niedziela, 10 lutego 2019


Tyle przemyśleń, tyle wydarzeń, tyle nowych informacji i emocji w głowie i książek do przeczytania!
Jestem po zjeździe w szkole i jak zwykle wyszłam z zajęć pozytywnie naładowana, ale potem, po rozmowie z mamą, m.in. o tacie, znowu wrócił ten smutek, łzy i tęsknota… Po tych zajęciach jestem chyba jakoś tak szczególnie uwrażliwiona… Ale uwielbiam się uczyć! ;-). Szkoda tylko, że nie mam kiedy. Chyba większość uczestników zajęć jest na nich, żeby sobie pomóc, a ja głównie, żeby zdobyć nową (fascynującą) wiedzę, ale część informacji i tak mnie „rozwala”… Widzę, ile złego mogą w dzieciństwie zrobić programy rodzicielskie (ogólnie od dorosłych), jak bardzo potem je realizujemy, podświadomie jesteśmy lojalni wobec rodziców i kompletnie się gubimy w tym, kim jesteśmy na prawdę… Ile ról i gier gramy w związkach z partnerami… Jak bardzo ograniczają i hamują nas nasze przekonania…. Wykładowcy po kolei obnażają mechanizmy, według których działają ludzie, najczęściej podświadomie. Odruchowo zaczynam analizować „błędy” z przeszłości w moim życiu, i nie jest to miłe, ale szybko przestaję, no bo przecież już nic nie zmienię w tej przeszłości, już jej nie ma, po co tracić na to energię.

W piątek na zajęciach zestresowałam się tempem testu na zaliczenie z Psychologii Przestrzeni i miałam chwilowy dół, że chyba już nie jestem w stanie się uczyć. W sobotę, podczas prezentacji na Treningu Motywacyjnym, już poszło lepiej, ale też się stresowałam, chyba bardziej, niż kiedykolwiek podczas mojej edukacji.
W czwartek wyrwaliśmy się z miasta, żeby zobaczyć biały śnieg i niebieskie niebo. Jak ja tego potrzebowałam!!! Poczułam się jak ptak wypuszczony z klatki biura, samochodu i mieszkania. Potrzebowałam otwartej przestrzeni przed mną! Pogoda była przecudowna, wbrew prognozom, które mówiły o zimnie i wilgoci, a świeciło przepiękne słońce i nieźle przygrzewało. Chcieliśmy wejść na górę, ale z powodu zapowiadanego zimna zmieniliśmy trasę i wybraliśmy „lajtowy” Kamieniec Ząbkowicki i pięknym jak zwykle pałacem Marianny Orańskiej. Byliśmy tam sami i było cudownie. Rzucaliśmy się śniegiem jak dzieci. Potem, w Polanicy, było już trochę ludzi, ale żadnych tłumów – było bardzo przytulnie. Oprócz tego, że akurat wtedy znaleziono zwłoki w lokalnej rzece, obok której przechodziliśmy  z parkingu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz