Siedzę w domu i próbuję pracować. Laptop jest tak rozgrzany, że ciepło mi w ręce, a powinnam zrobić zadanie do pracy, choć oprócz tego, że muszę dużo klikać, to nie bardzo wiem jak je zrobić...Mam uprościć coś, co jest fajnie zrobione, ale zbyt skomplikowanie i rozbudowanie. Czeka mnie jeszcze napisanie jednego artykułu o "candidate and employee experience" - podsumowanie konferencji Kadry oraz korekta streszczeń artykułów naukowych. Okno otwarte na oścież, na zewnątrz hałas szlifowania - robotnicy naprawiają balkony, bardzo ciepłe powietrze stoi bezwietrznie... Zuzia co chwilę odrywa się od Kochanowskiego i jego twórczości, ma jeszcze do nauczenia się budowy ucha, powtórzenie budowy i chorób oka, przygotowanie prezentacji bohatera I wojny światowej, nauczenia się granic i wzorów strukturalnych pierwiastków, nie wspominając o pierwiastkach z matmy i siłach z fizyki.... Połowa z tego to dla niej abstrakcja....Najgorsze co może być to nauka lub praca w taką pogodę!
Na szczęście czuję się w miarę, bo wczoraj ogarnęła mnie totalna słabość i senność, moje ciało nie chciało się ruszać, ale moja głowa wyrywała się z domu - ta moja dwoistość jest okropna... Ale skończyłam czytać "Panią Furię" - świetna lektura o ciemnoskórej kobiecie, która jako dziecko przyjechała z rodziną z Konga, aby żyć w Belgii. Świetnie napisana, czyta się z lekkością, choć tematy nieraz drastyczne i smutne. Świetny obraz kobiety, emigrantki i osoby czarnoskórej we współczesnym zachodnim społeczeństwie. Są też tam polskie akcenty i wątek kryminalny. Oczywiście samotność i wyobcowanie. Plebankowa (autorka) jest profesjonalistką i uwielbiam ją czytać. Ponoć uczestniczyła w patrolach policyjnych w Brukseli i pojechał do Kinszasy w ramach przygotowań do napisania tej książki. Żałuję, że przegapiłam sztukę teatralną na podstawie tej powieści dwa tygodnie temu (to była jej nagroda w konkursie dramatycznym).
Resztką sił zwlekłam się z kanapy, żeby zażyć trochę ruchu po południu. Słońce grzało jeszcze mocno, ale jadąc rowerem czuło się czasami bardzo przyjemny wiatr. Pojechaliśmy z Zuzią 10km nad jeziorko koło Mrozowa. Tam relaksik na kocu. Była duża grupa kąpiących się, ale daleko od nas. Potem jednak przyszła grupka Ukraińców z polskim gospodarzem i też się kąpali. Trochę surrealistyczna sytuacja - na takim "za......" międzynarodowe towarzystwo :-).
Dziś jeszcze Zumba (uwielbiam!) i teatr w Art Hotelu - "Room service", na który wygrałam bilety dla rodziny i przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz