Mam zaległe wpisy do napisania, dobrze, że można tu ustawiać datę, to trochę "pooszukuję" ;-).
W piątek piąteczek pozumbowałam razem z córkami, wykąpałam się i zapragnęłam poczuć, że to weekend i oderwać się od wszystkiego oglądając wciągający i pozytywny film. "Pozycję obowiązkową" (po angielsku "Book Club") chcieliśmy obejrzeć już dawno wiedząc, że będzie można się na niej serdecznie pośmiać, a o to mi chodziło. Jednak nie wiedziałam, że będę też się mogła serdecznie wypłakać ;-). Boże! Widziałam siebie i swoje koleżanki w przyszłości i chyba płakałam za tym "upłyniętym" czasem ;-). Płakałam też ze wzruszenia i tego, że te cztery przyjaciółki nie bały się otworzyć serca na uczucie, a przede wszystkim pokochały siebie, i wtedy dopiero mogły przyjąć miłość, którą obdarował je los. Piękny i serdeczny film o stosunkach międzyludzkich i nieporozumieniach komunikacyjnych między kobietami i mężczyznami (jak to samo jest odmiennie interpretowane przez przeciwne płci) na pewno niejednej osobie otworzył oczy na takie ważne niuanse. Czasami tak cudnie jest obejrzeć taki wyciskacz łez z happy endem! Wszystko ze mnie zeszło i czułam się bardzo lekko. Zatęskniłam też do moich przyjaciółek z liceum i studiów, z którymi kiedyś w miarę regularnie się spotykałam, ale ostatnio już dawno nie... i tak sobie myślę, żeby te nasze spotkania spróbować reaktywować... Bo w tym filmie było też o sile przyjaźnie, choć te cztery główne bohaterki były bardzo różne i często się ze sobą nie zgadzały.
Książki Greya, pokazane w zwiastunie trochę wszystko upraszczają i mogą zmylić potencjalnego widza co do wartości filmu. Ale są też powodem do uśmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz