niedziela, 10 września 2017

Zawsze o tej porze ogarnia mnie jesienna melancholia, powietrze jest inne, chłodne poranki, w domu zimno przy otwartych oknach… Ach, wszędzie czuć tę jesień! W moim przypadku melancholia łatwo zamienia się w „zjazd” nastroju, szczególnie w weekendy, kiedy próbuję odgruzować pękające w szwach mieszkanie, gotować na parę dni i martwię się o lekcje i zdrowie moich dzieci… Wczoraj jeszcze nie było tak źle, gdyż na jodze rozruszałam mięśnie ściśnięte po długim „siedzącym” tygodniu, i pogoda była cudowna; pojechałam do rynku kupić podręczniki językowe dla dziewczyn i mogłam naładować baterie słońcem. Okazało się, że część książek współtworzyła nasza kochana Beatka Trapnell, więc przyśle je nam ze swoim autografem (anioł!). Jak już byłam w rynku (raz na ruski rok), to musiałam się napić dobrej kawy – wracając do samochodu zatrzymałam się w Charlotte. I przynajmniej podpisałam się w rynku na listach „Ratujmy kobiety” i „Kontrola wyborów”.

(Właśnie przyszła Zuzia i krzyknęła z zachwytem – za oknem jest cudowny różowo-pomarańczowy zachód słońca, więc nie jest aż tak źle ;-) Szkoda tylko, że aparat w telefonie nie oddaje tych wspaniałości…

Rano przemknął mi przed oczyma artykuł o Marii Skłodowskiej- Curie, a że po ostatnio-przeczytanej biografii, bardzo spodobało mi się czytanie o losach nieprzeciętnych kobiet, które musiały sobie jakoś radzić z prozą życia, z radości sięgnęłam po książkę, którą kiedyś nabyłam w Biedronce za 9 zł – „Maria Skłodowska-Curie i jej córki”. Dawno temu, w młodości przeczytałam jej arcyciekawą biografię, napisaną przez jej córkę, ale ta książka jest równie ciekawa i świetnie się ją czyta.

Ugotowałam dzisiaj m.in. aromatyczną fasolkę czarne oczko z pomidorami i wiórkami kokosowymi, świeży szpinak, którego wielką torbę kupiłam wczoraj za jedyne 4.5zł i upiekłam pyszne małe buraki, z których część poszła do rozgrzewającego barszczu. A poza tym zmagałam się z upływem czasu i dołowałam tym, że nie mogę po prostu siedzieć i czytać i nic oprócz tego nie robić. W artykule chwalącym nicnierobienie przeczytałam, żeby podczas nicnierobienia nie zamartwiać się tym, że coś czeka na zrobienie i że brak czasu oznacza tylko brak prawdziwej koncentracji na danych zadaniach, co sprawia, że wszystko dłużej trwa. Ja chyba mam z tym problem, bo nie zdążyłam dzisiaj nawet wyjść na spacer…
Patrzę dookoła na kartony do oddania z rzeczami z pokoju dziewczyn  i nie wiem, jak pozbyć się ich książek oraz młodzieżowych książek z moich czasów, których one, niestety nie będą czytać. Komu i jak je dać? Ciężko znoszę te rzeczy usuwane z pokoju dzieci - z większością kojarzy mi się ich dzieciństwo, (które i tak za szybko minęło) i chcę zatrzymać czas. Ciągle walczą we mnie mój sentymentalizm i wspomnienia (czyli przeszłość) z minimalizmem i życiem w teraźniejszości. Można zwariować z tymi uczuciami…

1 komentarz:

  1. KASIA,ja swoje książki oddaję do biblioteki. Zawsze chętnie są przyjmowane ☺. A czytanie często zamieniam na słuchanie. Nie ma nic lepszego niż dobry audiobook w kuchni ☺. Pozdrawiam. MO

    OdpowiedzUsuń