Pisząc o braku postanowień
noworocznych zapomniałam napisać o jednym małym wyjątku: zamierzać przeżyć 21 dni bez narzekania! Temu, który wymyślił to wyzwanie za drugim razem zajęło pół
roku, aby ciurkiem przez 21 dni nie wydać z siebie ani jednego narzekania.
Tylko 21 dni!? Wczoraj myślałam, że jestem na dobrej drodze, żeby zrobić to
szybciej niż pomysłodawca. W radosnym nastroju, po porannych ćwiczeniach,
mantrze i modlitwie założyłam piękną bransoletkę i zaczęłam odliczanie. Ech,
człowiek nawet nie wie, jak automatycznie i bezmyślnie wypuszcza z siebie
negatywizmy (nawet ja, która pracuje nad uważnością i świadomością!). Uświadomił mi
to dopiero mój mąż.
No i dzisiaj musiałam zacząć od nowa. Niestety, poranna
śnieżyca nie ułatwiła mi zadania, a wręcz je uniemożliwiła. Całkiem zapomniałam
o tym wyzwaniu głośno wyrażając swoją dezaprobatę na widok korka, który
utworzył się od razu po naszym wyjechaniu z domu, za mini-vanem, który jechał
5km na godzinę! Dopiero jak znaleźliśmy się bezpośrednio za nim i jak
zobaczyłam jak tańczył na śniegu, żeby ruszyć na zielonym, zrozumiałam jego
powolność. Parę metrów po tym wydarzeniu i piętnastominutowym staniu „porzuciliśmy”
samochód, aby przesiąść się na tramwaj i oczywiście znowu miałam powody, bo
przesiadałam się jeszcze dwa razy i za każdym razem marzłam czekając na
przystankach. W pracy prawie cały dzień „rozmrażałam się” i kichałam. Cudowna
zima! :D :D :D. Powrót był jeszcze gorszy, bo przesiadkowy tramwaj musiał
przyjechać parę sekund wcześniej (uciekł mi) i znowu marzłam i przesiadałam się jeszcze dwa
razy. Po półtorej godzinie dotarłam.
No nic! Jutro jest nowy dzień i
nowy początek! :D Od jutra nie będę narzekać! :D Was też do tego zachęcam.
A teraz idę spać, bo to jest moje drugie małe postanowienie: chodzić wcześniej spać. Wstaję rano, żeby ćwiczyć, to powinnam wcześniej się kłaść, żeby być w miarę przytomną w pracy. A jutro po południu... szkolenie z metody Silvy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz