Dziś przeżyłam mistyczne
doświadczenie zjednoczenia się z przyrodą, stopiłam się z tu i teraz, byłam
tylko tam, wśród drzew, w ciepłym słońcu i delikatnym powiewie wiatru, które czułam na twarzy… Ach, to było cudowne! Ta piękna pogoda, to ciepło, niebieskie
niebo, cisza, w której było słychać tylko ćwierkające ptaki… Ten moment
bezruchu i totalnego spokoju był niesamowity. Doświadczyłam tego w lesie nad
stawem w parku należącym kiedyś do pałacu w Goszczu. Światło przenikające
wszystko było magiczne. Podobnie czułam się koło zabytkowego
mauzoleum podczas odkrywania starych niemieckich płyt nagrobnych, często przysypanych
liśćmi i ziemią.
Ten pałac musiał być kiedyś
potężny i przepiękny. Spłonął w 1947 i od tej pory jest w ruinie. Ale niektóre
zabudowania obok są odnowione, wielka szkoda, że nie wszystkie. I te stawy i las
za nimi. Nasunęło mi się porównanie, że to taki mały Lubiąż. W tym słońcu
wszystko to było niezwykłe.
Tak, jak kiedyś w Jaworze, widząc
jeszcze stare niemieckie napisy na elewacjach budynków, tak samo teraz,
szczególnie na starym cmentarzu, poczułam się tylko gościem na tej ziemi. We
Wrocławiu już nie ma tylu śladów, trochę napisów na Nadodrzu, ale na Dolnym
Śląsku to lokalne dziedzictwo jest bardzo wyraźne. Człowiek czuje się wtedy jak
w osobnym państwie – Śląsku. W Oleśnicy za to jest wspaniały Zamek Książąt
Śląskich, i wielkie kościoły katolickie ze strzelistymi wieżami, zaledwie 20 km
od wsi Goszcz, która tak naprawdę jest jednym wielkim kompleksem
pałacowo-parkowym z wielkim ewangelickim kościołem. Nasuwa mi się tylko jedno
podsumowanie: kluczem jest różnorodność, tolerancja, szacunek….
Oleśnica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz