sobota, 22 lipca 2017






Uwielbiam ciszę, tzn. wtedy kiedy słychać odgłosy natury, ale nie ma w niej zbędnego ludzkiego gadania, krzyków, przekleństw, itp. Teraz jest taka cisza. Tak, jakby wszyscy dookoła już spali. Prawdziwa cisza przed burzą (wieje wiatr, nadciągnęły ciemne chmury). W domu też cisza. Rozkoszuję się tą ciszą, bo wiem, że jest deficytem w naszych czasach. Podczas dzisiejszej przejażdżki rowerowej po Dolinie Baryczy też mogłam posłuchać ciszy. Brzęczenie owadów na łąkach, krzyki ptaków nad stawami, trzepot skrzydeł drapieżników, szum wiatru w lesie, klekot bocianów. Uwielbiam! Można się wyciszyć, wtopić w otaczającą przyrodę, w ten spokój i totalny brak pośpiechu. Trasa niezwykle malownicza, ale dla mnie momentami trudna (prawie 50 km). Poza tym chciałam jechać rekreacyjnie - nie śpieszyć się, nad czym trochę ubolewał małżonek ;). To niesamowite, że tak blisko Wrocławia jest tyle dzikiej przestrzeni, bezkresnych pól, lasów i wielkich stawów. Miałam wrażenie, że jesteśmy w jakimś gęstym dzikim borze. Pachnące od słońca lasy sosnowe przypominały mi wakacje dzieciństwa spędzane nad morzem oraz trasy na Wolinie, które pokonywaliśmy z dziewczynami z tyłu w fotelikach. W Dolinie Baryczy jest wszystko, lasy jak nad morzem, stawy jak nad jeziorami na Mazurach, pola ze złotym zbożem i wysoką kukurydzą, znaki drogowe z krowami, końmi i rowerzystami, jeźdźców na koniach oraz dzikie knieje ;). Wcześniej zjechaliśmy część od Żmigrodu do Milicza, a dzisiaj od Milicza na zachód. I dopiero tam odkryliśmy prawdziwą dziką przyrodę! Tamte rejony to była namiastka tego, co zobaczyliśmy dzisiaj. Jak ktoś potrzebuje zanurzenia się w przyrodę i jej dźwięki, ucieczki od cywilizacji i pięknych widoków dla oczu i duszy to gorąco polecam! W Hubertówce w środku tej wielkiej zielono- niebieskiej przestrzeni zatrzymaliśmy się na dłużej, poszłam nad wodę i wgapiałam się w dziesiątki zielonych żab, większych i mniejszych, które skakały do wody, siedziały na "plaży" i liściach lilii wodnych lub pływały. Widok był zachwycający :-).








Wczoraj chciałam iść na protest, ale gdy już trzeba było wychodzić, po prostu padłam i zasnęłam. Wcześniej chodziłam prawie dwie godziny po lesie i fotografowałam motyle, których w tym roku jest definitywnie więcej niż pszczół. Wielokrotnie widziałam bardzo dużo motyli na tym samym krzaku/kwiatku. 






Odebrałam też listy polecone z poczty - jeden wzywający mnie na świadka w sprawie przeciwko mojemu belgijskiemu pracodawcy sprzed 3 lat. Nie chcę tam iść, i tak nie pamiętam szczegółów, to tylko strata czasu i niskie, negatywne wibracje. Już raz byłam świadkiem w sądzie i oskarżona zadawała mi dziesiątki pytań, jedno po drugim, a ja stałam 4 godziny bez wody w czerwcu i czułam się, jakbym to ja popełniła przestępstwo. Odchorowywałam to długo. Nie chcę tego powtarzać. Zamknęłam już tamten rozdział mojego życia i nie chcę mieć niczego wspólnego z tym pracodawcą - socjopatą.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz