wtorek, 28 marca 2017


Powinnam już spać, ale jak nie wyrażę mojej wdzięczności teraz, to umknie ona z wiatrem i po jakimś czasie nie będę pamiętać o tych wszystkich ciepłych słowach od kochanej Stefy z Włoch, która lepiej mówi po polsku niż nie jeden Polak, od Beatki, od Jochena z Niemiec, od Darka z pracy, od Agnieszki z Rady Rodziców w gimnazjum (wczoraj mieliśmy spotkanie) i od mojego męża. O rozmowach ze współpacjentami taty i z niektórymi "ludzkimi" pielęgniarkami. Dziękuję za wszystkie dobre myśli i modlitwy.


Nie chcę pisać o tym, że w szpitalu chaos i dają nie te lekarstwa, co trzeba, lub dają, kiedy nie mają dawać, i że dzisiaj rano był ogromny korek do szpitala, bo przejazd blokowała ciężarówka i próbowałam objechać trzema różnymi drogami, a i tak straciłam pół godziny. Szpital zbudowano w miejscu do którego nie ma dojazdu - świetnie, nie? Wolę napisać, że dzisiaj piękna letnia pogoda, którą odczułam dopiero o 18.30, kiedy wysiadłam z samochodu przed domem. Ale w pracy mi się dzisiaj super fajnie pracowało, więc nawet nie zatęskniłam za świeżym powietrzem. Tak bardzo jestem wdzięczna za to, że nie muszę rano być w pracy o konkretnej godzinie i dzięki temu mogę rano być u taty z ciepłym (ajurwedyjskim) śniadankiem. Jestem też wdzięczna za krótki spacer do lasu z Zuzią, na który wybrałam się po przyjeździe do domu, żeby trochę przewietrzyć głowę. W końcu dziecko miało pół godziny, żeby z matką porozmawiać na spokojnie ;-). Ptaki śpiewały przecudownie, jedne przez drugie. Uwielbiam zapach ciepłego wieczoru!


Wracając od taty pomyślałam sobie, że niektórzy nie mają takiego szczęścia jak ja, że mogą opiekować się swoimi rodzicami. Gdybyśmy mieszkali daleko, to codzienne wizyty w szpitalu nie byłyby możliwe. Mój umysł ciągle wymyśla pozytywne myśli, w ramach rekompensaty;).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz