niedziela, 22 października 2017

"Make peace with the present moment."

Stwierdziłam, że największym moim problemem i przyczyną braku mojego spokoju umysłu jest szkoła i nauka dziewczyn, tzn. głównie odrabianie lekcji. Wiem, jestem zwolenniczką szkoły demokratycznej i braku zadań domowych i gdybym tylko miała fundusze, to stworzyłabym najwspanialsza szkołę pod słońcem, w której każdy rozwijałby się w swoim tempie, ale niestety moje dzieci chodzą do tradycyjnych, „pruskich” szkół, gdzie większość nauczycieli myśli sztampowo, jest nieprzebudzona i najważniejsze dla nich są sprawdziany i oceny. Nauka dziewczyn wpływa na czas, który powinniśmy spędzać jako rodzina – tydzień temu nie pojechały z nami na rowery, bo w tygodniu miały dużo sprawdzianów, dzisiaj wyszliśmy na Vege Festival, kosztem ich przygotowywania się do następnych sprawdzianów i poprawiania tych, z których dostały niskie oceny. Uczestniczyliśmy wczoraj w całodniowym szkoleniu w firmie Rafała i nie mogliśmy pomagać im w lekcjach ani pilnować, czy faktycznie to robią. Zuzia ma do przeczytania jako lekturę „Quo Vadis” Sienkiewicza. Ja ją czytałam w liceum, bądź w czasie studiów, z własnej woli, bo byłam molem książkowym i wtedy właśnie interesowała mnie bardzo ta tematyka. Ona, niestety ma 13 lat i bardzo cierpi, jak musi ją czytać. Po pierwsze: archaiczny język. Po drugie: wielość bohaterów, o egzotycznych imionach, które trudno przeczytać, a tym bardziej zapamiętać. Po trzecie: okrucieństwo i drastyczne sceny. Po czwarte: religijność. Jedyne co może ją interesować, to to jak wyglądał starożytny Rzym, a że nie był zbyt „święty”, to ona nie chce czytać o „rozpasaniu” i zepsuciu Rzymian. Czy naprawdę nie ma bardziej odpowiednich książek dla 13- i 12-latków (są dzieci, które zaczęły edukację w wieku 6 lat). Kompletnie nie mogę sobie też poradzić z tym, że moje córki nie są zbyt pilne i chętne do wkuwania materiału i w sumie to im się nie dziwię, bo teraz wszystko jest w internecie i można sprawdzić, więc dlaczego trzeba np. wkuwać Bitwy po Pcimiem Małym i ich wszystkie daty.  Ja, która byłam ciekawa wszystkiego i specjalnie nie musiałam wkuwać większości przedmiotów, a jeśli już, to robiłam to w większości z przyjemnością, wkurzam się teraz na te wszystkie szczegóły, które one mają pamiętać. Pamięciówa, która oprócz ćwiczenia pamięci, nic im nie da, bo je to nie interesuje, więc i tak tego nie zapamiętają. Może by je zainteresowało, gdyby nauczyciele używali innych metod do przekazania tej wiedzy. Na wczorajszym szkoleniu tematem przewodnim była „Asertywność” i dlatego na nie poszłam, ale dużo czasu było również poświęcone Indywidualnemu Wzorcowi Myślenia, czyli temu, kim jest Wzrokowiec, Słuchowiec i Kinestetyk i jak się z nimi dogadywać, żeby nasz przekaz był skuteczny (czyli żebyśmy osiągnęli nasz cel z poszanowaniem praw i szacunkiem obu stron = bycie asertywnym). O tych cechach w świetle uczenia się pisałam dwadzieścia lat temu w pracy magisterskiej i od tej pory ten temat mnie bardzo fascynuje. Można by bardzo dużo o tym napisać, ale najważniejsze i najbardziej przykre jest to, że te cechy osobowościowe uczniów nie są kompletnie brane pod uwagę w szkole przez nauczycieli. Na przykład, żeby dotrzeć do kinestetyka, to prezentując coś trzeba się ruszać, chodzić, wykonywać gesty, modulować głos i używać wyrażeń, w których są słowa związane z ruchem i zmysłami, np. „Przybliżę Ci to”, „Teraz działamy”, „Czujesz to?”.

Smutne to i kiedy widzę, jak dziewczyny zmuszają się do nauki niektórych rzeczy, zamiast na przykład robić w tym czasie, to co lubią, to z jednej strony rozumiem je i nie chcę ich do tego zmuszać, a z drugiej denerwuje mnie, że mają z tym problemy, że im się nie chce, że nie rozumieją i że my musimy im poświęcać na to czas, zamiast na przykład mieć go dla siebie (jest on już tak okrojony, porozumiewam się z Rafałem głównie przez telefon w ciągu dnia, bo w domu nie ma czasu i sił na omawianie bieżących spraw i na nicnierobienie. Lub kiedy Zuzia uczy się czegoś z zainteresowaniem i cieszy się, że to jest takie fajne i myśli, że dobrze zrozumiała temat, a potem dostaje słabą ocenę, to chce mi się wtedy płakać. Zupełnie nie wiem, jaką „strategię” mam przyjąć – czy siedzieć np. całą sobotę przy lekcjach z dzieckiem, czy wysupłać resztki pieniędzy na prywatne korepetycje z kilku przedmiotów, czy zostawić je w spokoju? Boję się tylko, że jak je zostawimy same sobie, to mogą przez to powtarzać klasę i boję się, jak to mogłoby się odbić na ich psychice….

Z Festiwalu Wege polecam naleśniki gryczane z przepysznymi nadzieniami z firmy „Bez lukru” (będą się niedługo otwierać na ul. Igielnej) oraz kosmetyki „Trawiaste”, które są w pełni naturalne, pyszne (można je jeść) i pełne cudownych ziół i olejów, a na jednym z szamponów było napisane „Wytarzaj się w trawie!’;-). Testuję maskę na włosy z mirry i kozieradki, a przetestowałam już peeling/maskę na twarz z czerwonej porzeczki i malin oraz przepięknie pachnący świeżością natury scrub do ciała z samych wspaniałych bogactw przyrody. Nie mogłam się powstrzymać przed ich kupnem, choć niektóre wyglądają i pachną „zbyt” naturalnie i są „brudne”, ale mi akurat nie robi to różnicy, a nawet mnie to pociąga…. Choć myślałam, że ich nakładanie będzie trochę łatwiejsze - peeling nie mają jednolitej konsystencji i nabiera się ich więcej, niż tego wymagają (właścicielka zapewniała, że są bardzo wydajne). Nie jestem też pewna, co do efektów ich stosowania – recenzje w necie mają bardzo dobre, ale naturalne kosmetyki nie zawsze są szybko skuteczne; zależy w jakim celu je stosujemy. Ogólnie rzecz biorąc zazdroszczę trawiastym założycielkom takiego zajęcia i tego, że odważyły się produkować takie niszowe i pełne roślin kosmetyki.  

Skończyłam też czytać „Fitness umysłu” i zastanawiam się, skąd ta Skalska, choć taka młoda (28 lat), tak dobrze zna mnie i moje zachowania oraz nawyki myślowe….Książka trochę chaotycznie i przydługo napisana i momentami nie chciało mi się jej kontynuować (wolałabym wypunktowania – konkretne, jasne i zwięzłe, a nie długie rozpisywanie się), ale merytorycznie bardzo w punkt i bardzo pożytecznie. Na końcu prawie się rozpłakałam, w zasadzie to z żalu nad sobą i moimi głupimi schematami i oczekiwaniami, przez które ranię siebie oraz bliskich, choć jestem ich świadoma, ale tak są wbite w moją mózgownicę, że nie mogę się ich pozbyć, mimo, że wiem, że w danej sytuacji powielam schemat, nawyk, że to jest głupie i nie powinnam/nie chcę tego robić.  Skalska odrzuciła wszystkie schematy, nawykowe zachowania, przekonania, przesunęła granice ogólnie przyjętych norm i regularnie oczyszcza swoje myśli i trzyma się siebie i swojej intuicji. Nie pozwala intelektowi/umysłowi przejąć kontroli nad intuicją i nie pozwala sobie na standardowe, nawykowe, ogólnie przyjęte zachowania.


„A może jednak szczęście czasami pachnie, jest kolorowe i smakuje truskawkami? Sprawdź sama.”

2 komentarze:

  1. Hej :) .
    Może uczyć dzieci, że oceny nie są ważne? No, na tyle, żeby klasy nie powtarzać bo szkoda czasu. Ale poza tym.. Tego jednak trzeba nauczyć i nauczyć, że nauczyciele nie zawsze mają rację, a to co jest pasją i interesuje łatwiej będzie opanować. W sumie sprowadza się to do nauczenia świadomości siebie, tej asertywności właśnie też.
    Na festiwal vege nie miałam czasu. I dobrze, bo pewnie niczego nie było co byłoby na moja kieszeń - na pewno nie te kosmetyki. Nawet gdyby to była połowa tej ceny ;) . I to jest problem z całą ideą wege żarcia, kosmetyków,środków czystości, ciuchów.. nie można propagować czegos, co jest dla wielu cenowo nie osiągalne. Albo inaczej - można, nawet trzeba, ale nie należy mieć oczekiwań, że wszyscy zaaprobują. Wszystko co jest na ich stronie pięknie brzmi i ja osobiście sie zgadzam, popieram, wiedząc jednocześnie, że nigdy sobie na nic nie pozwolę.
    Sama się staram i innym mówię, ale tylko w zakresie takim, w jakim można coś osiągać najmniejszym kosztem albo bez kosztu ;)
    D.
    ps. mogłabyś się odezwać kiedyś...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Dobrusiu:), dziękuję za Twój komentarz, jak zwykle cenny:). Tak, tak, to rozwija asertywność i świadomość siebie, ale jest to niekończąca się nauka... Pamiętam, jak dyrektorka przedszkola życzyła mi, żeby dziewczyny niekoniecznie umiały wszystko na piątkę, ale żeby umiały poradzić sobie w życiu, żeby były mądre nie książkowo, tylko życiowo i to jest bardzo dobry kierunek, ale ciężko tak zupełnie nie przejmować się tym systemem szkolnym...

      Tak, te wszystkie eko-kosmetyki są bardzo drogie, a trawiaste szczególnie. Chyba dziewczyny trochę przesadziły z ceną... Wypróbowałam i nie są tak wydajne, jak mówiły, ale ich najbardziej urzekającą cechą jest prawdziwy i niesamowity zapach natury..... Kupiłam na próbę i te tańsze cenowo, może miały nawet niższą cenę na tym festiwalu, ale regularnie na pewno nie będę ich kupować... Są "trudne" w użyciu: konsystencja bardzo dziwna, przez to się rozsypują, wszędzie drobinki kosmetyku, po trzymaniu w lodówce nie mogłam wyjąć ze słoiczka, bo stwardniało, słoiczek wyleciał z rąk przy próbie wyciągnięcia kosmetyku, itp, itd. Ale zapach "powala"....:)

      Ściskam Cię mocno i życzę dużo ciepełka w te chłodne dni!

      Usuń