Wczoraj narzekałam na pracę, a dzisiaj było w niej nawet fajnie ;-). Mili koledzy, miły nowy pracownik, którego dziś wdrażałam, przyniósł pyszny sernik na zimno z truskawkami. Cały dzień zadań miałam co niemiara, no i oczywiście wyszłam dopiero o 17:30. Z jogi nici, ale po ugotowaniu pysznego szpinaku z suszonymi pomidorami i rozmowach z Zuzią poszłam pobiegać do lasu. Czułam się trochę nieswojo, bo zmierzchało i było bardzo cicho, co prawda ptaki śpiewały i się przekrzykiwały, ale było mi jakoś nieswojo. Może dlatego, że nie mogłam sobie wybić z głowy martwienia się o tatę. Część pięciokilometrowej pętli przeszłam szybkim marszem, jakoś mnie nudziło to biegnięcie, ale za to zapachy były cudowne!!!
Dziś Rafał odebrał mi "Fermę blond" - najnowszą książkę Piotra Adamczyka (bardzo jest produktywny w tym roku, w marcu wydał jedną książkę, a pod koniec maja już następną, ale w całkiem innym stylu). Ferma zapowiada się niezmiernie ciekawie i wciągająco - romans i wielka miłość w czasie wojny, sztuka, skradziona tożsamość i Lebensborn - moje tematy ;-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz