Ach, jak mi dobrze! Siedzę leżąc
sobie na łóżku i delektuję się pozumbowym zmęczeniem J i rozluźniającą magnezową
kąpielą. Ponad trzy godziny ćwiczenio-tańczenia. Nie wiem, co mnie wzięło, żeby
jeszcze dzisiaj pójść na specjalne zajęcia sobotnie. Ale wczoraj nie mogłam być
na Zumbie, więc dziś nadrabiałam. I było cudownie! Przyjechała koleżanka
naszego instruktora Rafała i prowadziła kilka kawałków, ale jednak Rafał i jego
układy są najlepsze. Ma bardzo dużo ruchów typowo tanecznych, wziętych z
różnych tańców i to jest wspaniałe. A dzisiejsza rozgrzewka była w rytmach
tango!!! Godzinę później byłyśmy już z Zuzią na specjalnej Masterclassie z
szalonymi i przewspaniałymi instruktorami z Hiszpanii i Rumunii. Odstawili
istny show na scenie, trochę jak teatr. Świetnie się zgrali, dopasowali i
uzupełniali. Było tyle śmiechu, radości i endorfin! Rano jeszcze zrobiłam sobie
moją sesję energizującej jogi, więc dzisiaj było bardzo sportowo ;-). A pogoda
cudowna, 17 stopni, kiedy wychodziłam z „maratonu walentynkowego” Rafała. Ale
jestem z siebie dumna! I wykończona ;).
Wczoraj był piękny zachód słońca,
nieziemski! Jechałam autostradą i naprzeciw siebie miałam ogromną otwartą
przestrzeń cudownego kolorowego nieba. Szkoda, że zdjęcia robione moim
telefonem tego nie oddadzą. Wcześniej zaszłam na chwilę do sklepu, a wracając
zajrzałam do Inmedio i wzięłam do ręki książkę Michelle Obamy „Becoming”.
Książka była dość gruba, a ja akurat otworzyłam na fragmencie opisującym pobyt
jej taty w szpitalu, ich pożegnanie i jego śmierć. Bardzo się tym wzruszyłam,
bo wczoraj akurat minęły cztery miesiące, odkąd nie ma na ziemi mojego taty.
Czasami bardzo mi go brakuje i nie wierzę jeszcze, że go już nigdy nie zobaczę
żywego. Byłby dumny z Natalki, która wczoraj została nagrodzona w kolejnym
konkursie recytatorskim, a dzisiaj jeździła z Michałem zabytkowym tramwajem, w
którym był koncert jazzowy. Mój tato pasjonował się tramwajami. Bardzo
zainteresowałby się również książką, którą prawie skończyłam – „Prezydentem”
Dutkiewicza, który w niej opowiada niesamowite dobre rzeczy o Wrocławiu i o tym,
ile się w nim działo i jak on działał i co robił, żeby Wrocław zdobył taką
wysoką pozycję, jaką ma obecnie. Dutkiewicz był niesamowicie skutecznym
wizjonerem oraz bardzo zaradnym i inteligentnym praktykiem i jestem pełna
podziwu i wdzięczności za to, że wyniósł Wrocław na takie wyżyny.
Uważam, że życie jest
fascynujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz