Dzień z pewnością był piękny, ale ja obudziłam
się w dziwnym nastroju. Było mi bardzo smutno. Pół godziny jak zwykle
odwlekałam wstanie z łóżka. Potem postanowiłam poćwiczyć jogę, ale miałam
zakwasy z przedwczoraj i ciężko mi było się rozciągnąć. Nie poprawiło mi to w
ogóle nastroju, a włączyłam sobie sesję na jego polepszenie. Zdołowałam się
tylko słabością i sflaczałością mojego ciała i zirytowałam powolnością prowadzącej
instruktorki. Potem trochę mi się
polepszyło, gdy odezwała się kobieta w sprawie mojego wczorajszego ogłoszenia o
oddaniu piętrowego łóżka dziewczyn. Ale myślała, że barierka będzie wyższa. Za
chwilę odezwała się następna pani, która bardzo się ucieszyła, że łóżko jeszcze
jest dostępne (wzięła nawet stare materace!). Przyjechała o 15.00 i daliśmy jej
jeszcze trzy szafki, zabawki, pościel i parę innych rzeczy. Ma trójkę dzieci
(samotna matka) i na szczęście dużo miejsca w mieszkaniu (stare budownictwo).
Cieszyłam się bardzo, że mogliśmy pomóc ludziom w potrzebie, bo szkoda by było
wyrzucać te meble na śmietnik. Chociaż raz FB okazał się przydatny! ;) Jedna z córek Urszuli (8 lat) jest chora na tarczycę i przez hormony stała
się otyła – miałam łzy w oczach, jak opowiadała, że kiedy przytrzymała drzwi
starszej pani, ta jej odpowiedziała „Dziękuję grubasko”. Nim oni to wszystko
odebrali, przez pięć godzin sprzątaliśmy i chowaliśmy do worków zawartość szafek (niestety dziewczyn nie było i nie mogły segregować na bieżąco).
Załamałam się ogromem tej zawartości! Odkąd przestałam regularnie sprzątać
pokój dziewczyn, to to wszystko tylko narastało. Nie wiem, jak to się
zmieści w nowych szafkach, których będzie mniej, niż teraz. "Uroki" małego mieszkania! Będąc minimalistką przerasta
mnie taka ilość przedmiotów. Część przejrzałam pod kątem oddania córkom
Urszuli, ale po chwili się poddałam, bo wytrącało mnie z równowagi
zastanawianie się, co zostawić, a co nie. To samo mam z książkami! Nie kupuję
już nowych, jedynie naprawdę wyjątkowe i rzadko, ale i tak te co mam, już są
poupychane. Marzę o trochę większej przestrzeni, żeby ją poczuć i nie musieć
czuć się przytłoczoną przedmiotami, których i tak mamy mało (!). Marzę o
czasach, kiedy byłam mała i kiedy wszystkiego dookoła było bardzo mało. Miałam
jedną czy dwie lalki i jednego pieska pluszowopodobnego. Obecnie mając dzieci
trudno być minimalistą.
Urszula godzinę wynosiła meble
wraz z bratem, potem ja godzinę gotowałam super barszcz z ekologicznych
buraczków od Piotrka i Danusi z niedzieli, a potem następną godzinę kserowałam
karty informacyjne i wyniki badań z leczenia taty. Jak już zaczęłam kserować,
to weszłam na moje kursy online z ajurwedy i wydrukowałam zaległe lekcje, dla
siebie i Dominiki. Dochodziła już 20.00 i poszliśmy na godzinny spacer do lasu, zeby się trochę przewietrzyć. Nie wiem, kiedy zdołam przeczytać i wdrożyć w
życie te lekcje online, naprawdę nie wiem. Są tam ciekawe rzeczy, gotowe przepisy na odchudzanie
z ajurwedą, dużo też fajnych treści o psychologii. Tylko czy jest tam
informacja, jak zmieścić to wszystko, całe życie w ok. 15 godzinach pojedynczego
dnia (Ajurweda zaleca pójście spać najpóźniej o 22.00, żeby serce i wątroby
mogły się zregenerować)? Osiem godzin pracy, godzinę lub więcej na dojazd,
godzinę na zakupy, godzinę na gotowanie, godzinę lub więcej na załatwienie
spraw w mieście (w poniedziałek w Castoramie musiałam sama sobie wystawiać
fakturę w fakturomacie, co oczywiście zabrało mi dużo czasu) lub odwiedzenie
rodziców, mycie naczyń, sprzątanie, codzienne ćwiczenia, medytację, spacer, czytanie,
mycie się (najlepiej z wyciszającym automasażem), pranie i prasowanie? A jak
wypadnie coś nadprogramowego typu wizyta u lekarza i czekanie, większe czy
pilne zakupy, pomoc dzieciom w lekcjach, pomoc rodzicom, itp.? A jakiś film,
koncert? Nie wiem, jak to zrobić. Ponadto, z całą powagą stwierdzam, że nie
służy mi powietrze Wrocławia. W Rumunii przez 12 dni, dzień w dzień wędrowałam
kilka kilometrów w 40-stopniowym upale, jedząc minimalnie, zwiedzając, czytając
o odwiedzanych miejscach, konwersując z tubylcami i krótko śpiąc. Odkąd tu
jesteśmy z powrotem, zaczyna mnie znowu ogarniać zmęczenie, senność i brak sił.
Nie chcę jutro spędzać ośmiu godzin w zamknięciu,
kiedy lato w rozkwicie i niedługo już zamieni się w jesień! Tak bardzo
chciałabym mieć czas usiąść w spokoju, przeczytać wszystkie zaległe książki i
gazety i się ich pozbyć. Wyprać całą pościel, kiedy dziewczyn nie ma, wyprasować
wszystko na spokojnie, ogarnąć kwiatki na balkonie. Nie nadążam i nie czuję się
z tym dobrze. Miałam dzisiaj kończyć opis wakacji w Rumunii. Będę pisać go w
częściach i publikować fragmenty, nie da się inaczej :/.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz