czwartek, 9 listopada 2017

Świetny film wczoraj widziałam! Polecam fanom malarstwa, malarzy, tajemnic i psychologii. Myślę, że nawet lepszy plastycznie niż "Twój Vincent" - "żyjące" obrazy są świetnie wkomponowane w treść i melodię filmu. "Kaminski i ja" ma w sobie też cechy kryminału, traktuje o starości, sławie i przemijaniu, a pod koniec (lub wcześniej, jeśli widz się domyśli) bardzo, bardzo sprytnie zaskakuje. 

Idąc do kina wiedziałam tylko, że ten film będzie o bardzo starym sławnym malarzu i młodym dziennikarzu aspirującym do bycia jego biografem. Będąc trochę zmęczoną obawiałam się nawet, że mogę przysnąć podczas seansu, no bo pewnie film będzie wolny, spokojny i nic szczególnego nie będzie się w nim działo. Jednak wyobrażenia ludzkie są tak bardzo mylące i tak bardzo mogą nas odgrodzić od rzeczywistości! (tak twierdzili już stoicy;). Jak większość niemieckich filmów przedstawianych podczas Tygodnia Filmu Niemieckiego, ten również "wbija" widza w fotel i tak bardzo  wciąga, że przez dwie godziny zapomina się o wszystkim innym dookoła. Jeśli komuś podobał się "Mag" Johna Fowles'a, to na pewno będzie zachwycony tym obrazem. Niesamowita intryga i pytanie: co jest prawdą, a co fikcją? Świetna obsada, cudowne alpejskie widoki oraz rozdmuchane ego dziennikarza na pewno są prawdą, a cała reszta??? ;). Film jest tak realistyczny, że zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja nigdy nie słyszałam o tym sławnym malarzu Kaminskim, który był przyjacielem Picassa i uczniem Matisse'a...


Po filmie zjedliśmy najpyszniejsze frytki z batatów z najpyszniejszym sosem z kminem rzymskim z "Frytki i sos", które w tej zimnej pogodzie smakowały najlepiej pod słońcem i przywołały wspomnienia z rodzinnej wyprawy w zimie do Belgii i Holandii, a w szczególności frytek z ryneczku w Gencie:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz