wtorek, 15 sierpnia 2017

Dzień z pewnością był piękny, ale ja obudziłam się w dziwnym nastroju. Było mi bardzo smutno. Pół godziny jak zwykle odwlekałam wstanie z łóżka. Potem postanowiłam poćwiczyć jogę, ale miałam zakwasy z przedwczoraj i ciężko mi było się rozciągnąć. Nie poprawiło mi to w ogóle nastroju, a włączyłam sobie sesję na jego polepszenie. Zdołowałam się tylko słabością i sflaczałością mojego ciała i zirytowałam powolnością prowadzącej instruktorki.  Potem trochę mi się polepszyło, gdy odezwała się kobieta w sprawie mojego wczorajszego ogłoszenia o oddaniu piętrowego łóżka dziewczyn. Ale myślała, że barierka będzie wyższa. Za chwilę odezwała się następna pani, która bardzo się ucieszyła, że łóżko jeszcze jest dostępne (wzięła nawet stare materace!). Przyjechała o 15.00 i daliśmy jej jeszcze trzy szafki, zabawki, pościel i parę innych rzeczy. Ma trójkę dzieci (samotna matka) i na szczęście dużo miejsca w mieszkaniu (stare budownictwo). Cieszyłam się bardzo, że mogliśmy pomóc ludziom w potrzebie, bo szkoda by było wyrzucać te meble na śmietnik. Chociaż raz FB okazał się przydatny! ;) Jedna z córek Urszuli (8 lat)  jest chora na tarczycę i przez hormony stała się otyła – miałam łzy w oczach, jak opowiadała, że kiedy przytrzymała drzwi starszej pani, ta jej odpowiedziała „Dziękuję grubasko”. Nim oni to wszystko odebrali, przez pięć godzin sprzątaliśmy i chowaliśmy do worków zawartość szafek (niestety dziewczyn nie było i nie mogły segregować na bieżąco). Załamałam się ogromem tej zawartości! Odkąd przestałam regularnie sprzątać pokój dziewczyn, to to wszystko tylko narastało. Nie wiem, jak to się zmieści w nowych szafkach, których będzie mniej, niż teraz. "Uroki" małego mieszkania! Będąc minimalistką przerasta mnie taka ilość przedmiotów. Część przejrzałam pod kątem oddania córkom Urszuli, ale po chwili się poddałam, bo wytrącało mnie z równowagi zastanawianie się, co zostawić, a co nie. To samo mam z książkami! Nie kupuję już nowych, jedynie naprawdę wyjątkowe i rzadko, ale i tak te co mam, już są poupychane. Marzę o trochę większej przestrzeni, żeby ją poczuć i nie musieć czuć się przytłoczoną przedmiotami, których i tak mamy mało (!). Marzę o czasach, kiedy byłam mała i kiedy wszystkiego dookoła było bardzo mało. Miałam jedną czy dwie lalki i jednego pieska pluszowopodobnego. Obecnie mając dzieci trudno być minimalistą.

Urszula godzinę wynosiła meble wraz z bratem, potem ja godzinę gotowałam super barszcz z ekologicznych buraczków od Piotrka i Danusi z niedzieli, a potem następną godzinę kserowałam karty informacyjne i wyniki badań z leczenia taty. Jak już zaczęłam kserować, to weszłam na moje kursy online z ajurwedy i wydrukowałam zaległe lekcje, dla siebie i Dominiki. Dochodziła już 20.00 i poszliśmy na godzinny spacer do lasu, zeby się trochę przewietrzyć. Nie wiem, kiedy zdołam przeczytać i wdrożyć w życie te lekcje online, naprawdę nie wiem. Są tam ciekawe rzeczy, gotowe przepisy na odchudzanie z ajurwedą, dużo też fajnych treści o psychologii. Tylko czy jest tam informacja, jak zmieścić to wszystko, całe życie w ok. 15 godzinach pojedynczego dnia (Ajurweda zaleca pójście spać najpóźniej o 22.00, żeby serce i wątroby mogły się zregenerować)? Osiem godzin pracy, godzinę lub więcej na dojazd, godzinę na zakupy, godzinę na gotowanie, godzinę lub więcej na załatwienie spraw w mieście (w poniedziałek w Castoramie musiałam sama sobie wystawiać fakturę w fakturomacie, co oczywiście zabrało mi dużo czasu) lub odwiedzenie rodziców, mycie naczyń, sprzątanie, codzienne ćwiczenia, medytację, spacer, czytanie, mycie się (najlepiej z wyciszającym automasażem), pranie i prasowanie? A jak wypadnie coś nadprogramowego typu wizyta u lekarza i czekanie, większe czy pilne zakupy, pomoc dzieciom w lekcjach, pomoc rodzicom, itp.? A jakiś film, koncert? Nie wiem, jak to zrobić. Ponadto, z całą powagą stwierdzam, że nie służy mi powietrze Wrocławia. W Rumunii przez 12 dni, dzień w dzień wędrowałam kilka kilometrów w 40-stopniowym upale, jedząc minimalnie, zwiedzając, czytając o odwiedzanych miejscach, konwersując z tubylcami i krótko śpiąc. Odkąd tu jesteśmy z powrotem, zaczyna mnie znowu ogarniać zmęczenie, senność i brak sił. Nie chcę jutro spędzać ośmiu godzin w  zamknięciu, kiedy lato w rozkwicie i niedługo już zamieni się w jesień! Tak bardzo chciałabym mieć czas usiąść w spokoju, przeczytać wszystkie zaległe książki i gazety i się ich pozbyć. Wyprać całą pościel, kiedy dziewczyn nie ma, wyprasować wszystko na spokojnie, ogarnąć kwiatki na balkonie. Nie nadążam i nie czuję się z tym dobrze. Miałam dzisiaj kończyć opis wakacji w Rumunii. Będę pisać go w częściach i publikować fragmenty, nie da się inaczej :/. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz