miał być
radosny, pełny optymizmu i bardzo pozytywny. Zachwyciłam się trailerem. I w
sumie to ten film miał właśnie takie przesłanie, choć było w nim wiele smutnych i bardzo poruszających momentów. Nie mogę przestać o nim myśleć. Co
tam historia Ferrante, którą czytałam dziś do drugiej rano, czego skutkiem wraz
z zakwasami po wczorajszym wycisku na jodze było to, że działałam dziś na
zwolnionych obrotach. Co tam wszystkie
inne bardziej lub mnie przyziemne problemy! Robin Cavendish przeżył 21 lat
sparaliżowany od stóp po szyję z respiratorem oddychającym za niego. Był
pierwszym pacjentem z polio, który „uciekł” ze szpitala na własną
odpowiedzialność i przeżył poza nim. Przeżył dzięki niesamowitej miłości żony,
dla małego synka, otoczony wiernymi przyjaciółmi. Zawsze podziwiałam anglików
za ich stoicki spokój w ciężkich chwilach, za solidarność, współdziałanie, pomoc
innym i dystans do tego, co się zdarza. Hasło z czasów wojny „Keep calm and
carry on” zawsze się u nich sprawdza, okraszone ironią, humorem i śmiechem.
Scena w Hiszpanii, gdzie polecieli na wakacje, a po awarii respiratora rozbili „obóz”
na środku pustkowia czekając na pomoc i z czasem przyłączyli się do nich
miejscowi, grając na gitarach, tańcząc i biesiadując jest niezapomniana i napawa
wielkim optymizmem. Dzięki Cavendishowi
ludzie chorzy jak on mogli w końcu wyjść ze swoich „więzień” i skorzystać z
wózków dla niepełnosprawnych wyposażonych w respirator. Przepiękny film, pełen
cudownych zdjęć przyrody Anglii i Afryki, smutny, ale nastrajający pozytywnie.
W piątek natomiast obejrzeliśmy „The
darkest hour” – „Czas mroku” o powołaniu Winstona Churchilla na premiera w
trudnych wojennych czasach i jego moralnych dylematach związanych z podjęciem bardzo
trudnej decyzji w sprawie walki z nazistami. 127 minut zleciało jak jedna
chwila! Gra aktorska, Londyn, zdjęcia, akcent jego filmowej żony Kirstin
Scott-Thomas to dla takiej anglofilki jak ja - miód dla uszu, ale temat poważny i trzymający w napięciu. Świetnie pokazana samotność wybitnego lidera, człowieka, który nie chciał sprzedać swojego kraju Hitlerowi, a któremu koledzy z partii zarzucali, że robi to z własnej pychy.
Mądre, wartościowe filmy.
O 5 rano Natalia wyruszyła
dzisiaj ze swoją grupą i delegacją z Wrocławia do Strassburga na uświetnienie
otwarcia wystawy o Wrocławiu w europarlamencie. Dotarli tam o 17.00, mieszkają
w samym centrum – na pięknej starówce. Poprosiłam ją o przywiezienie magnesu
stamtąd, tak żeby historia się domknęła – byłam na tej starówce 21 lat temu,
podczas mojej dwutygodniowej podróży po Europie po egzaminie magisterskim, ale
wtedy jeszcze nikt nie sprzedawał magnesów ;-).
Kasiu zbierasz magnesy z miejsc w których byłaś? Bo ja tak ��
OdpowiedzUsuńKasiu, czy zbierasz magnesy z miejsc, w których byłaś? Bo ja tak :-) pozdrawiam A.
OdpowiedzUsuńAsiu, cieszę się bardzo, że napisałaś! :-) Mam mnóstwo magnesów, już się nie mieszczą na lodówce. Lubię na nie patrzeć podczas codziennej krzątaniny, to takie małe dziełka sztuki i to z jakim ładunkiem emocjonalnym i wspomnieniowym! ;-) :-)
OdpowiedzUsuń