sobota, 11 listopada 2017

Buraki pieką się w piekarniku, tofu marynuje się w tamaryndzie i sosie sojowym, obiadek zrobiony, córki szykują się na spotkania, mąż odpoczywa po pracowitym poranku na działce rodziców, Haliny wiersze wiecznie żywa śpiewa Janusz, Jamajka Donna z Kanady przesyła na Whatsappie słoneczne zdjęcia z ciepłej Portugalii - jest piękna i z wiekiem coraz młodsza, Ania z Kamą rozkoszują się Paryżem (ja wcześniej niebieskim niebem, które na chwilę odsłoniły szare chmury), Jochen zrobił drewnianą choinkę dla mamy do ogrodu, Marta ogląda Fridę Kahlo w Poznaniu, ja zachwycam się zapachem soli z pomarańczą i miętą, delektuję przepyszną proporcją cytryny i cukru w herbacie, zapada zmierzch, zapalam świeczkę i snuję refleksje… Ten charakterystyczny moment, kiedy robi się coraz ciemniej, ale też przytulniej… Refleksje o życiu, o wrażliwości, o ludziach, o miłości…

Skończyłam rano listy Morawskiego do Haśki – arcydzieło epistemologii…Przez ironię i grę słów wyziera z nich tęsknota i miłość i wiedza o tym, że ta tęsknota nigdy nie będzie zaspokojona, a miłość niespełniona. A ich uczucie do siebie było tak wielkie, tak prawdziwe! Czytałam te listy rankami w samochodzie, kiedy całą rodziną przedzieraliśmy się do szkół i pracy. Potem włączałam jej wiersze i tak, jakbym słuchała jej odpowiedzi na listy Ireneusza. Po co mi emocje, uniesienia, wzruszenia, łzy? Mówią, że bez sztuki życie byłoby nie do zniesienia. Na moją wrażliwość to chyba działa wprost przeciwnie… Zgłębiam się w ten smutek, w te uczucia, w te piękne słowa, w tę muzykę, płaczę, złoszczę się na przekorny los, na te wszystkie zawirowania między ludźmi, na rzeczywistość dookoła tych wszystkich wrażliwców i, na szczęście, coraz częściej mój umysł jest tego obserwatorem, stara się bardzo zachować dystans, ale wciąż pojawiają się pytania, dlaczego tak jest, dlaczego tak musiało być, dlaczego to życie czasami jest tak bardzo skomplikowane…. Historie życia niektórych moich kolegów z pracy też są skomplikowane – powinni mi płacić dodatek za pełnienie funkcji coacha, wentylu na ich emocje, za słuchanie… To niesamowite, jak w pewnym wieku (moim!) człowiek potrafi patrzeć na życie z bardzo szerokiej perspektywy, wie o standardowych zachowaniach ludzi, którzy reagują tak bardzo podobnie, wie o możliwych konsekwencjach zachowań, rozumie ich tęsknotę, a przed wszystkich ich pragnienie miłości…Czasem też czuję się jak „mędrzec” i zastanawiam się, po co mi ta wiedza. Nie zawsze umiem ją dobrze wyrazić, ale czuję ją każdą swoją cząstką. Ta wiedza doskonale mi pokazuje moje poranno-sobotnie tendencje do negatywizmu, widzę je jak obserwator z zewnątrz i zastanawiam się, skąd one się biorą (no chyba z tej pierwotnej budowy mózgu, o której pisałam już kiedyś).

Dawno temu przeczytałam poruszający wywiad ze wspaniałą Anną Kaszubską, która sama tarapatach życiowych, zaczęła pomagać Zargan – kobiecie i matce, uchodźczyni z Czeczenii. Wczoraj wynalazłam ją w ostatniej chwili zakupów w Biedronce za grosze. Już przy pierwszym rozdziale miałam łzy w oczach… Jest napisana pięknie i prosto, przechodzi przez duszę na wylot i dotyka samego serca. Ta książka chyba się do mnie uśmiechnęła specjalnie, żeby mi przypomnieć, jaką jestem niesamowitą szczęściarą…. 

Przeczytałam wczoraj, że ten, kto wzrusza się muzyką ma inaczej zbudowany mózg… tak, wiem, zawsze byłam inna ;). A ten którego wzrusza wiele innych rzeczy, to już jest całkiem inny na całego! I częste ćwiczenie jogi dodaje mu energii, tak że pracuje, tłumaczy, przeprowadza rozmowy o pracę z Ukrainką i Polakiem z Białorusi, jedzie na masaże do p. Łukasza, chodzi na szkolne zebrania, odwiedza rodziców, ogląda niemieckie filmy, robi zakupy, szuka sukienki na doroczną kolację firmową (i nie może jej znaleźć), delektuje się gorącą czekoladą z lokalnej kawiarni, gotuje, słucha i kocha!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz