Dzisiejsza przepiękna, letnia,
cudowna, ciepła pogoda była idealna na….. mycie okien! Moje były już bardzo
brudne, przez pobliską budowę, smog i długą zimę. Jako że słońce rzadko
świeciło przez ostatnie miesiące, to mało mnie „ruszało” błoto na szybie w
oknie kuchennym (teraz widzę, jak długą drogę musiałam przejść, żeby dojść do
stanu nieprzejmowania się brudnymi oknami i brakiem najczystszej czystości w
mieszkaniu;-), kiedyś byłoby to nie do pomyślenia!). Jak już byłam w domu i
mogłam patrzeć przez to okno, to zazwyczaj było już ciemno, więc mi to nie
przeszkadzało. Ale jak to mówią: okna w domu są oknami na świat, a poza tym
lubię przez nie obserwować niebo i chmury…J.
Myjąc okna ćwiczyłam uważność,
jak również kontynuowałam poranne ćwiczenia jogi rozciągając i wzmacniając
mięśnie ramion i rąk ;-). Uważne mycie okien jest cudowne! Szczególnie takich,
gdzie od razu widać efekt ich uważnego mycia. To jest naprawdę świetne
ćwiczenie! Przy okazji poświęciłam trochę czasu swoim roślinkom, które stoją
koło okna, co również uwielbiam robić.
Zmartwiłam się tylko tym, że
wielki kasztan, który rósł tutaj chyba od zawsze, i na którego tyle razy
patrzyłam przez okna siedząc przy stole, czy będąc w kuchni, został wycięty…..
W tym zagonieniu nawet nie zauważyłam, kiedy go zabili…. Wybudowali domy obok
niego, i pewnie im przeszkadzał…. Dlaczego Ci, co tak wszędzie wycinają drzewa,
są tak bardzo krótkowzroczni??? Nie będzie drzew, nie będzie nas, nie trzeba
mieć doktoratu, żeby wiedzieć, że drzewa zamieniają dwutlenek węgla na tlen, a
bez tlenu nie ma życia! Cierpię z każdym wyciętym drzewem…… Każdy morderca
drzew powinien przeczytać książkę „Sekretne życie drzew” i „Uzdrawiająca moc
lasu. Lecznicza energia drzew i roślin”.
Wieczorem poszliśmy obejrzeć
najnowszy film Martina Scorsese pt. „Milczenie”. I chyba powinnam go skwitować
milczeniem. Jeden z nielicznych filmów, z których chcieliśmy wyjść. Film chaotyczny,
nudny, niespójny i epatujący cierpieniem i religią. Zawiera bardzo długie sceny
cierpienia japońskich chrześcijan, których świadomość swojej własnej wiary była
niewielka. Cały czas zastanawiam się, jakie przesłanie miał mieć ten film, bo
zawsze szukam w filmach czegoś głębszego. Może, w świetle ataków Isis, Scorsese
chciał podkreślić wyższość chrześcijaństwa i pokazać, jak strasznie chrześcijanie
byli i są gnębieni, ale w tym wypadku i wielu innych na przestrzeni wieków,
podczas krucjat i konkwisty – na swoje własne życzenie. Rozumiem zachowania
tych głęboko wierzących misjonarzy, którzy uważali, że ich prawda jest tą
jedyną, ale tak samo jak myślą o swojej prawdzie wyznawcy innych religii i
chyba ważniejsze od narzucania swojej religii obcemu krajowi, jest
pozostawienie jego mieszkańców w pokoju i uszanowanie ich własnych zwyczajów i
wierzeń. Może reżyser, czy autor książki, na podstawie której był napisany
scenariusz filmu, chciał przedstawić dramat człowieka głęboko wierzącego, który
widzi, jak przez jego wiarę giną niewinni ludzie i szuka odpowiedzi dlaczego? Temat
szczytny, ale w filmie jest tych pytań i wątpliwości tak bardzo dużo, że stają
się przewidywalne i nudne… Książka ma dobre recenzje, pewnie jest lepsza od
filmu. Na film szłam też dla Liama Neesona, ale on gra tam tylko w trzech
scenach i robi te same miny, więc tu też się rozczarowałam. Wielki plus za
piękne zdjęcia i krajobrazy Japonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz