czwartek, 7 czerwca 2018

We wtorek rano podjechałam oddać Marcie książkę, bo było po drodze - było to bardzo miłe spotkanie, chciałabym tak codziennie rano delektować się rozmową, herbatką i obecnością bratniej duszy. 

W środę stresowałam się, żeby z wszystkim rano zdążyć i przejechać przez miasto bez opóźnień, gdyż występowałam z moimi dwoma "synkami" z pracy na Akademickich Targach Pracy. Było fajnie, ale męcząco.  Po ich zakończeniu znowu przejazd przez cały miasto, w stronę pracy, gdyż tata miał umówioną wizytę u profesora kardiologii.Tacie coraz gorzej się chodzi, dlatego ledwo się rusza. Całą nadzieja w profesorze, który kazał dzisiaj rano dzwonić do szpitala w sprawie przyjęcia taty (miał być dzisiaj przyjęty). Dzwoniłam rano i potem też i się bardzo rozczarowałam, bo profesora w szpitalu nie było, a w sekretariacie nikt nic nie wiedział.... Dzwoniłam tam z domu, żeby ewentualnie zawieźć tatę od razu do tego szpitala (bo jest blisko od mojej pracy), było już późno, wsiadłam do samochodu i prawie że się popłakałam ze smutku, bezsilności i niemocy. Na szczęście przyszła mi do głowy (i serca) piękna mantra o Bogu, miłości i zaufaniu, włączyłam ją sobie na telefonie i skupiłam na śpiewaniu. Pomogło...

Dzisiaj wieczorem przypomniałam sobie w ostatniej chwili o webinarze z ajurwedyjską Dr. Shivani (po godzinie). Chłonęłam wszystko to, co mówiła i o czym tak pięknie opowiadała - że stawiamy sobie za wysokie standardy i poprzeczkę, że dzieci są unikalnymi istotami i mają w sobie energię rodziców, nawet  jak ich nie ma fizycznie w pobliżu, żeby się cieszyć tym, co się ma i cieszyć się życiem. To co mówiła było bardzo kojące :-). Czekam z radością na kobiecy warsztat z nią w weekend. Resztką sił poszłam potem trochę pobiegać, a raczej powdychać nieziemskie zapachy lip, jaśminów i innych :-). Jak zwykle ptaki dawały cudowny koncert. W drodze powrotnej spojrzałam w lewo w wysokie trawy i krzaki i myślałam, że jest tam wielki pies, a to była...... piękna sarenka. Tak blisko niej jeszcze nigdy nie byłam! Patrzyłyśmy się sobie długo w oczy, stanęłam z otwartymi rękoma i poczułam w nich niesamowitą energię, snułam wizję., że przyciągam tę sarenkę do mnie tą energią ;-). Niestety pobiegła w drugą stronę - podziwiałam jej piękne długie skoki ponad trawami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz