czwartek, 2 listopada 2017


Uczenie się historii przez Zuzię to jest jakiś kosmos. Jutro jest sprawdzian, pani wypisała im na karteczce, co mają umieć. Są tam pojęcia m.in. takie jak feudalizm, pańszczyzna, liberalizm, konserwatyzm, proletariat, dekabryści, rabacja galicyjska, emisariusz, cechy romantyzmu (o którym wcześnie nie mówili na j. polskim), Hotel Lambert, opozycja legalna i nielegalna i ponad dziesięć nazwisk. W podręczniku jest wszystko pomieszane i Wiosna Ludów przed Powstaniem Listopadowym. Pani na lekcji nie miała czasu tego wszystkiego wyjaśniać, pani w klasach 4-6 nie zdążyła wszystkiego wyjaśnić i Zuzia nie ma pojęcia o całościowym obrazie tego, co się wtedy działo w Polsce, i wkuwa na pamięć te pojęcia oraz postacie. W jej klasie połowa uczniów to dzieci o rok młodsze, czyli 12-letnie. Czy one w ogóle będą umiały wypowiedzieć poprawnie np. "proletariat" lub "liberalizm"?

Nie chcę narzekać, ale ręce opadają mi z bezsilności. Taki mały szczegół: dlaczego nie mogą mówić o romantyzmie również jednocześnie na lekcjach polskiego? Zamiast tego mają czytać o zepsuciu starożytnego Rzymu i prześladowaniach Chrześcijan - pani wybrała tę lekturę, a nie "Krzyżaków". Nie chce mi się już tego komentować.

Dziś był dość "ciężki" dzień, dużo pracy, a na zewnątrz ciemności, potem szybko na fizjoterapię i wyjątkowo dzisiaj nieprzyjemne ćwiczenia, potem wizyta u Grześka dentysty, po raz trzeci z tym samym i w domu w końcu po 19.00 Nie było mnie w domu ponad 12 godzin. Poćwiczyłam jeszcze trochę z netem, bo dziś non-stop siedziałam, praktycznie przez 10 h. Nie było łatwo... Miałam iść pobiegać, ale zrobiło mi się zimno, powinnam była wyjść od razu po przyjściu. Na szczęście tacie zszedł ból....  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz