czwartek, 26 października 2017


"W moich utworach starałem się zawrzeć cząstkę tego jej ogromnego pragnienia życia, miłości, wiedzy i świata, i przekazać jej słowa w atrakcyjnym, nowoczesnym brzmieniu i kompozycji. To trochę połączenie dwóch skrajnych wyobrażeń, ale tak właśnie czuję Poświatowską, jako kobietę skrajną i pełną wewnętrznych sprzeczności, czyli po prostu bardzo ludzką."

Czekałam na ten koncert od rana J. Nawet popsikałam się moimi ulubionymi perfumami na specjalne okazje ;-). Perfum wprawdzie nie było czuć po całym dniu, ale warto było, bo usłyszeć wiersze Poświatowskiej zaśpiewane przez Janusza Radka to bardzo szczególne przeżycie. Haśka niedawno obchodziła 50-tą rocznicę śmierci (zmarła w wieku 33 lat po operacji serca) i myślę, że ten koncert to dla niej najpiękniejszy prezent. Zresztą przez większość występu widziałam ją tam, jak słucha swoich wierszy i cieszy się, że żyją, bo przeczytać, a usłyszeć, to jest duża różnica (przynajmniej dla mnie). Dosłownie widziałam jej uśmiechniętą twarz, taką jak na tym zdjęciu poniżej i również bardzo się cieszyłam, że jej wiersze żyją i są wyśpiewywane w tak oryginalny i piękny sposób. Jej dusza była tam z nami na pewno J.



"gdybym miała tyle istnień
ile kolorowych baloników
trzyma na uwięzi ten pan
byłabym rozrzutna
rozrzuciłabym je po niebie
pozwoliłabym im się wplątać
w wiatr i w chmury
i w ptasie skrzydło

sobie
zostawiłabym jedno
zielone
jak liście
jak źdźbła traw

i jak oczy twoje - z bliska"

Janusz Radek ponoć jest znany, ale ja go w ogóle nie znałam, więc rodzaj muzyki i to, co będzie się działo na koncercie było dla mnie zagadką. Przy pierwszych trzech utworach jeszcze nie mogłam zjednoczyć się z tą muzyką (tak mam na koncertach, potrzebuję chwili, żeby całkowicie się zanurzyć w atmosferę, energię i muzykę), może przez ciekawość, bo pierwszy raz słyszałam takie aranżacje i to wierszy mojej ukochanej poetki, i też pewnie przez zadziwienie możliwościami wokalnymi Janusza, które są naprawdę niesamowite. On się bawi swoim głosem, jest nieopisywalnie ekspresyjny (szczególnie na żywo, gdyż teraz słucham płyty i brzmi na niej o wiele delikatniej), możliwości głosowe ma wielkie i wspaniałe, więc efekt końcowy jest niesamowity. Do tego zachęcił publiczność do wspólnego śpiewania na początku i fajnie wrócił do tego na końcu. To jedyny w swoim rodzaju artysta, pięknie pisze na okładce płyty o tym, jak bliska jest mu wrażliwość Poświatowskiej. Jestem pewna, że oni by się świetnie dogadywali, odbierali na tych samych falach, po prostu byliby cudownymi przyjaciółmi.
Mieliśmy coś zjeść przed tym koncertem, ale nie zdążyliśmy, bo jechaliśmy tam prosto z konsultacji dla rodziców u Zuzi w szkole (a tam od razu po pracy) i jeszcze ponad pół godziny krążyliśmy, żeby gdzieś zaparkować. Ale tak wsiąkłam w tę muzykę, że w ogóle nie byłam głodna, strawa dla ducha w zupełności mi wystarczyłaJ. Wzruszeń wiele, przy wierszu „Kiedy umrę Kochanie” łzy mi same ciekły, ale pod koniec uśmiech nie schodził mi z twarzy, tyle endorfin! Kilku wierszy nie rozpoznałam, ale przy niektórych słowa same cisnęły mi się na usta, przypomniane po tylu latach, ale jednak wciąż we mnie. Ach, było cudnie!

„drzazga mojej wyobraźni
czasem zapala się od słowa
a czasem od zapachu soli
i czuję jak pode mną
przestępuje z nogi na nogę okręt
i ocean jest niezmierzony
bez żadnego brzegu
zamknięta w łupinie drewna
jestem cudownie wolna
nie kocham nikogo
i niczego”


PS. Tak z innej beczki, dzisiaj z samego rana bardzo mnie ucieszył komentarz pozostawiony przez Pana Stanisława pod wpisem o Daisy. Cieszę się, że komuś sprawił on radość :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz