niedziela, 15 października 2017

Tyle rzeczy się dzieje i mam wrażenie, że ostatnio pisałam na blogu dawno, dawno temu, a nie w środę. Mam dużo przemyśleń, tylko jak zwykle czasu i sił brak, żeby o tym pisać, więc napiszę o pięknych momentach:
- cudne kolorowe zachody słońca i niebieskie niebo - szkoda, że nie można się zatrzymać samochodem i zrobić zdjęcia
- bardzo miła pani fizjoterapeutka w czwartek, która "wbijała" mi się w powięzie z siłą, o którą bym jej nie podejrzewała ;); wcześniej udało mi się spotkać z Zuzią i Rafałem, którzy wychodzili od alergologa
- w czwartek byłam również w ciągu dnia w szpitalu wojskowym, nie zastałam wprawdzie lekarza prowadzącego taty, ale wyszłam innym wyjściem, niż zawsze i poczułam się, jak w wiekowym pięknym parku, puściutkim i pełnym cudnych kolorów liści podświetlanych słońcem. Jak ja wtedy dziękowałam za tę możliwość wyjścia z biura i doświadczenia tak cudnej i ciepłej pogody!

- w piątek ucieszyłam się, że pojawił się już repertuar na Tydzień Kina Niemieckiego w listopadzie i oczywiście zakupiłam już bilety. Filmy jak zawsze poruszające głębokie i teraźniejsze tematy, a przy okazji okazja do poćwiczenia niemieckiego;-).
- w piątek też krótki chill-oucik w naszej lokalnej cafe, gdzie mają najlepszą gorącą czekoladę pod słońcem!
- w sobotę ranna pobudka i warsztaty programowania do 14.00 organizowane przez nas dla różnych dziewczyn, które uczestniczyły w podobnych warsztatach "Django girls". To taki darmowy wkład w lokalną społeczność przez firmę, no i trochę reklamy, żeby w przyszłości, jak dziewczyny będą szukać pracy, to żeby o nas pamiętały. Podziwiałam je, że im się chciało, niektóre przyjechały spoza Wrocławia. Z różnych branż, niektóre chcą się przekwalifikować, niektóre pasjonuje programowanie. Mnie raczej nie. Nie mogłabym pisać takim maczkiem;) i ciągle siedzieć przed kompem. Ale niektóre dziewczyny były zafascynowane swoimi efektami pracy.

- po tych warsztatach zawiozłam Zuzię do koleżanek do Smolca, potem szybko do domu się przebrać i pojechaliśmy do Gosi i jej rodzinki do pięknej Zawoni, która znajduje się w jeszcze piękniejszych lasach trzebnickich. Było ciepło i poszliśmy na spacer do pobliskiego lasu - pachniało drewnem i lasem. Jak zwykle za mało czasu na rozmowy, bo trzeba było odebrać Zuzię ze Smolca. Potem próbowałam czytać jeszcze Skalską i "Fitness umysłu", ale zasypiałam.







- dzisiaj letnia pogoda i bardzo chciałam wyjść z domu na łono natury. Dla konstytucji Vaty najlepszym odpoczynkiem jest prawdziwy odpoczynek w bezruchu - na przykład leżenie sobie na trawce. Marzę o czymś takim, a jednocześnie codziennie gnębi mnie ta "aktywność fizyczna", której nie mam. No to wsiedliśmy na rowery, choć dla mnie to było wyjście z tak popularnej obecnie strefy komfortu. Tak, było pięknie, cudne widoki i malinki, słońce, zieleń i kolory jesieni, zapachy lasu, wiatr we włosach, frajda z szybkiej jazdy z górki, mieniące się w słońcu babie lato i satysfakcja z tego, że udało się przejechać, choć ciężko było pedałować. Dobra kawa i ciasto od firmy w "Karczmie w polu" koło Kątów Wrocławskich oraz bardzo miła pani kelnerka. W lesie rower mi się ześlizgnął na błocie i prawa stopa wpadła do kałuży - ale, co tam, dobrze, że było ciepło ;-).









Przez te kilka dni miałam momenty, gdzie fizycznie odczuwałam potrzebę ograniczenia bodźców i pustki w umyśle. Wierzę, że to co odbierają nasze zmysły wpływa na nasz nastrój i na poziom naszej energii. Kiedyś to uwielbiałam, ale teraz wzbraniam się przed czytaniem książek i oglądaniem filmów, które bardzo wpływają na emocje, szczególnie negatywnie. Tak samo jest z muzyką. Dlatego trochę się wahałam przed kupnem biletów na te niemieckie filmy i tych za bardzo "dołujących" nie wybrałam. Mam na półce dużo książek, czekających na przeczytanie, ale jakoś odruchowo je odsuwam, bo boję się tamtych emocji. W moim życiu jest dużo chaosu, a jeszcze mam wnikać w obce historie? Nie wiem już sama... na pewno dają one zapomnienie, bo tak wciągają, ale zawsze się je bardziej lub mnie przeżywa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz