Zawsze o tej porze ogarnia mnie
jesienna melancholia, powietrze jest inne, chłodne poranki, w domu zimno przy
otwartych oknach… Ach, wszędzie czuć tę jesień! W moim przypadku melancholia
łatwo zamienia się w „zjazd” nastroju, szczególnie w weekendy, kiedy próbuję
odgruzować pękające w szwach mieszkanie, gotować na parę dni i martwię się o
lekcje i zdrowie moich dzieci… Wczoraj jeszcze nie było tak źle, gdyż na jodze
rozruszałam mięśnie ściśnięte po długim „siedzącym” tygodniu, i pogoda była
cudowna; pojechałam do rynku kupić podręczniki językowe dla dziewczyn i mogłam
naładować baterie słońcem. Okazało się, że część książek współtworzyła nasza kochana
Beatka Trapnell, więc przyśle je nam ze swoim autografem (anioł!). Jak już
byłam w rynku (raz na ruski rok), to musiałam się napić dobrej kawy – wracając do
samochodu zatrzymałam się w Charlotte. I przynajmniej podpisałam się w rynku na
listach „Ratujmy kobiety” i „Kontrola wyborów”.
(Właśnie przyszła Zuzia i
krzyknęła z zachwytem – za oknem jest cudowny różowo-pomarańczowy zachód
słońca, więc nie jest aż tak źle ;-) Szkoda tylko, że aparat w telefonie nie
oddaje tych wspaniałości…
Rano przemknął mi przed oczyma artykuł
o Marii Skłodowskiej- Curie, a że po ostatnio-przeczytanej biografii, bardzo
spodobało mi się czytanie o losach nieprzeciętnych kobiet, które musiały sobie
jakoś radzić z prozą życia, z radości sięgnęłam po książkę, którą kiedyś
nabyłam w Biedronce za 9 zł – „Maria Skłodowska-Curie i jej córki”. Dawno temu,
w młodości przeczytałam jej arcyciekawą biografię, napisaną przez jej córkę,
ale ta książka jest równie ciekawa i świetnie się ją czyta.
Ugotowałam dzisiaj m.in. aromatyczną
fasolkę czarne oczko z pomidorami i wiórkami kokosowymi, świeży szpinak,
którego wielką torbę kupiłam wczoraj za jedyne 4.5zł i upiekłam pyszne małe
buraki, z których część poszła do rozgrzewającego barszczu. A poza tym zmagałam
się z upływem czasu i dołowałam tym, że nie mogę po prostu siedzieć i czytać i
nic oprócz tego nie robić. W artykule chwalącym nicnierobienie przeczytałam,
żeby podczas nicnierobienia nie zamartwiać się tym, że coś czeka na zrobienie i
że brak czasu oznacza tylko brak prawdziwej koncentracji na danych zadaniach,
co sprawia, że wszystko dłużej trwa. Ja chyba mam z tym problem, bo nie
zdążyłam dzisiaj nawet wyjść na spacer…
Patrzę dookoła na kartony do
oddania z rzeczami z pokoju dziewczyn i
nie wiem, jak pozbyć się ich książek oraz młodzieżowych książek z moich czasów,
których one, niestety nie będą czytać. Komu i jak je dać? Ciężko znoszę te
rzeczy usuwane z pokoju dzieci - z większością kojarzy mi się ich dzieciństwo, (które
i tak za szybko minęło) i chcę zatrzymać czas. Ciągle walczą we mnie mój
sentymentalizm i wspomnienia (czyli przeszłość) z minimalizmem i życiem w
teraźniejszości. Można zwariować z tymi uczuciami…
KASIA,ja swoje książki oddaję do biblioteki. Zawsze chętnie są przyjmowane ☺. A czytanie często zamieniam na słuchanie. Nie ma nic lepszego niż dobry audiobook w kuchni ☺. Pozdrawiam. MO
OdpowiedzUsuń